Sezon na straszenie rózgą właśnie się rozpoczął. Współczujemy wam, "niegrzeczne" dzieci
- Strach jest tym, co odbiera, a nie zasila. Permanentny lęk może powodować stałe zmiany w funkcjonowaniu naszego mózgu, całego systemu odpornościowego.
- Odbieranie dzieciom magii Świąt Bożego Narodzenia jest okrutne.
- Może, zamiast serwować im to, czego sami doświadczyliśmy, zmienimy ten krzywdzący schemat?
Za oknem pierwszy śnieg, a w ustach rodzica?
Rzecz o straszeniu Świętym Mikołajem. Właśnie za oknem opadają pierwsze płatki śniegu, moja córka wybiegła dziś do przedszkola, jak na skrzydłach, żeby wyglądać pierwszych sygnałów wyczekiwanej zimy. To jej ukochana pora roku, ze wszystkim, co się z nią wiążę. Również przez wzgląd na Święta Bożego Narodzenia. Jestem przekonana, że takich dzieci, jak ona jest potężne gros na całym świecie.
Co muszą czuć, kiedy zamiast współdzielenia radości, otrzymują od rodziców, dziadków, bliskich, komunikat: takim niegrzecznym dzieciom Mikołaj przyniesie rózgę, albo w ogóle do nich nie przyjdzie?
Okrucieństwo – i wcale nie czuję, że nadużywam tego słowa w tej sytuacji. Kim właściwie jest Mikołaj? Legendą, symbolem, znakiem magii Świąt. Tworem wymyślonym przez dorosłych, utrzymanym przez tyle lat przez dorosłych i w końcu tym, w kogo dzieci naprawdę z całego serca wierzą, przynajmniej niektóre z nich.
Okrucieństwo
Jaki jest sens okradania dziecka z tej niewinnej wiary, pięknej wiary w magię, którą sami stworzyliśmy? Jaki jest cel straszenia tym, co sami zbudowaliśmy? Czy Mikołaj nie istnieje po to, by stawać się powodem do radości? Jako dorośli, wpadliśmy w kolejne błędne koło. Wierzyliśmy w coś, jako dzieci, ktoś nam tę wiarę zabrał, a potem zgorzkniali przez resztę życia, rzucamy naszym dzieciom: Mikołaj patrzy! – z groźną miną.
Widzicie absurd i okrucieństwo? Nawet jeżeli, ktoś nam wiele lat temu odebrał tę magię, nie mamy żadnego prawa powielać tych szkodliwych schematów. Bądźmy dla swoich dzieci tym dorosłym, który nie używa lęku, jako narzędzia. Nie bądźmy oprawcami dla własnych dzieci, nie bądźmy słabi.
Siła dojrzałego rodzica nie polega na tym, żeby otoczyć dziecko bańką wyobraźni, którą ktoś w końcu i tak boleśnie przekłuje. Polega nam tym, by współdzielić z nim, to co już w nim jest. Jeżeli więc jest to dla 4-latki ekscytacja z powodu potencjalnego spotkania ze Świętym Mikołajem, to ja cieszę się na to „spotkanie” razem z nią. Nie wyjaśniam, na to wszystko przyjdzie może czas. Po prostu jestem, w chwilach pełnej wiary i w chwilach zwątpienia. Raczej słucham, niż mówię. I jestem. Nie straszę.