Szczerze myślę, że mój mąż nadal wierzy w Mikołaja. W święta matki nie mają łatwo
Świeta na wysokich obrotach
"Już się zaczęło. Od kilku dni nie mogę normalnie zasnąć. Przetwarzam, analizuję i sprawdzam: czy już mam wszystkie prezenty, co popakowałam, a co jeszcze muszę zapakować, czy wystarczy papieru, czy jeszcze muszę go dokupić? W głowie usadzam gości i układam potrawy na półmiskach. Po przeprowadzce nie jestem pewna, czy mam tyle zastawy, ile potrzebuję. Obrus już kupiłam.
Codziennie na nowo analizuję, czy wszystko to, co zapanowałam, będę miała w ogóle jak zaserwować. Dokupiłam talerze, ale zapomniałam o szklankach, muszę je policzyć. Nie mogę nadal usnąć. Nie mam krzeseł. Pierwszy raz w święta będzie u nas tylu gości. Muszę pożyczyć krzesła. Nie mogę spać, a każdego wieczora jest coraz gorzej. Zadania do wykonania się piętrzą i mnie przygniatają.
W myślach układam listy zadań, ale bronię się przed kartką i ołówkiem. Moja mama tak robiła, była niewolnikiem listy zadań, ja nadal się łudzę, że moje podejście do świąt jest takie wyluzowane, że nie będę się przejmować... ale nie potrafię. Przejmuję się, podczas gdy mój mąż smacznie sobie chrapie.
A miało być tak pięknie
Obiecałam sobie wcześniejsze ozdobienie mieszkania, wspólne pieczenie pierniczków, rodzinny spacer, by obejrzeć miejską iluminację i świąteczne filmy, które w grudniu wprawią nas w świąteczny nastrój. Zamiast luźnych pomysłów czuję, że zawodzę. Prawie nic z tej listy się nie udało zrealizować. Zadręczam się, że miałam z dziećmi robić świąteczne ozdoby z papieru. Nie mam na to czasu.
Mój świąteczny nastrój nie istnieje, jestem sfrustrowana i zła. Bo chociaż lista Świętego Mikołaja jest długa, świąteczna lista matki jest jeszcze dłuższa. Jako główny koordynator, planista, szef kuchni czuję, że na kilka dni przed świętami już tracę rozum. Wybucham, krzyczę i płaczę, bo nie ogarniam podstawowych rzeczy. Brakuje mi czasu i energii. Całe zamieszanie zaczyna się jeszcze w listopadzie, to wtedy zamawiam prezenty, a mój mąż? On chyba nadal uważa, że przynosi je Mikołaj i w cudowny sposób pojawiają się pod choinką. Ale to nie tylko mój facet tak ma. Ostatnio sadzimy ze znajomymi i gadamy o jakiejś zabawce, a partner koleżanki rzuca: 'No ale tego nie kupujemy', ona dodaje: 'Dawno kupione i zapakowane'. Owszem panowie kupują coś żonom, może własnym rodzicom, ale cała reszta? To matki ogarniają prezenty dla dzieci, cioć, nauczycieli i osób, którym wypada dać choć drobny upominek. Wszystko na głowie kobiet.
To nie jest tylko kupowanie
Analizuję, wymyślam, dopytuję, kupuję, chowam, pakuję, segreguję, by nie pomylić, gdzie co zabrać i kiedy zawieźć. Bardzo angażuje się, chcę, by były trafione i przynosiły radość. Staram się i kombinuję, a przy okazji szukam najlepszych ofert cenowych, tracę na to naprawdę dużo energii i czasu. Pewnie mogłabym olać i kupić byle co. Straciłabym mniej nerwów i energii. Tyle że ja tak nie potrafię. Ozdabianie domu? Jemu wystarczy tylko choinka, która oczywiście w magiczny sposób sama się ubierze. To mi zależy na tym klimacie, dla mnie, dla dzieci, dla nas... by tworzyć wspomnienia i nastroić nas pozytywnie. Ale jeśli ja nie rzucę, że czas kupić choinkę, to sama do domu nie przyjdzie. Tak jest ze wszystkim. To, co powiem, jest zrobione, a mąż i dzieci ogarną porządki, zakupy czy ubieranie choinki, ale to ja muszę powiedzieć, że już czas, wyznaczyć zadania i przypilnować ich wykonania. Jestem tym potwornie umęczona.
W święta nie mam czasu na luz
Gdy naszykuję stół i zaserwuję wszystkie potrawy, a wszyscy zasiądą za stołem, nadal nie będę się potrafiła rozluźnić. Będę się przejmować, co palnie mój teść i jak odbierze to moja matka. Czy słowa mojego męża nie urażą mojej siostry? Czy tym razem mama pohamuje się z komentarzami o moim mężu... niby się nie kłócimy, ale wiem, że są słowa, które ich drażnią czy ranią. Znam ich świetnie. I choć nie mam na to absolutnie wpływu, chcę, by u mnie w domu wszyscy dobrze się czuli, więc będę się zamartwiać. Będę czatować w pogotowiu, by ratować niezręczną sytuację. Gdy odejdą od stołu, ja zacznę analizować, kto co powiedział i czy przypadkiem kogoś nie uraziłam. To bożonarodzeniowa tradycja zarezerwowana dla mnie. Znam swoją rolę w tym świątecznym cyrku i wiem, że większość tych sytuacji wynika z faktu, że nie umiem zapanować sama nad sobą, odpuścić. Ale nie tylko ja tak mam...
Widzę to na około. Te teksty o wyluzowanych świętach, wypowiadane przez pędzące, spięte matki, które wszystko same ogarniają, analizują i się martwią. Bo jak się mniej przejmować i być bardziej wyluzowanym, skoro pozostali nie widzą tego absurdu. Nie dostrzegają i nie rozumieją, co przeżywają kobiety w święta. Tak łatwo powiedzieć - wyluzuj.
A ja nie chcę wyluzować, nie chcę kupować gorszych prezentów, gościć moich gości mniej uroczyście. Ja jedyne, co chcę, to, by mój mąż sam z siebie przejął inicjatywę i mnie odciążył. Bez wytycznych, wskazówek i podpowiedzi z mojej strony. By wiedział, co robić i to robił. Bez spłycania i mówienia 'odpuść'...".