
Zadzwoniła specjalnie, by opowiedzieć, co wydarzyło się w przedszkolu jej syna. Wie, że takich historii słucham z wielkim zainteresowaniem. Tym razem było podobnie. Przyznam, że cieszę się, że w placówkach moich dzieci nie ma takich praktyk.
Nietypowa wiadomość
Marzena szykowała rano syna do przedszkola. Poranek jak każdy inny: szybkie śniadanie, ulubiona zabawka do plecaka, szukanie kurtki, pośpiech i zamieszanie. Dziecko gotowe, uśmiechnięte, już czekało, aż pójdą razem do przedszkola. I wtedy rozległ się dźwięk powiadomienia w telefonie.
Wiadomość z sekretariatu przedszkola: "Z powodu zaległości w opłatach za obiady, dziecko nie może uczestniczyć w zajęciach do momentu uregulowania należności".
Bez wcześniejszego przypomnienia, tak po prostu. Decyzja administracyjna: twoje dziecko dziś zostaje w domu. Dla niej to był szok. Przegapiła przelew, zwyczajnie, po ludzku. Nie z powodu złej woli, nie z zaniedbania, tylko z powodu natłoku codziennych spraw. I nagle okazuje się, że to jej kilkuletni syn zostaje ukarany.
Zastanawiam się, jak do tego doszliśmy. Jak to możliwe, że w instytucji, której podstawą powinno być dobro dziecka i troska o jego rozwój, stosuje się tak twarde zasady? Czy naprawdę brak jednej opłaty, nawet jeśli to już nie pierwsze upomnienie, choć w tym przypadku było to jedyne, usprawiedliwia decyzję o wykluczeniu dziecka z zajęć?
Nie chodzi tu o sam fakt istnienia opłat. Rozumiem, że za obiady trzeba zapłacić, że przedszkole ma swoje koszty, że są procedury. Ale czy nie można tego załatwić inaczej? Choćby zwykłą rozmową? SMS-em dzień wcześniej? Zaufaniem, że rodzic nie jest wrogiem systemu, tylko czasem się po prostu potyka?
Zatrważające jest to, że w takich sytuacjach karę ponosi dziecko, osoba najmniej winna. Bo czy to ono odpowiada za stan konta, przeoczenie maila, czy opóźnienie w płatności? I czy naprawdę najważniejszy w całej tej sytuacji jest obiad, a nie to, że maluch miał dziś spędzić czas z rówieśnikami, bawić się, uczyć, rozwijać?
Z perspektywy matki, ale też zwyczajnego człowieka wierzę, że system może i powinien być bardziej ludzki. Że można być stanowczym, ale jednocześnie empatycznym. Że zanim odbierzemy dziecku prawo do edukacji, zadamy sobie pytanie: co chcemy mu tym przekazać?
Ta sytuacja nie daje mi spokoju, ale co ja mogę?