W konkursie 1. miejsce, na świadectwie ledwie 'trója'. Tak szkoła niszczy potencjał swoich uczniów
Odpowiedź nauczyciela była prosta: "Nie interesuje mnie to". Tak powiedział, gdy 13-latka przyszła do niego pochwalić się nagrodą z pozaszkolnego konkursu z języka angielskiego.
Wcześniej nauczycielka polskiego nagrodziła uczennicę wyższą oceną końcową z przedmiotu za zdobycie 1. miejsca w testach z mitologii. Jedna szkoła, dwa podejścia?
Wszystko zależy od statutu i przedmiotowego systemu oceniania (PSO), ale tak naprawdę w dużej mierze regulowane jest dobrą wolą nauczyciela danego przedmiotu.
Zadałam pytanie dotyczące konkursów pozaszkolnych i pozakuratoryjnych na grupie dla nauczycieli. Dostałam odpowiedzi od sasa do lasa. Od takich, które zarzucały, że prywatne konkursy to bzdety i w ogóle nie sprawdzają wiedzy, do takich, które chwaliły uczennicę i uznawały, że należy się jej gratyfikacja.
Jedna z opinii mówiła, że: "jeden konkurs nie niweluje programu nauczania".
„Stowarzyszenie Umarłych Statutów” (SUS) – organizacja działająca na rzecz praworządności w szkołach zauważyła, że placówki edukacyjne notorycznie zaniżają stopnie swoim uczniom. Ocena celująca nie powinna być wystawiana uczniowi, który wykazuje się dodatkową wiedzą, a tym którzy opanowali w pełni podstawę programową. – Przepisy ustawy o systemie oświaty nie pozostawiają wątpliwości. To, co podlega ocenie z danego przedmiotu, to poziom i postępy w opanowaniu wiadomości w stosunku do tzw. podstawy programowej oraz wymagań edukacyjnych – tłumaczył prezes SUS Łukasz Korzeniowski. – To oznacza, że nie można uzależniać oceny od zdobycia wiedzy nieprzewidzianej w programie.
A co w przypadku, który omawiam powyżej? Gdy uczennica ewidentnie opanowała materiał z języka angielskiego, ale nie poradziła sobie z brakiem sympatii nauczyciela?
Młodzież mądrzejsza od nauczyciela
Nie mogę pozbyć się myśli, że w szkole nie liczy się wiedza, a dopasowanie do systemu. Czy to oceniania, czy nauczania przez konkretnego nauczyciela.
Oceny z konkursów mogą być wstawione jako jedne ze składowych w dzienniku lub wpłynąć na ocenę końcową z przedmiotu. Wielu nauczycieli uważa, że powinny zostać w jakiś sposób ujęte, bo potwierdzają umiejętności ucznia.
Im dłużej obserwuję polską szkołę i nastolatki, tym większy rozdźwięk widzę. Weźmy przykład języka angielskiego. Młodzież wychowana na anglojęzycznych filmach i serialach, aktywnie grająca w gry i udzielająca się na forach graczy, na których są także obcokrajowcy, wyjeżdżająca na wakacje za granicę, często potrafi już mówić po angielsku.
W dodatku uczestniczą w rozwijającej się kulturze społecznej w mediach internetowych. Tak naprawdę nastolatki częściej niż nauczyciele tworzą, reagują i rozumieją zmiany językowe w mowie potocznej. One kształtują nowy język angielski.
Dlatego nie uważam, aby zasadne było ocenianie ich wiedzy z języka tylko i wyłącznie na podstawie programu szkolnego. Tym bardziej, że duża część z nich uczęszcza na językowe zajęcia pozaszkolne. Uczą się, gdzie mogą, nie tylko w szkolnych ławkach.
Podcinanie skrzydeł
Szkolna ocena niewspółmierna do rzeczywistych umiejętności ucznia może wpłynąć na niego tylko w jeden sposób - podciąć mu skrzydła. Choć możemy mówić sobie i dzieciom, że to tylko cyferka w papierowej książce, jednak przywiązanie do szkoły, osąd rówieśników, porównywanie się to bardzo ważne dla wątpiącego w siebie nastolatka rzeczy, które mają szansę wpłynąć na jego postrzeganie siebie na długi czas.
Czy dostrzeżenie potencjału i chęci sprawdzenia się, nie powinno być ważniejsze od nauki czasów przeszłych i przyszłych? Tym bardziej, jeśli dziecko na co dzień używa go w rozmowach nieformalnych z kolegami z Kanady na czacie.
Moim zdaniem zdjęcie z dzieci obowiązku dopasowania się na rzecz swobody wyrażania myśli, w klasie czy na pozaszkolnym konkursie, opłaci się bardziej niż koszt atramentu do wpisania oceny dostatecznej.
Czytaj także: https://mamadu.pl/137025,w-krakowie-powstala-pierwsza-szkola-bez-ocen