Bez zapowiedzi odwiedziłam przyjaciółkę i wtedy poznałam prawdę. Wstydzę się za swoje zachowanie

List do redakcji
28 lipca 2022, 12:10 • 1 minuta czytania
Nie brakuje nam empatii czy troskliwości, po prostu czasem zakładamy, że u bliskich nam osób wszystko jest w porządku. Przyjmujemy za pewnik, że sobie radzą, skoro zapewniają nas, że tak właśnie jest. "Mam przyjaciółkę, partner zostawił ją tuż po porodzie. Mówiła, że dobrze się stało, że woli sama wychowywać dziecko. Przekonywała mnie, że doskonale wszystko ogarnia, ale okazało się, że nie mówiła prawdy” – pisze w mailu nasza czytelniczka. Chce w ten sposób uczulić innych.
Wspierajmy mamy wychowujące samotnie dzieci unsplash.com
Więcej ciekawych artykułów znajdziesz na stronie głównej

"Jesteśmy przyjaciółkami od czasów licealnych, nawet przez chwilę nie urwał nam się kontakt. Zawsze mogłyśmy na sobie wzajemnie polegać, nigdy się na niej nie zawiodłam, a ona na mnie.

Tak przynajmniej myślałam, bo teraz uważam, że jednak nie do końca zachowałam się tak, jak powinnam. Zwiodły mnie słowa mojej przyjaciółki, która zapewniała mnie, że wszystko jest w porządku i świetnie daje sobie radę sama” – pisze Joanna.

Mówiła, że świetnie sobie radzi

"Cztery miesiące temu urodziła dziecko i zaraz po porodzie jej partner zostawił ją. Okazał się niedojrzałym dupkiem, który stwierdził, że jednak cała ta sytuacja go przerasta. Po prostu zwinął swoje rzeczy i odszedł, zostawiając moją przyjaciółkę z miesięcznym dzieckiem.

Ja i jeszcze inna bliska jej koleżanka zaoferowałyśmy jej wsparcie, przez dwa tygodnie na zmianę przynosiłyśmy jej obiady, wiedziała, że może do nas dzwonić o każdej porze dnia i nocy. Wyglądało na to, że szybko otrząsnęła się po tych dramatycznych wydarzeniach i rzeczywiście świetnie sobie radzi, pomimo tej trudnej sytuacji. Tak mi się przynajmniej wydawało, bo chyba po prostu robiła dobrą minę do złej gry i w ten sposób uśpiła moją czujność” – pisze Joanna.

"Zajęłam się swoim życiem i swoimi sprawami, za każdym razem, gdy dzwoniłam do przyjaciółki lub widziałam się z nią 'na mieście' zapewniała mnie, że sobie radzi. Widziałam, że jest przemęczona, ma podkrążone oczy i brakuje jej energii, ale gdy pytałam, czy w czymś jej pomóc, zaprzeczała gwałtownie i znów twierdziła, że wszystko jest ok.

Któregoś dnia niespodziewanie miałam wolne przedpołudnie i akurat byłam nieopodal jej domu. Postanowiłam zrobić jej niespodziankę, nawet nie wysłałam esemesa, że właśnie do niej idę. Stanęłam przed jej drzwiami i zapukałam cicho, by w razie czego nie obudzić dziecka.

Usłyszałam jakieś szuranie, płacz niemowlaka, dziwny ton głosu mojej przyjaciółki, którego chyba nigdy nie słyszałam. Otworzyła drzwi, a ja się autentycznie przestraszyłam. Wyglądała okropnie – podpuchnięte, czerwone od płaczu oczy, blada twarz, zarzucony na ramiona sweter, poplamiony chyba mlekiem.

Bez słowa otworzyła mi szerzej drzwi i wpuściła do środka. Moim oczom ukazał się bałagan - jakieś ciuchy na ziemi, niezmyte naczynia, okruchy na stole. W tym wszystkim tylko jej dziecko wyglądało cudownie: ubrane w świeże ubranko, chyba dopiero co nakarmione, bo coś sobie radośnie gaworzyło. Wzięła je na ręce i wtedy usłyszałam słowa, które złamały mi serce: ‘Kompletnie sobie nie radzę’.

Było jej wstyd, pozowała na twardzielkę

"Przytuliłam ją i zabrałam się od razu do pracy. Wstawiłam naczynia do zmywarki, wymyłam stół i podłogę, zrobiłam pranie. Gdy jej córeczka zasnęła, a ja zaczęłam szykować obiad, mogłyśmy wreszcie porozmawiać.

Powiedziała, że mała ma od miesiąca kolki, cały czas płacze, dlatego prawie non stop nosi ją na rękach. Nie pamięta kiedy spała 4 godziny z rzędu, bo jej córeczka cały czas się wybudza. 'Jestem sama i pogrążam się w coraz większym chaosie' – powiedziała i zaczęła płakać.

Spytałam ją, dlaczego nic nie mówiła, a ona odparła: 'Było mi po prostu wstyd i pozowałam na twardzielkę'. Wtedy popłakałam się, bo to ja powinnam się wstydzić. Założyłam, że sobie radzi, a przecież powinnam zachować czujność. Zdawać sobie sprawę z tego, że została sama z niemowlakiem, bez wsparcia partnera, swojej mamy, która mieszka za granicą i okazuje się, że też bez pomocy przyjaciół. Przytuliłam ją i zapewniłam, że wszystko będzie dobrze” – pisze Joanna.

"W ciągu tygodnia wymyśliłam plan działania, by wesprzeć przyjaciółkę. W pomoc zaangażowała się nawet moja rodzicielka, która trzy razy w tygodniu zabiera małą na popołudniowe spacery. Wszystko wróciło do normy, moja przyjaciółka znów się uśmiecha, ale już nie mówi tych bzdur, że świetnie daje sobie radę sama.

Po co to wszystko piszę? Bo może kogoś uczulę na potrzeby ich bliskich. Mnie wydawało się, że znam moją przyjaciółkę, wiem o niej wszystko, że zawsze powie mi, gdy będzie potrzebowała pomocy. Są jednak takie sytuacje, gdy to my musimy zachować czujność wobec bliskich nam osób i wspierać ich, nawet gdy twierdzą, że tego nie potrzebują” – pisze Joanna.

Czytaj także: https://mamadu.pl/155211,siedzenie-w-domu-z-dzieckiem-nie-pytaj-mlodej-mamy-czym-jest-zmeczona