"Codziennie sprzedaję lody waszym dzieciom i coś wam powiem". Upalny dzień w parku to masakra
Tłum w pełnym słońcu
Agnieszka, jak sama pisze, do pracy w tym upale bierze trzy komplety ubrań na zmianę, zgrzewkę wody i kompresy chłodzące. "Nie trzeba być lekarzem, żeby wiedzieć, że 32 stopnie w cieniu, to nie jest temperatura sprzyjająca zabawie z dziećmi, które przecież głównie biegają, więc grzeją się jeszcze mocniej. Ale ile by w telewizji nie trąbili, rodzice i tak zawsze wiedzą lepiej" - pisze sprzedawczyni lodów.
"Oczywiście nie mogę powiedzieć klientom, żeby poszli z dzieckiem do domu, ale to, co widzę ze swojego okienka, jest dla mnie niepojęte. Dzieciaki biegające bez czapek, nierzadko bez koszulek. Po kolorze skóry wnoszę również, że bez kremu z filtrem" - czytamy w liście.
Agnieszka podkreśla, że plac, o którym mówi, znajduje się w pełnym słońcu, co chwila, słychać pisk dziecka, które parzy się o metalową zjeżdżalnię. "Rodzice albo siedzą w cieniu, albo smażą się, jak na plaży w latach 80. jakby czerniak nie istniał. Kiedy otwierałam o 10.00, większość tych rodzin już tam była, o 18.00 szłam zgrzana do domu, a oni dalej się piekli w pełnym słońcu. Zero umiaru" - czytamy.
Dieta woła o pomstę
Kobieta podkreśla, że te dzieci kilka razy dziennie podchodzą do okienka, żywią się głównie lodami i granitami. "Cukier i lód w taki upał to nie jest dobry pomysł, serio. Studiuję dietetykę i aż mnie wzdryga. Wiem, że nikt o tej porze roku nie chce jeść gorącego rosołu, ale dzieci potrzebują witamin i mikroelementów. W lodach ich nie znajdziecie" - dodaje autorka listu.
Agnieszka nie ma wątpliwości, jej zdaniem większość z tych dzieci nawet nie wie, jak smakuje woda. W najlepszym wypadku, kiedy mówią, że chcą pić, rodzice dają sok, w najgorszym oranżadę, słodką i gazowaną. "Nie myślcie, że jestem jakaś nawiedzona, ale po takiej sobocie poszłam do pracy w niedzielę i co? Znowu te same dzieci, znowu ten sam scenariusz, zastanawiam się, czy oni wracają do domu?" - podsumowuje smutno.
Kiedy żar się leje z nieba
Jak słusznie zauważa autorka listu, upalne dni to nie jest najlepszy czasu do "łapania słoneczka", nie tylko dla dzieci. Przy tej temperaturze i nasłonecznieniu, które mamy obecnie w większości kraju powinniśmy unikać przebywania w słońcu od 10.00 nawet do 17.00. Jeśli już musimy wyjść - trzymajmy się cienia.
Bezwzględnie używamy nawet wtedy kremów z wysokim filtrem. Zwłaszcza na delikatną dziecięcą skórę. One chronią przed szkodliwym oddziaływaniem promieni słonecznych. Preparat nakładamy na 20-30 minut przed wyjściem i potem co dwie godziny, a także za każdym razem, kiedy dziecko się zamoczy, wytrze, itd.
Zawsze na słońcu dziecko powinno mieć na głowie czapkę lub kapelusz, cieniutkie nakrycie głowy jest niezbędne. Organizm chłodzimy od środka i nawadniamy... wodą. Takie proste i logiczne, a jednak ciągle trzeba to powtarzać. Dla smaku można w domu wrzucić do bidonu mrożone truskawki czy borówki. Jednak zaspokajanie pragnienia słodkim i gazowanym napojem to kiepski pomysł.
Przy dużym kontraście temperatur, łatwo o anginę. Zadbajmy, żeby najmłodsi w te upalne dni dużo odpoczywali, nie przegrzewali się i nie odwadniali. U dziecka wystarczy chwila nieuwagi, żeby doszło do nieszczęścia. Jeśli dziecko nie chce jeść obiadu w gorący letni dzień, nie naciskaj, ale nie zastępuj go lodami. Pamiętaj, że to deser, a nie podstawa diety.
Czytaj także: https://mamadu.pl/163696,jak-bezpiecznie-wyciagnac-kleszcza-dziecku-instrukcja-krok-po-kroku