2-latka w nagrzanym samochodzie, a tatuś... na zakupach. A ja pytam, gdzie zostawił rozum?
Tylko na chwilę
Na przysklepowym parkingu w Zatorze (Małopolska) ekspedientka zauważyła dziecko pozostawione bez opieki w samochodzie. Dziecko płakało, kobieta zajęła się przestraszoną dziewczynką, bo samochód nie był zamknięty na centralny zamek. Zadzwoniła także na numer alarmowy 112. Po kilkunastu minutach pojawił się ojciec. I jak w absolutnie każdym takim przypadku - zdziwiony zamieszaniem, tłumaczył mundurowym, że dziecko spało, nie chciał budzić, a on tylko na chwilę wyskoczył na zakupy i (łaskawie) zostawił dziecku uchylone okno. Dostał mandat. Jestem tak zła, że sama nie wiem, co mnie oburza w takich sytuacjach najbardziej.
Dzieci boją się bardziej
Na początek może fakt, że ktoś zostawił maleńkie dziecko bez opieki. Nie mieści mi się to w głowie. Sama mam niespełna dwuletnią córeczkę, która od niedawna przynajmniej 4 razy dziennie z przerażeniem w oczach biegnie przez całe mieszkanie i woła "Mamo!". Nietypowy odgłos z podwórka czy od sąsiada potrafi ją przerazić. Generalnie nie jest strachliwa, jednak właśnie przechodzi przez taki etap, że potrzebuje, by ktoś szybko ja "uratował". Mam dwulatkę, która gdy się bardzo zestresuje, zapowietrza się i sinieje, bo w płaczu przestaje oddychać. Ale wiem, że to nie jakaś przypadłość mojego dziecka. Dwulatkom wiele nie trzeba, by od uśmiechu przeskoczył do histerii, złości czy jakiejkolwiek innej skrajnej emocji.
Tak więc uwiezione w foteliku nie ma opcji, by się ruszyć, a co dopiero samo uspokoić (umówmy się, dzieci, w tym wieku nigdy same się nie uspokajają!). Wiem, co mówię, bo ostatnio przerabialiśmy to właśnie w samochodzie. Spała w foteliku, tyłem do kierunku jazdy, gdy się obudziła, zaczęła płakać. Mój głos jej nie uspokoił i momentalnie się nakręciła. Zanim znalazłam miejsce, by zjechać, słychać było ją chyba w promieniu kilku kilometrów.
Czy ramiona mamy opanowały sytuację na parkingu? Nie, bo była tak bardzo rozdygotana. Przestraszyła się, choć cały czas byłam obok, od razu zareagowałam, mówiłam do niej, ale mnie nie widziała. To wystarczyło, by zdezorientowane, dopiero co przebudzone dziecko się zdenerwowało. A co z maluchem, który od dłuższej chwili jest sam i absolutnie nikt nie reaguje, a jeśli już to zupełnie obca osoba (której dziecko też może się bać)? No ale lecimy dalej...
Bezpieczne w aucie?
Samochód nie był zamknięty na zamek automatyczny. W tym przypadku czujna pani ekspedientka mogła szybko wyciągnąć dziecko z pojazdu (choć przypominam, zawsze masz prawo wybić szybę w takiej sytuacji!), ale co jeśli ktoś to dziecko by po prostu sobie zabrał? Wiem, że takie porwania to niezwykła rzadkość, ale nadal możliwa sytuacja.
Co więcej, dziecko mogło wyjść z samochodu. Nie wiemy oczywiście jaki był ten fotelik, moje dzieci ruszyć się nie mogą, gdy są wpięte, ale znam i takie, co potrafią jak człowiek guma wyślizgnąć się niepostrzeżenie. Są dwulatki, które ogarniają klamki, zamki i wszelkie zabezpieczenia... a potem to już droga wolna, sama sobie dopowiedz w jakim kierunku dziecko pójdzie. Jaa np. oczami wyobraźni widzę ruchliwą ulicę.
Ciepło, cieplej, gorąco
No i docieramy do sedna, rozgrzany samochód. Od lat policja, lekarze, serwisy parentingowe, w sumie każdy przy zdrowych zmysłach, trąbią, że rozgrzany samochód jest śmiertelnym niebezpieczeństwem dla każdego, ale w szczególności dla dzieci. Do znudzenia przypominają, że w aucie bez klimy w pełnym słońcu temperatura jest znacznie wyższa niż na zewnątrz. A w weekend w całej Polsce było upalnie, ale wiele osób nadal nie potrafi sobie wyobrazić, co dzieje się w aucie, gdy oni, powiedzmy, robią zakupy w klimatyzowanym sklepie.
