"Gdy zasypiają, gryzę poduszkę, niech nie słyszą, że płaczę". Matki-heroski ze złotych klatek
Zawsze uśmiechnięte
Każda z nich zaraża uśmiechem. Dla otoczenia jest synonimem kobiety sukcesu. Prowadzą swoje firmy albo odnoszą sukcesy na etacie. Mają dzieci, zwykle więcej niż jedno. W domu można jeść z podłogi za szafą, zresztą każda z nich gotuje tak, że nawet, jakby spadł kęs, to szkoda zmarnować.
Silne, niezależne, najczęściej w bardzo udanych związkach i z półkami w garderobie uginającymi się od modnych ubrań. Żyć, nie umierać. A jednak przygasły. Najczęściej mówią, że bez powodu. Bo nic szczególnego się nie wydarzyło albo wydarzyło się tyle, że trudno powiedzieć, co przeciążyło szalę.
Uśmiechają się, choć wcale nie rzadko to boli. Fizycznie. Nikt nie przychodzi na pomoc, kiedy mąż wyjeżdża na długie tygodnie w delegację, bo przecież zawsze sobie radzą. Tylko że ich barki uginają się od ciężaru obowiązków, od presji i tej łatki siłaczki.
Wszyscy wokół tak bardzo wierzą w ich moc, że nie przychodzi do głowy, że czasem potrzebują wsparcia, rozmowy, odciążenia. Ani matka, ani siostra, ani przyjaciółka często nie wiedzą, co się dzieje.
Nie masz się czym martwić
- To najgorsze, co można usłyszeć - mówi Ula. A ona to usłyszała, od partnera, wiele razy. - Jemu się wydaje, że jak mamy pieniądze i zdrowe dzieci, to wymyślam problemy. Ale kiedy wracam do domu po całym dniu i kładę dzieci do łóżek, zamykam się w sypialni i płaczę w poduszkę, bo w jego ramię nie mogę, jego nigdy nie ma - przyznaje.
Teściowa mieszka obok, czasem wpada, ale mówi tylko, że Ula jest dzielna. Nie po to, żeby pomóc, bo jak wszyscy inni zakłada, że synowa świetnie sobie radzi. Nie przychodzi jej do głowy, że może to tylko pozory. A Ula martwi się wszystkim. Czy mąż wróci bezpiecznie z kolejnej długiej podróży, czy firma, którą prowadzi, przetrwa kryzys. Bo przecież los jej rodziny od tego zależy, ale i rodzin pracowników, bo przecież nie można myśleć tylko o sobie.
Opieka nad dziećmi też jest męcząca, a wyrzuty sumienia, kiedy wpada do przedszkola lekko spóźniona, nie pomagają. Po południu chce dzieciom wszystko wynagrodzić. Później, kiedy odpoczywają, zrobić jedzenie na kolejny dzień i prania, i jeszcze odkurzyć. - Może i nie mam się czym martwić, ale mam co robić - dodaje smutno.
Co to pomoże, że się poskarżę
Aneta na co dzień opiekuje się córkami. Jej mąż jest kierowcą ciężarówki, do domu przyjeżdża raz na trzy tygodnie. - Mamie powiedziałam kiedyś, że mi ciężko, że jestem zmęczona. Usłyszałam, że ona miała nas piątkę i prała pieluchy we Frani. Jej było ciężko, a nie mnie z wszystkimi wygodami - wyznaje.
- Więcej się nie skarżyłam, bo po co. Nikt tego nie słyszy i nie słucha. Zakasuję rękawy i robię. Robert za tydzień zaczyna miesięczny urlop, wtedy odpocznę - dodaje. Aneta, kiedy namawiam ją, żeby mówiła częściej, że potrzebuje pomocy, tylko się uśmiecha. Wiem, że się poddała, bo ona też jest heroską.
W oczach bliskich nie ma prawa do słabości, bo nie ma się na co skarżyć. Inni mają gorzej - tak się u nas mówi. Marne pocieszenie, kiedy ze zmęczenia kolejny raz nie mają siły iść pod prysznic. Ząbkowanie w nocy, o piątej pobudka, kiedy niemowlę ma drzemkę, trzeba poświęcić czas starszemu dziecku, wieczorem ogarnąć dom. Aneta "siedzi w domu", choć przyznaje, że siada tylko, kiedy składa pranie, bo nawet je na stojąco.
A ja jestem miękka w środku
- Pogadać mogę tylko z siostrą, nie pomoże, bo mieszka daleko. Ale tylko ona nie mówi w kółko, że jestem silna i dzielna. Te słowa działają na mnie jak płachta na byka. Ja już nie chcę być silna. Jestem wrażliwa i miękka w środku - mówi Magda. Prowadzą z mężem działalność szkoleniową.
On pracuje "z ludźmi", ona zajmuje się marketingiem i księgowością. Obecnie z dwójką dzieci u boku, bo przedszkole latem jest zamknięte. - Z rodzicami nie mam kontaktu, nie chcę o tym rozmawiać, teść mieszka z nami, ale on jest jak trzecie dziecko. Nie zerknie na wnuki, kiedy bawią się w ogrodzie, obiad trzeba zanieść mu pod nos, ma cukrzycę, jest na diecie, wszystko musi być na czas - opowiada Magda.
Rafał, jej mąż, wyjeżdża w Polskę na szkolenia, a ona zostaje sama. W dużym domu, otoczona luksusem, a jednak nieszczęśliwa. Czasem marzy, żeby to wszystko zniknęło, żeby pobyć w pojedynkę, żeby dopuścić ten miękki środek do głosu. - Chciałabym się rozpłakać, oczyścić, ale ta skorupa, którą otoczenie na mnie nałożyło, nie pozwala mi uronić nawet jednej łzy.