Zabrałam synom 70 proc. zabawek. Nie zdawałam sobie sprawy, co z tego wyniknie

Marta Lewandowska
10 czerwca 2022, 15:13 • 1 minuta czytania
Pokój dziecka powinien być przyjemny dla niego. Nie zawsze sprawdzą się beżowe wnętrza rodem z magazynów wnętrzarskich. Jednak jest coś, co w tych instagramowych wnętrzach jest jak najbardziej rozsądne - brak zagraconej przestrzeni.
Im dzieci mają więcej zabawek, tym bardziej nie umieją się nimi bawić. Fot. mentatdgt z Pexels
Więcej ciekawych artykułów znajdziesz na stronie głównej

Nie lubię sprzątać, robię to często i na bieżąco, żeby nie mieć zaległości i nie musieć spędzać całej soboty na przysłowiowej miotle. Czasem jednak zdarza się, że w dziecięcych pokojach ograniczam się do odkurzenia i umycia podłogi. Pewnego dnia weszłam do dzieci, które jęczały, że się nudzą i zobaczyłam, jak siedzą pośrodku tego całego bałaganu.

Plastikowe i drewniane, do tulenia i uczenia

Zabawki na każdą okazję powinny teoretycznie mieszkać w przeznaczonych do tego pudłach. Teoretycznie. Nie mieszkają, bo jak się szuka jednego dinozaura, to trzeba się przekopać przez 50 innych i nikt potem nie ma siły tego schować do właściwego boksu. Moje dzieci, tak jak twoje, sąsiadki i kuzynki mają za dużo.

Za dużo zabawek, za dużo zorganizowanego czasu, za dużo bodźców. Przez to stają się rozdrażnione, trudno im się skupić i nie wiedzą, czym mają się zająć, kiedy mają wolną chwilę. To przeładowanie przedmiotami w naszym otoczeniu jest jak choroba społeczna. Zachłysnęliśmy się, po dzieciństwie w trudniejszych czasach, tym, że wszystko jest dostępne od ręki.

Kupujemy bez opamiętania, bo coś jest modne, bo kolega dziecka ma, bo okazja, bo impuls. A potem siedzi taka "bida" pośrodku tego kolorowego, grającego szajsu i nie wie, co z sobą począć. Bo im więcej zabawek - tym mniej zabawy.

Wzięliśmy dwa wielkie wory...

Nie ma mowy o wyrzucaniu zabawek, bo dziecko nie sprząta. To jest rodzaj przemocy psychicznej i emocjonalnej i nie jestem w stanie zrozumieć, jak dorosły człowiek może chcieć zrobić coś takiego własnemu (czy jakiemukolwiek innemu) dziecku. Zabawa polegała na wyszukaniu wszystkich popsutych i niekompletnych zabawek, z którymi ostatecznie można się rozstać.

O dziwo, dzieci całkiem chętnie przystępują do takiej formy spędzania wolnego czasu, kiedy w perspektywie jest przegląd rzeczy, o których istnieniu zapomniały. Przy tych zapomnianych zabawkach było kilka prawdziwych zachwytów "o, mój pancernik!" - krzyknął średni na widok zapomnianej maskotki. Jednak nie wszystkie zabawki wzbudziły aż taki entuzjazm.

Najmłodszy obracał dłuższą chwilę w rączce figurkę z bohaterem bajki, za którą dawniej przepadał. "Już się tym nie bawię, ale nie jest popsute" - powiedział ku naszemu zaskoczeniu. Zaproponowaliśmy, żeby oddać tę zabawkę. Jak się okazało, mamy z tej serii kilka książeczek i jeszcze więcej zabawek. Spakowaliśmy wszystkie. "Wyrzucimy?" - zapytał. Zaprzeczyłam.

Jeden worek zgromadził rzeczy popsute, niekompletne, drugi stał się bazą niechcianych, ale całkiem sprawnych zabawek, książek i gier. Pojadą do pobliskiej biblioteki, która stanowi swoisty substytut świetlicy dla okolicznych dzieciaków. Tam te zabawki ktoś pokocha i będzie mógł zabrać do domu. Nie będę czarować, to nie były łatwe porządki. Zajęły nam dwa dni. Ale warto było.

Mamy mniej, więc możemy więcej

Po pierwsze zniknął cyrk na kółkach, który wieczorem był niezłym torem przeszkód. Zmniejszyliśmy liczbę pudeł z zabawkami o 6! To, co zostało, to mniej więcej 30 proc. Do wszystkiego jest łatwy dostęp i dzieciaki wiedzą, gdzie mają tych rzeczy szukać. Powoli dobiegają końca różne zajęcia dodatkowe, więc czasu też mają coraz więcej. Ale o dziwo, nudzą się mniej.

Najstarszy codziennie dzwoni, że będzie później po szkole, bo idzie z kolegą na spacer, średni zaczął znów czytać z przyjemnością, a najmłodszy i tak spędza większość wolnego od przedszkola czasu na rowerze albo bawiąc się w błocie. Simple life - happy kids, chciałoby się powiedzieć i coś w tym jest.

Ale oczywiście nie każdy będzie chciał zaraz pozbywać się zabawek. Czasem warto część po prostu schować. Pogrupować je np. w trzy kategorie i na raz trzymać tylko jedne na wierzchu. Kiedy dziecko zaczyna się nimi nudzić i zostawia bałagan, zmienić pudło na kolejne. Tyle - działa. 

Na chwilę się zatrzymaj

Tak, ty rodzicu. Stań i spójrz z boku na swoje życie, na codzienność. Czy naprawdę czerpiesz przyjemność z mieszkania w samochodzie, wożenia dziecka z basenu na konie i przekraczaniu prędkości, żeby zdążyć na angielski? Wiem, wiem, chcesz dla dziecka dobrze, żeby miało łatwiej, lepiej, ale czy to wywołuje uśmiech na jego twarzy i jest spełnieniem twojego wyobrażenia o rodzicielstwie?

Nuda jest ok, nie ma w niej nic złego, tak samo zresztą, jak w beztroskim dzieciństwie. Rodzicielstwo to przewodniczenie dziecku, stwarzanie mu bezpiecznej i komfortowej przestrzeni do rozwoju. Zabrałam dzieciom zabawki - napisałam przekornie. W rzeczywistości myślę, że uwolniłam je od nich. Pozbyliśmy się razem niepotrzebnych bodźców.

Tak jak nie pozwalam im oglądać treści, które są nieodpowiednie do ich wieku, zachęcam, żeby więcej czytały, a mniej korzystały z ekranów, żeby mówiły o swoich uczuciach, zamiast je kisić w sobie i przychodziły się przytulać zawsze, kiedy potrzebują. Wszystko to robimy dla ich dobra, z troski o nich i w celu chronienia ich przed nadmiarem.

Ograniczenie ilości zabawek - bodźców - to tylko element szerszego planu.

Czytaj także: https://mamadu.pl/163510,zawstydzanie-dziecka-nigdy-nie-rob-tych-rzeczy-nie-mow-zeby-nie-plakalo