"To mnie całkowicie zniszczyło". Zmuszone do pracy po poronieniu żądają płatnego urlopu
- Historie kobiet, którym odebrano czas na spokojną żałobę, bo musiały wrócić do pracy, rozdzierają serce.
- Są zgodne, że przepisy powinny się zmienić, a kobiety powinny mieć czas, by opłakać stratę i stanąć na nogi.
- Poronienie to nadal temat tabu, z którym nie radzą sobie nie tylko bliscy, ale i pracodawcy.
Wszystko było w porządku...
39-letnia Keeley Lenghthorn w ubiegłym roku wraz z mężem rozpoczęła leczenie in vitro. "Byłam zachwycona" – wspomina kobieta. "Pierwsze badanie USG w 12. tygodniu oraz kolejne w 20. tygodniu wykazało, że wszystko jest w porządku". Niestety, 22. tygodniu odeszły wody płodowe i para straciła synka. Keeley w ciągu trzech lat straciła w sumie trzy ciąże. "Wydaje mi się, że poronienie jest nadal tematem tabu, co sprawia, że naprawdę trudno jest o nim rozmawiać. Sama czułam, że mogłam być oceniana i wiedziałam, że wiele osób nie wiedziało, jak udzielić mi wsparcia" – tłumaczyła kobieta w rozmowie z BBC. Wyznała również, że zgodnie z prawem, dzień po tym, jak trzymała w ramionach swojego maleńkiego synka, powinna stawić się w pracy.
"Gdy urodziłam Georga, całowałam go, utuliłam i zrobiłam zdjęcia. On był w pełni ukształtowanym dzieckiem, miał 10 paluszków u rąk i u nóg, miał włoski, a ja miałam to uczucie, że właśnie urodziłam dziecko, a ktoś oczekuje, że na drugi dzień wrócę do pracy? To jest ponad moje siły".
Zgodnie z brytyjskim prawem nie przysługiwało jej wolne, jednak miała szczęście. Jej pracodawca wprowadził wewnętrzne regulacje, wysyłając ją na płatny urlop. Dzięki temu mogła dojść do siebie, nie martwiąc się o pracę i zarobki. Jednak wiele kobiet nie może na to liczyć. Keeley rozpoczęła walkę mającą na celu uzyskanie takich samych praw dla każdej kobiety, która bez względu na to czy poroniła przed czy po 24 tygodniu ciąży.
Nie potrafię opisać słowami bólu
"Utrata ciąży ma ogromny wpływ na oboje rodziców, to coś więcej niż utrata dziecka, które nosisz. To strata życia, które sobie wyobrażałaś i rodziny, którą się staniecie. Nie potrafię opisać słowami bólu po stracie mojej czwórki dzieci, to mnie całkowicie zniszczyło. Żal i ból pochłaniały mnie przez kolejne miesiące i lata" - wspomina z kolei Lynsey Bleakley.
Kobieta przyznaje, że miała wsparcie kierownika i większości kolegów z pracy, ale nie przysługiwał jej płatny urlop. Musiała szybko wrócić do pracy, ostatecznie z niej zrezygnowała. Emocjonalna udręka była dla niej zbyt duża. "Nie mogłam znieść przebywania w pobliżu ciężarnych, mam i dzieci" - wyznała. "Kiedy znalazłem energię, skupiłem się na tworzeniu i rozwijaniu własnej firmy. Samozatrudnienie pozwoliło mi określić własny tydzień pracy i własne warunki. Wypełniło również moje życie całą masą nowych wyzwań".
Kobieta zaznacza, że olbrzymią rolę pełni tu także ginekolog. "Miałam szczęście, że miałem wspierającego lekarza, który wiedział, że potrzebuję czasu na żałobę oraz uzdrowienie ciała i duszy. Bez problemu wysłał mnie na zwolnienie. Nie wiem, co bym zrobiła, gdyby tak nie było".
