Choć stać nas na więcej, córka dostaje 15 zł kieszonkowego dziennie. Na obozie nazwano ja biedaczką
List do redakcji
·2 minuty czytania
Publikacja artykułu:
Ile dać dziecku pieniędzy na wakacje – to coroczny dylemat, na który rodzice mają swoje stałe rozwiązania. Niektórzy zawsze dają dzieciom stałą kwotę na każdy dzień, inni po prostu wręczają dziecku kartę do bankomatu i kontrolują wydatki na bieżąco. Jednak niestety pieniądze dla dzieci nie są tylko środkiem płatniczym. Przekonała się o tym pani Iwona, której 12-letnia córka pojechała na kolonie.
Reklama.
"W tym roku moja córka pojechała na obóz językowy. Julia ma wielki talent do języków. Świetnie jej idzie niemiecki i angielski. Sama jeździłam na takie osoby i wiem, że to świetna sprawa. Obóz jest w Polsce, więc ten wyjazd traktowałam tak jak wcześniejsze kolonie i wycieczki.
Zawsze byliśmy umówieni z córką, że dostaje konkretną kwotę na każdy dzień. W zależności od miejsca, do którego jechała, było to od 10 do 15 zł na dzień. W ten sposób było jej najłatwiej nauczyć się gospodarować pieniędzmi. Nigdy nie było z tym problemu. W tym roku okazało się, że jeśli masz 12 lat i masz takie limity, to znaczy, że twoi rodzice są biedni.
Córka była dyskryminowana ze względu na fakt, że nie kupuje sobie wszystkiego, co mają jej rówieśnicy. Każdego błyszczyku do ust, bransoletki, czy drogich i modnych deserów na mieście.
Nie narzekamy na finanse, choć nie zarabiamy więcej, niż wynosi średnia krajowa. Staramy się po prostu uczyć córkę, że nie warto wydawać pieniędzy na pierdoły. Sami tak nie robimy, że kupujemy sobie wszystkie ładne rzeczy, czy spełniamy zachcianki. Mieszkanie urządziliśmy najtańszym kosztem, nie kupujemy markowych ubrań i nie jeździmy drogim samochodem, bo naszym zdaniem to bez sensu.
Z tego powodu Julia ma wyznaczone kieszonkowe. Dziwi mnie, że dzieci w jej wieku mają nieograniczony dostęp do pieniędzy. Z tego, co opowiadała córka, na obozie były dzieci z własnymi kartami do bankomatu, a rodzice tylko robili przelewy. Inni mieli w portfelach po kilka stów, aby tylko nie brakło, bo wstyd.
Dzieci szpanowały kasą i markowymi rzeczami. Nie wiem, czy to jest kwestia grupy, do której trafiła (na obóz językowy nie stać każdego), ale też bez przesady.
Myślę, że takie dbanie, by dziecko tylko nie zaznało dyskomfortu z powodu braku gotówki to najprostszy sposób, by wykształcić w dziecku postawę 'zastaw się a postaw się'. Bo dziecko widzi, że pieniądze dają prestiż i pozycję społeczną, a rodzice stają na rzęsach, by dziecko mogło przepuścić na głupoty duże kwoty.
Mam nadzieję, że na dłuższą metę ta postawa rówieśników nie wpłynie na córkę negatywnie. Wcześniej zdążyła się przekonać, że małe kwoty wystarczą. Super był obóz, na którym sami wychowawcy sugerowali, ile gotówki realnie się dzieciom przyda. Po co dawać więcej, skoro wiadomo, że nie będzie potrzeb?"