W przyszłym roku miałam wysłać dziecko na kolonie. Po tym, co zobaczyłam, na pewno tego nie zrobię
Cenna lekcja samodzielności
"Jestem mamą trójki dzieci, najstarsze ma lat 8 i powoli przymierzamy się do samodzielnych wakacji. Do tej pory byłam niemalże przekonana, że od przyszłego roku co wakacje będziemy wysyłać syna na kolonie, a potem także kolejne nasze dzieciaki. Poza tym, że wakacje są zbyt długie, by dzieciakom zapewnić naszą opiekę, to zawsze wydawało mi się, że kolonie to świetna lekcja samodzielności.
Sama wyjeżdżałam każdego roku, jak nie w góry to nad morze. Żadne specjalne obozy, zwykłe kolonie. Plażowanie i zabawy sportowe lub wyprawy po szlakach górskich. Spanie w szkołach lub na kwaterkach. Lekcją były kontakty z rówieśnikami czy radzenie sobie z tęsknotą (przecież komórek nie było). Cenną nauką coś, co doceniałam po latach -umiejętność zadbania o siebie. Mycie zębów, kąpiel, czyste ubranie, pilnowanie własnych rzeczy... Tu mamy nie było, trzeba było pilnować tego samemu.
Nie zapominajmy o większej swobodzie. Jem, ile chcę, czasem kupię lody czy jakiś gadżet. No bo i budżet wakacyjny był. Niewielki, ale uczył planowania wydatków. Dla niejednego brutalne zderzenie z rzeczywistością, gdy kończył się po dwóch dniach. Dla innych duma, że nie przepuścili wszystkiego w dwa tygodnie. Jeden stawiali na kartki i pamiątki. Inni na łakocie, których w domu nie było.
Przeżyłam szok!
Wtedy nie wszystko mi się podobało, ale bardzo doceniam, że rodzice mnie wysyłali na takie wakacje, z perspektywy wiem i rozumiem, ile mi to dało. Do tej pory tego samego chciałam dla moich dzieci. Zakładając, że syn miałby jechać za rok, podczas tegorocznych wakacji trochę poobserwowałam dzieciaki, które były na koloniach w tej samej miejscowości. I jestem w totalnym szoku, tak wielkim, że w przyszłym roku raczej nie wyślę syna, ba! nawet chyba i w kolejnych latach. Najzwyczajniej w świecie nie jestem pewna, czy mnie na to stać.
Byliśmy w niewielkiej miejscowości i grup kolonijnych było kilka, jednak po kilku dniach dało się zauważyć te same znajome twarze. Poza ciuchami, którymi się obkupiły w pobliskich namiotach, co mimo obowiązujących promocji nie wydaje mi się ani potrzebnym, ani małym wydatkiem, dzieciaki każdego dnia zajadały się łakociami i wędrowały z różnymi drogimi gadżetami dostępnymi w budkach przy deptaku. Ustawiały się nie tylko do cukierni, ale i w kolejkach do automatów do gier czy automatów z kulkami i z zabawkami.
Wygląda na to, że dziś dzieci nie dostają ograniczonego budżetu, który muszą rozplanować na drobne przyjemności, ale jakieś naprawdę grube kwoty. Biorąc pod uwagę, jak obecnie kształtują się ceny w miejscowościach turystycznych, dziecko musi mieć co najmniej kilka stówek, by nie odstawać od grupy i móc kupić jakiś niepotrzebne badziewie czy pozwolić sobie na lody lub gofra każdego dnia. Swoją drogą, zakładając, że świderek kosztuje 10 zł, a 'wypaśny' gofr bąbelkowy 25 zł, to budżet już na same łakocie załamuje, a gdzie reszta?
Obserwując samodzielne decyzje zakupowe dzieci wędrujących po deptaku, poza słodyczami każdy niemalże miał "lokalnie" zakupione ubrania, dziewczynki warkoczyki lub farbowane włosy, biżuterię, pluszaki, pistolety, samochodziki i inne dziwne rzeczy... Chłopcy chyba mniej szaleją, ale nadal kwoty mnie przerażają. Co więcej, mam trójkę dzieci i już nie czuję, by było mnie stać na taką przyjemność dla dzieci. Obawiam się, że jeśli dam kieszonkowe zgodnie z własnym sumieniem, moje dzieci mogą zostać wyśmiane przez rówieśników, czego oczywiście bym nie chciała. Dać więcej? Na to mnie nie stać.
Zastanawiam się bardzo mocno, co się zadziało. Bo mały budżet uczył nas jako dzieci zaradności i oszczędności. Duży daje luz, swobodę, ale moim zdaniem niczego dobrego nie uczy, a wręcz psuje nasze dzieci".
Ile dać dziecku pieniędzy na kolonie?
Mimo iż nocleg i wyżywienie są opłacone, to zawsze przewidziany jest czas na zakupy. Przy planowaniu kieszonkowego dla dziecka warto zwrócić uwagę na kilka szczegółów: ile będzie trwał wyjazd, jak wyglądają ceny w miejscu, do którego jedzie oraz czy zaplanowane są dodatkowe płatne atrakcje lub wyjścia na lody.
Najłatwiej kwotę kieszonkowego będzie obliczyć, wyliczając tzw. dniówkę. Kwota ta zazwyczaj oscyluje w granicach 15-30 zł na dzień.
Warto przed wyjazdem omówić z dzieckiem planowanie wydatków, przestrzec przed kupowaniem zbędnych rzeczy czy zapożyczeniem się u innych. Istotne także, by wyjaśniać dziecku, że w posiadaniu pieniędzy niekoniecznie chodzi o ich całkowite wydanie.
Czytaj także: https://mamadu.pl/164539,jak-spakowac-dziecko-na-kolonie-tych-rzeczy-zazwyczaj-brakuje