Z poczuciem winy
Trenerka Victoria Tretis czuła się podobnie: niezdolna do myślenia i działania. Absolutnie bez sił. Poroniła trzy razy, jednak jej ani razu nie zaoferowano zwolnienia lekarskiego. "Męczyły mnie bolesne skurcze, to był bardzo długi i skomplikowany proces. Tygodniami kursowałam między szpitalem a domem, nie będąc pewna co z moim dzieckiem. Po poronieniu przypadkiem wspomniałam lekarzowi, że nie czuję się na tyle dobrze, aby następnego dnia wrócić do pracy, a on zapytał, czy chcę zwolnienie lekarskie na tydzień. Poczułam się winna, mówiąc, że 'tak', ponieważ to oznaczało obciążenie dla reszty zespołu, ale wziąłem to wolne." Z kolei Natalie Brindle, która straciła dwie ciąże, miała dwa zupełnie różne doświadczenia ze swoimi pracodawcami. "Doznałam dwóch poronień w odstępie kilku miesięcy. Pierwszy raz poroniłam w 7. tygodniu w domu. Za drugim razem w 12. tygodniu zostałam skierowana na zabieg do szpitala". Drugie poronienie okazało się bardziej traumatyczne pod względem psychicznym i fizycznym. Czuła, że potrzebuje więcej wolnego od pracy, aby odzyskać siły. "Po moim pierwszym poronieniu mój pracodawca był wyrozumiały i dał mi dwa tygodnie wolnego z pełnym wynagrodzeniem. Za drugim razem miałam już nowego kierownika. Nie otrzymałam ani wsparcia, ani wynagrodzenia, co tak naprawdę zwiększyło mój stres". "Szef nie był zadowolony, że znowu biorę wolne. Nie, żebym zaplanowała dwa poronienia" - wyznała. "Powrót do pracy był niezręczny, rozmowa była krótka, nikt nie chciał o tym rozmawiać. Jednak na spotkaniu omawiającym KPI, szef podkreślił, że moja obecność w filmie wypada słabo, ponieważ 'biorę cały czas wolne'". Jej zdaniem konieczne są zmiany w prawie, ale i myśleniu dzięki temu pracodawcy mogliby rozważać urlopy w zależności od indywidualnych okoliczności.
Co na to prawo?
Obecne prawo w Wielkiej Brani stanowi, że jeśli dziecko urodzi się martwe po 24 tygodniach ciąży lub umrze wkrótce po urodzeniu, pracownicy mają prawo do urlopu macierzyńskiego lub ojcowskiego i wynagrodzenia. Jeśli jednak ktoś straci ciążę przed 24. tygodniem, to od pracodawcy zależy decyzja o zapewnieniu płatnego urlopu. Ustawa o urlopie po poronieniu będzie miała swoje drugie czytanie we wrześniu i zapewniałaby rodzicom trzy dni urlopu, jeśli do poronienia dojdzie w dowolnym momencie ciąży. Jak wygląda sytuacja w Polsce? Niektórzy twierdzą, że urodzenie martwego dziecka przed 22. tygodniem ciąży, czyli tzw. poronienie, nie pozwala na skorzystanie z urlopu macierzyńskiego. A kobieta w takim przypadku może ubiegać się jedynie o zwolnienie lekarskie w celu regeneracji po ciąży i porodzie.
Zgodnie z art. 180 Kodeksu pracy, prawo do urlopu przysługuje w razie urodzenia martwego dziecka lub zgonu dziecka przed upływem 8 tygodni życia. Urlop macierzyński po poronieniu rozpoczyna się nie później niż w dniu porodu. Wysokość zasiłku macierzyńskiego wynosi 100% kwoty stanowiącej podstawę wymiaru zasiłku. Warunkiem jednak jest uzyskanie karty martwego dziecka i przekazanie jej do USC. Ten sporządzi akt urodzenia dziecka z adnotacją, że urodziło się martwe.
Kodeks pracy nie zawiera definicji "urodzenia martwego dziecka". W związku z tym pojawiają się wątpliwości, jak rozumieć to pojęcie oraz czy urlop macierzyński należy się również w razie poronienia. Tu wiele zależy od lekarza, na jakiego trafi kobieta.