Wychodzę na biedotę, bo nie chcę dać na kolejną szkolną zbiórkę. Mam ważny powód
"Każdego roku w okresie przedświątecznym w szkole moich dzieci organizowane są zbiórki. Zbieramy artykuły higieniczne dla maluchów z domu dziecka, karmę dla zwierząt ze schroniska, no i oczywiście kompletujemy wspólną Szlachetną Paczkę. Do tego dochodzą jeszcze zbiórki dla potrzebujących rodzin ze szkoły, łącznie dostałam już 23 wiadomości o zbiórkach świątecznych" - zaczyna swój list Agata.
Nie da się pomóc wszystkim
"Już w poprzednich latach to przerabialiśmy. Dzieci mają wkładane do głowy, że w Święta trzeba się dzielić, że inni mają gorzej, że ciężko... Chcą pomagać, to naturalne. Sama też bym chciała, tyle że w tym roku naprawdę mnie na to nie stać. Czynsz za mieszkanie wzrósł mi z 500 zł na 1200, rachunek za prąd poszybował w górę, do tego wynajmuję lokal na działalność i tam też opłaty mnie zabijają" - przyznaje kobieta.
Agata jest z synami sama od 6 lat, jak pisze, na byłego męża nie ma co liczyć. "Założył nową rodzinę i robi co może, żeby z synami nie mieć kontaktu, zaniża zarobki, żeby nie płacić alimentów. De facto jesteśmy sami. Każdego dnia czuję, jak koszty życia rosną, a klientek w salonie coraz mniej, ludzie oszczędzają, a zaczynają od zbytków, więc usługi kosmetyczne nie mają dobrego czasu" - przyznaje.
Kobieta rozmawiała z synami, że w tym roku raczej nie będą uczestniczyć w zbiórkach organizowanych przez szkołę, bo nie stać jej na to. Jednak chłopcy zdają się odczuwać presję rówieśników. "Młodszy syn jest w trzeciej klasie i tam wciąż dzieciaki się przechwalają, kto co przyniósł, ile dali jego rodzice. On też chce móc się pochwalić, ale naprawdę nie stać mnie na tu, żeby wyłożyć kilkaset złotych na pomaganie!" - wyznaje Agata.
Nie wiem, czy w domu będą święta
Kobieta przyznaje, że już zrezygnowała z prezentów mikołajkowych dla synów, mocno musi ograniczyć też budżet na te gwiazdkowe. "Na Mikołajki dostaną po czekoladzie, a jak patrzę na ich listy do Mikołaja, to wiem, że czeka ich rozczarowanie, bo nie będzie ani konsoli, ani zestawu klocków... Nie wiem, czy cokolwiek będzie, póki co zjadają mnie opłaty".
Kobieta przyznaje, że szkolne zbiórki stawiają ją w kłopotliwej sytuacji, bo każdy coś przynosi, a ona odmawia synom, którzy nie do końca rozumieją, co się dzieje. "Niby im tłumaczą, że rata kredytu czy czynsz wzrosły o ponad 100 proc. ale to są tylko dzieci, oni chcą być jak koledzy, mieć to, co koledzy i przynosić karmę dla schroniska, jak wszyscy" - czytamy.
Dawanie jest dobrowolne
Nie jest to łatwa sytuacja i nie jest to łatwa rozmowa. Jednak w przypadku dzieci, zawsze najlepiej sprawdza się szczerość i wyjaśnienie sytuacji. Czasem pomocne może okazać się bardziej obrazowe przedstawienie sytuacji. Warto rozpisać chłopcom, jak bardzo wzrosły wydatki w ostatnim czasie, przypomnieć, że wcześniej, kiedy sytuacja była inna, mieliście czym się dzielić, dziś niekoniecznie.
Młodszy syn ma 9 lat, to już nie jest małe dziecko, warto w tej sytuacji potraktować go poważnie. Wyjaśnić, że kiedy karta się odwróci, znów będziecie mogli pomagać, ale w tym roku musicie skupić się na własnych wydatkach. Jeśli macie na to przestrzeń, wybierzcie jedną zbiórkę i kupcie coś niewielkiego, bo te małe gesty też mają znaczenie, jeśli i na to brak wam zasobów - odpuśćcie.