Stop. Koniec zabawy. Czas wracać. Idziemy do domu, na zakupy, czeka masa obowiązków. No ileż można! Oj długo dziecko potrafi być niezmordowane i skakać, biegać, dłubać w piasku… Plac zabaw to dla niego istny raj. Wiadomo, że to fajna rozrywka, zarówno pod względem rozwojowym jak i rozrywkowym, no i kolegów można poznać, ale przychodzi ten moment i jest… płacz.
Nie tam jakieś zwykłe chlipanie, tylko wycie do księżyca, totalna histeria.
Jasne, można zachęcić dziecko a to, że: „pójdziemy na loda”, „kupimy lizaka”, „przyjdziemy jeszcze wieczorem”, ale to jednorazowy sukces, zresztą, nauczenie, że za każdym razem opuszczając miejsce zabawy będzie dostawał słodką nagrodę… to kiepski pomysł.
Koniec zabawy rodzi frustrację. Dlatego dobrze jest wypracować sobie pewien rytuał. Raz, drugi, trzeci, aż w końcu zasady staną się dla niego zrozumiałe, albo przynajmniej wypracowane twoją konsekwencją. Jak to zrobić? Kilka prostych technik może ci to ułatwić.
Zostało nam 10 minut
A potem przypomnij dziecku, że jeszcze 5, a potem 3. Jak pisze na blogu parentstricks.pl mama trójki maluchów, odliczanie czasu do momentu, w którym należy opuścić plac zabaw to dobry wstęp do miłego jego pożegnania. Warto pokazywać ten upływ czasu na palcach, co sama stosowała nawet już u roczniaków
To będzie ostatni raz
Nie warto mówić „Idziemy do domu, już. Koniec zabawy”. To nagłe wybicie dziecka z rytmu zabawy nagłą, krótką, informacją, w której przekazujemy wymóg natychmiastowej realizacji, doprowadzi do płaczu w sekundę. Pozwól dziecku ostatni raz zjechać, wdrapać się, dokończyć ostatni element budowli z piasku.
Nie za długo, nie za krótko
Ty znasz swoje dziecko najlepiej. Wiesz, kiedy nadchodzi ten moment, gdy zaczyna być zmęczone, ale za nic w świecie nie chce odpuścić, zupełnie jakby to miał być jego ostatni raz na placu zabaw. Warto wycofać się „w porę”, czyli zanim zostanie przekroczony jego próg przytomności, siły i chęci na wysłuchanie czegokolwiek, bo potem nic nie pomoże.
Pożegnanie
Mój syn nie chciał wracać z wakacji do domu. Wcale mu się nie dziwię: plaża, piasek, lody, wesołe miasteczka. Brzydka pogoda? No to wodny park rozrywki i wszędzie nowi super koledzy. Pewnego dnia opuszczając jedno z tych, atrakcyjnych dla dzieciaków, miejsc padło: „Papa zjeżdżalnio, papa fajny baseniku..” itd. I wszystko przebiegło… spokojnie!
Żadnych łez, żadnych nerwów, a kilka dni później, gdy opuszczaliśmy nadmorską miejscowość, zrobiliśmy „papa” plaży, drzewkom, światłom na ulicach, pieskom, ulubionej knajpce, a nawet przystankom autobusowym. Co ciekawe, ten rytuał przejęła samoistnie młodsza latorośl. Gdy mówię, żeby pożegnała się z zabaweczką, bo czas spać, albo z huśtawką, bo czas iść do domu, a potem ona żegna się z trawą, kwiatkami, chodnikiem... może i to trochę śmieszne, może ktoś uzna, że głupie, ale u mnie działa.
„Może i nie rozumiały na początku ile to jest 5 minut, ale widziały, że ilość palców się zmniejsza i po zastosowaniu tego kilka razy, kojarzyły, że jak mama odlicza, to znaczy, że za chwilę trzeba będzie opuścić plac zabaw. I bądź konsekwentny. Czas się skończył to idziemy, nie przedłużamy.”