Afera w przedszkolach o szantażowanie dzieci jedzeniem. To powszechna praktyka?
Trauma na całe życie
Przedszkolne jedzenie to prawdziwa trauma z mojego dzieciństwa. Byłam niejadkiem, a może wcale nie? Bo moja mama nie przypomina sobie, bym w domu wybrzydzała. Może po prostu nie lubiłam tego, co serwowano w przedszkolu?
To temat trudny dla wielu dzieci, bo z mamusinej kuchni i ukochanych dań nagle trzeba się przestawić na to, co serwuje przedszkolna kuchnia. Tu nie ma wyboru, marudzenia, jest pora jedzenia i talerz. I choć mogłoby się wydawać, że minęło kilkadziesiąt lat i dziś już wiadomo, że zmuszanie dziecka do jedzenia nie jest dobre, to takie metody nadal nie są rzadkością.
Gdy po latach przyznałam się mamie, że byłam zmuszana do jedzenia, była w szoku. Nigdy się nie skarżyłam. Jako dziecko żyłam w przeświadczeniu, że to moja wina, że to ja jestem "niegrzeczna" i robię "coś złego". Do dziś nie lubię zupy mlecznej, a na widok kożucha na mleku mam odruch wymiotny. Siedziałam przy stoliku (albo w toalecie!), dopóki nie zjadłam wszystkiego z talerza. Dzieci się bawiły, a ja nadal siedziałam, czasem od posiłku do posiłku.
Pamiętam świetnie sytuację, gdy jako 4-latka, byłam karmiona na siłę... pewnie nie pierwszy i nie ostatni raz, ale tamtego dnia zwymiotowałam na panią. Dopiero jako dorosła zdałam sobie sprawę, jak olbrzymią krzywdę mi wyrządzono. Do tej pory na myśl o przedszkolu i o obiadach mam nerwowy ścisk żołądka. Zupy lubię dopiero od niedawna. Obiecałam sobie, że będę czujna i nie pozwolę, by tak traktowano moje dziecko.
Powrót do przeszłości
Gdy córka poszła do przedszkola, trochę się bałam tematu żywienia. Na szczęście z jednej strony menu było fantastyczne (panie kucharki były bardzo kreatywne i serwowały dzieciom cudeńka), z drugiej córka z apetytem wszystko zjadała. Odetchnęłam z ulgą, choć nie obyło się bez przygód.
Dzieci mają swoje małe "dziwactwa". Takim często nierozumianym zachowaniem mojego dziecka jest to, że pije tylko wodę. Podczas posiłków panie usilnie chciały ja namówić do próbowania nowych rzeczy do picia... ale na namowach się nie skończyło. Okazało się, że panie nie chciały jej dać wody, dopóki nie wypije napoju, który został jej podany.
Nie odejdzie, dopóki nie zje
Niestety okazuje się, że taki szantaż to nadal powszechna metoda w przedszkolach. Za każdym razem panie tłumaczą, że jest ogólna zasada i nie mogą traktować dzieci wybiórczo. Jest kompot i wszystkie mają pić kompot. Jest zupa, ma być cała zjedzona.
Na forach internetowych czy wśród opowieści znajomych nie brakuje historii, które często sami przerabialiśmy jako dzieci:
"Odkryłam, że panie zmuszają do zjedzenia wszystkiego, nawet jeśli dziecko nie chce czy nie lubi. Wczoraj byłam mimochodem świadkiem sytuacji: dziewczynka chce oddać talerz i mówi, że się najadła, a pani mówi do niej, by wróciła na miejsce, bo nie zjadła itd.".
"Córka nie jest niejadkiem, uwielbia warzywa i owoce. Pani wychowawczyni nie pozwala zjeść podwieczorku, jeśli nie zjadło się obiadu do czystego talerza. I mimo że córka zjada zupę, ziemniaki i surówkę, ale kotleta zostawi, to nie może dostać porcji owoców i warzyw na podwieczorek". "Dla mojego syna posiłki w przedszkolu stały się stresujące. On nie lubi zup i już. A panie nie chciały podać drugiego dania, dopóki nie zwróci pustego talerza po zupie".
"U nas w przedszkolu niby nie zmuszają, tylko zachęcają. Ale kiedyś usłyszałam, jak pani mówi 'jemy zupkę, jemy, pyszna zupka', a moje dziecko siedziało i szlochało nad talerzem, bo ono takiej zupy nie lubi, a boi się powiedzieć pani, że nie chce". "Mój synek jest dość dużym niejadkiem, a raczej wielu potraw nie lubi. Więc nie je. Panie przedszkolanki próbują go 'nauczyć jedzenia' różnymi dziwnymi metodami. Okazało się, że synek prawie codziennie jest karany. Kary stosowane przez panie przedszkolanki za nie jedzenie to: wyjście na korytarz, zakaz dokładki drugiego dania, jeśli nie zje zupy, jedzenie posiłków w obcej grupie".
"Córka wróciła do domu i dosłownie dostała ataku histerii, że posiłek musiała zjeść w innej grupie. Zapytałam, czy to jakaś kara? A ona na to, że nie: 'Pani chciała, bym zobaczyła, jak ładnie jedzą inne dzieci'".
Wina pani, a może to jednak rodziców?
Wśród odpowiedzi, jakie słychać z ust nauczycielek, wyłania się drugie dno. Często to rodzice naciskają na panie, by te "pilnowały" zjadania posiłków, bo "płacą za drogie żywienie", a dziecko i tak wraca głodne do domu. Jednak to żadne usprawiedliwienie, a na pewno przepustka do zmuszania dziecka do zjedzenia wszystkiego.
Podobną sytuację przedszkolnego szantażu ostatnio opisała na swoim facebooku dietetyczka Katarzyna Błażejewska-Stuhr Ekspertka wyjaśniła, dlaczego dzieci nie wolno przymuszać do jedzenia:
"Jeżeli stół będzie kojarzył się dziecku ze stresem, napięciem i złością, to nie liczmy na to, że zbudujemy w nim pozytywne konotacje. Dajmy dzieciom prawo do bycia sobą. Jedzenie ze strachu to nie jest właściwa motywacja.
Zmuszanie dzieci do jedzenia, gdy już nie chcą, może spowodować, że przestaną one odbierać sygnały ze swojego ciała, zignorują poczucie sytości, bo talerz jeszcze nie został wyczyszczony... W przyszłości skutkować to będzie nadmiernym objadaniem się" - przestrzega dietetyczka.
Ale problem nie dotyczy tylko przedszkola. "Jeśli zjesz ładnie zupkę, dostaniesz cukierka!", "Ziemniaczki zostaw, ale mięsko zjedz" - nieraz dzieci słyszą nad talerzem w domu, u babci, u cioci... Pamiętaj, zmuszanie dziecka do jedzenia to jedna z form przemocy. W sytuacji, w której nakazujemy dziecku jedzenie produktów, których sobie nie życzy, naruszamy jego granice.
Według zaleceń dietetyków to dziecko powinno decydować, ile i kiedy chce zjeść. Jeśli obawiasz się, że dziecko je zbyt mało (lub zbyt dużo) należy udać się do dietetyka, który pomoże ci prawidłowo ocenić sytuację.
Czytaj także: https://mamadu.pl/155773,system-nagrod-i-kar-za-jedzenie-w-przedszkolu-to-sie-dzieje-naprawde