Dlaczego ludzie nadają dzieciom drugie imię? Nie wiedzą, jak straszny był to zwyczaj
Urzędniczka Stanu Cywilnego dziwnie na patrzyła, gdy podawałam imię dla dziecka podczas rejestrowania go. "A drugie? No, niechże pani coś wymyśli, przecież powinno być drugie imię" - powiedziała. Ja jednak nie wymyśliłam, dla mnie nigdy nie miało to sensu. Sama mam dwa imiona i to drugie nigdy do niczego mi się nie przydało. A nie, przepraszam – mogłam coś wpisać w rozlicznych formularzach, które wypełniałam w ciągu całego życia. Tak więc mój syn ma jedno imię. "Jakoś tak ubogo" - stwierdziła wtedy moja zniesmaczona babcia. No trudno, to będzie ubogo.
Polacy zawsze lubili nadawać dzieciom więcej niż jedno imię
Co ciekawe, ogromna większość Polaków ma drugie imię. Tradycja ta liczy sobie na pewno ponad tysiąc lat. Już syn Bolesława Chrobrego, urodzony ok. 990 r., miał dwa imiona – Mieszko II Lambert. Kazimierz Odnowiciel na drugie miał Karol, a Władysław – Herman. Przez stulecia zwyczaj nadawania drugiego imienia na przemian to rozkwitał, to przygasał i na przykład w XVII wieku szlachta chrzciła swoje dzieci tylko jednym imieniem.
Kilkadziesiąt lat później z kolei przeciwnie – większość szlachty nazywała już potomków dwoma imionami. A osiemnastowieczna elita poszła jeszcze o krok dalej i nadawała dzieciom trzy, cztery, a nawet siedem i więcej imion. Dobrym przykładem jest niejaki Kazimierz Józef Antoni Walenty Rulikowski, który przyszedł na świat w roku 1780, a swoje imiona dostał odpowiednio na cześć: patrona dnia narodzin, dziadków, wuja i proboszcza, który go ochrzcił. Na bogato!
A właściwie – po co nam to drugie imię?
Od początku XX w. niemal wszystkie dzieci dostają dwa imiona, a zwyczaj ten jest trochę straszny. Chodzi o to, by dziecko nazwane było przynajmniej jednym imieniem świętego. Dzięki temu uzyska opiekę od swojego patrona w niebie, a gdyby zmarło, rodzice będą mieli pewność, że nie zamieni się w potwora. Jest to pozostałość dawnych, pogańskich wierzeń i lęku o bezpieczeństwo duszy chrzczonego dziecka!
Według wierzeń pogańskich dziecko posiadało dwie dusze. Dlatego konieczne było ochrzczenie go, bo to zapewniało mu opiekę anioła stróża. Stał on na straży tej drugiej duszy, dzięki czemu nie dopadły jej złe duchy. Gdyby się bowiem tak stało, dziecko, lub już dorosły człowiek, mogło zamienić się w strzygę, istotę o dwóch duszach i dwóch sercach.
Strzyga to straszny potwór. Zresztą od razu można było przewidzieć, czy dana osoba po śmierci stanie się nim, czy nie. Zdecydowanie szanse na to miał człowiek, któremu wyrosły dwa rzędy zębów i zrośnięte brwi. Zwykle wyrzucano go z wioski lub wręcz zabijano. W końcu w pewnym momencie mogły wyrosnąć mu ostre pazury i wielkie skrzydła...
Tak więc, nadawanie dziecku drugiego imienia, chroniło je przed zamienieniem się w strzygę. Jak można się domyślać, nie zawsze, bo przecież na pewno zdarzały się jednostki o zrośniętych brwiach i dwóch imionach...
Potworów się już nie boimy, ale zwyczaj kultywujemy
Dziś raczej nikt już nie boi się, że jego dziecko może zamienić się w strzygę, skoro ma tylko jedno imię (ja nie!), ale jednak tradycja podtrzymywana jest z dużym zaangażowaniem. Często to sposób, by uhonorować jakiegoś przodka – dajemy dzieciom drugie imię po babci, dziadku czy innym dalekim krewnym. Wierzymy, że dzięki temu dziecko odziedziczy także po nim niektóre pożądane cechy.
Czasem myślimy sobie, że drugie imię może przydać się dziecku, jeśli okaże się, że to pierwsze z jakichś względów nie będzie mu się podobało. Drugie imię może być także traktowane jako pewien kompromis. Gdy rodzice nie mogą dojść do porozumienia w tej kwestii i mama chce nazwać dziecko Jaś, a tata Krzyś, to Jan Krzysztof jest rodzajem polubownego rozwiązania. Bywa, że część rodziny zwraca się do dziecka, używając jego pierwszego imienia, a część – drugiego. Znam taki przypadek i co ciekawe, tej osobie (która jest już dorosła) zupełnie to nie przeszkadza.