Pewna amerykańska organizacja zajmująca się bezpieczeństwem dzieci w samochodach, przeprowadziła eksperyment - zaoferowała przechodniom 100 dolarów nagrody, jeśli wytrzymają zamknięci w aucie zaledwie 10 minut. W ten sposób chciała uzmysłowić dorosłym, co czuje pozostawione dziecko. Uczestnicy nie mogli sami wysiąść czy otworzyć okna. Mogli jedynie użyć czerwonego przycisku, gdy mieli dość. Wielu z nich przeraziła świadomość, że małe dziecko nie może się wydostać i jest skazane na to, by czekać, że ktoś mu pomoże. Nie muszę chyba dodawać, że nikt nie zdobył tych 100 dolarów.
Od lat nie trafiłam na lepszą i mocniejszą kampanię dotyczącą pozostawiania dzieci w samochodzie. Ten filmik gra na silnych emocjach, ale mimo upływu lat, nadal jest aktualny i uważam, że powinien go zobaczyć absolutnie każdy rodzic. Za każdym razem, gdy to oglądam, mam łzy w oczach. Choć dokładnie wiem, jak się kończy, mam w głowie dziesiątki dzieci, które muszą to przeżywać każdego roku, bo rodzicom się wydaje, że "przecież nic się nie stanie", "to tylko chwila", "szkoda budzić".
A teraz trochę naukowych faktów
Zespół dr Nancy Selover z Arizona State University przeprowadził serię eksperymentów i masę szczegółowych obliczeń pozwalających oszacować, jak szybko może umrzeć dwuletni chłopiec zamknięty w samochodzie stojącym na parkingu.
Badacze dokonywali wielokrotnych pomiarów temperatur w zaparkowanych pojazdach. Temperatura powietrza na zewnątrz wynosiła w zależności od dnia i pory od 36 do 41,5 stopni Celsjusza. Okazało się, że średnia temperatura panująca we wnętrzu pojazdu stojącego na słońcu po godzinie wynosiła 46 stopni Celsjusza (maksymalna wyniosła ponad 52 st.). Ale niektóre elementy osiągały znacznie wyższą temperaturę, np. deska rozdzielcza nawet 69 stopni (maks. 85 st.) Przy tak wysokiej temperaturze organizm ludzki zaczyna walczyć. Aby schłodzić organizm, występuje pot. Serce zaczyna pracować szybciej. A jak wygląda to w przypadku dziecka? Ci sami naukowcy stworzyli modele matematyczne pozwalające oszacować, jak w takich warunkach zachowa się organizm dziecka (bo oczywiście nikt nie eksperymentował na dzieciach). Modele te były niezwykle dokładne, np. uwzględniały, że maluch będzie w koszulce, krótkich spodenkach, skarpetkach i bucikach, szacowano również, jaki procent powierzchni jego ciała będzie dotykał siedzenia i jak to wpłynie na ciepłotę ciała.
Okazało się, że w nagrzewającym się samochodzie temperatura ciała dziecka rośnie bardzo szybko. Wystarczy 15 minut, by przekroczyła 37,5 stopnia, po pół godziny maluch ma już gorączkę (czyli powyżej 38 stopni). Po godzinie temperatura jego ciała osiąga prawie 40 stopni. Warto tu pamiętać, że dzieci są bardziej wrażliwe na ekstremalne temperatury niż dorośli. Zdrowy 35-latek zaczyna tracić przytomność z gorąca, kiedy temperatura jego ciała osiąga około 42 stopni. Natomiast dla dziecka wystarczy 40 stopni, by doznało udaru cieplnego! I nawet jeśli maluch przeżyje, bo został szybko i fachowo schłodzony, może doznać uszkodzenia mózgu. Nadal uważasz, że nic się nie stało? Że przypadek, a kilka minut w samochodzie to nic złego? Za kilka dni powrócą upały, proponuję w samo południe zasiąść w samochodzie bez klimy i tak sobie posiedzieć z zamkniętym oknem przez kilkanaście minut. Nie przestraszysz się, że nie ma mamy i jesteś sama, nie będziesz się bać, że nie możesz się ruszyć. W odróżnieniu od małego dziecka będziesz mogła w każdej chwili rozpiąć pasy, rozebrać się, wysiąść lub otworzyć okno, ale może nareszcie zmienisz zdanie... że "kilka minut" w nagrzanym samochodzie to wcale nie jest "nic takiego".
Czytaj także: https://mamadu.pl/143149,kalkulator-rozgrzanego-samochodu-to-fenomen-dla-twojego-dziecka