3 kobiety krzyczące na dzieci i jedna, która to powstrzymała. "Zajrzała pod powierzchnię problemu"
- Wiele mam przyznaje, że zdarza im się tracić cierpliwość do dziecka, a jedyną odpowiedzią na jego zachowanie jest krzyk.
- Czasem krzyczymy na dziecko, bo jesteśmy już zmęczone czy poirytowane, ale często zdarza się, że za tym krzykiem skrywa się głębszy problem.
- Psycholożka Katarzyna Półtorak opowiada trzy historie mam, którym pomagała i wyjaśnia, w jaki sposób poradziły sobie one z podnoszeniem głosu na dzieci.
Psycholożka Katarzyna Półtorak, autorka marki mamamamoc.pl, wyjaśnia, że to często właśnie wtedy, kiedy zostajemy matkami, czujemy, że tracimy pierwszy raz kontrolę nad swoim życiem.
3 historie mam, które zbyt często krzyczały na dzieci
– Pojawiają się silne emocje, jak złość czy frustracja, dopada nas bezsilność lub wypalenie, które objawia się np. tym, że zaczynamy zachowywać się jak nieczułe roboty. Zdarza się, że podnosimy głos zbyt często.
Nie lubimy siebie w tej wersji, czujemy, że na pewno jest sposób na to, by tyle nie krzyczeć i cieszyć się swoim macierzyństwem. Przecież zawsze chciałyśmy być uśmiechniętymi i spokojnymi mamami. Co się więc stało, że nam to nie wychodzi? – mówi nam Katarzyna Półtorak.
Jej zdaniem trudno dostrzec nam prawdziwe powody naszego krzyku, bezsilności, czy poczucia winy z wielu powodów. Jednym z nich jest brak umiejętności zaglądania pod powierzchnię zachowania. Co możemy tam znaleźć? Oto 3 historie mam, którym psycholożka pomogła. Trzy powody podnoszenia głosu na dziecko i trzy strategie, jak sobie z tym poradzić.
Historia nr 1 - Niezaspokojone potrzeby
Ala, mama dwulatka i pięciolatki
– Pod powierzchnią krzyku można znaleźć niezaspokojone potrzeby. O co w tym chodzi? Czasami nie da się ukryć, że nie radzisz sobie w obecnej sytuacji… Zmęczenie, wyczerpanie, nerwowość to pierwsze, co widać, gdy się na ciebie spojrzy.
Bliscy, w najlepszej wierze, proponują wtedy: "Zajmę się dziećmi, ty zrób coś dla siebie… Do kina idź!" I idziesz, nawet dobrze się bawisz. Ale wracasz do domu i stan napięcia też wraca do niechcianej “normy” z prędkością światła – wyjaśnia Katarzyna Półtorak.
Kiedy psycholożka zapytała Alę, w czym może jej pomóc, ta powiedziała, że krzyczy na dzieci i ma już tego dość. Okazało się, że już od dwóch lat próbuje z tym walczyć, ale nic nie przynosi oczekiwanych efektów. "Wystarczy drobnostka i ja już wybucham. Wszyscy mi powtarzają, że mam głęboko oddychać, ale to mi nie pomaga. Chodzę wściekła jak osa i wszystko wyprowadza mnie z równowagi” - opowiadała.
Co pomogło w tej sytuacji?
Katarzyna Półtorak mówi, że w tym przypadku zaczęły spotkania od poczucia własnej wartości. Dyskutowały o granicach, krytykowaniu samej siebie, niepewności. Kiedy Ala zrozumiała, czym naprawdę jest poczucie własnej wartości i odkryła, jak sama funkcjonuje w tym obszarze, część jej napięcia spadła i była gotowa ruszyć dalej.
Okazało się, że szukanie i stawianie granic jest dla niej dużym wyzwaniem, bo po prostu nie miała się tego od kogo nauczyć. Kolejnym elementem planu było odkrywanie potrzeb, poszerzanie świadomości odnośnie tego, czego potrzebuje i co wpływa na jej poczucie satysfakcji z życia.
Poznała też prawdziwie powody swojej złości, czyli to, na czym tak bardzo jej zależało. Zrozumiała, że nie chodzi o to, że ciągle biega za dziećmi i sprząta, czy że musi pamiętać o wielu rzeczach. To była tylko powierzchnia zachowania, którą widziała i którą widzieli inni. Dlatego, kiedy jej mama mówiła: idź do kina, ja zajmę się dziećmi, to pomagało jej tylko na krótką metę. Dopiero, kiedy dostrzegła czego jej brakuje, zaczęły zmieniać się jej, dotąd automatyczne, reakcje.
Była zaskoczona, kiedy odkryła, że nie krzyczy z powodu bałaganu, trudności przy wychodzeniu rano z domu, czy kłótni między rodzeństwem. To, czego naprawdę potrzebowała, to poczucia sensu, możliwości wyboru i różnorodności. Ala zrozumiała, że źródłem jej złości i napięcia były właśnie te, nieuświadomione wcześniej potrzeby. Jedną ze strategii było nauczenie się korzystania ze swojego kawałka wpływu.
Dlaczego to zadziałało? Większość mam ma poczucie, że nic od nich nie zależy. Aby to zmienić, warto na początek zrozumieć, że wybieranie ma w sobie zawsze element rezygnacji. To wszystko sprawiło, że Ala nabrała pewności, że ma różne opcje do wykorzystania, gdy napięcie rosło i nie wybuchała już tak często, jak wcześniej. Brak zaspokojenia swoich prawdziwych potrzeb, to częsty powód krzyku, a ich odkrycie przynosi niezwykłe i zaskakujące efekty.
Historia nr 2 - Przekonania wyniesione z domu
Małgosia, mama czterolatki i sześciolatki
– Małgosia jest mamą dzieci w wieku przedszkolnym i od dłuższego czasu czuła ogromne napięcie i złość. Nic nie szło tak, jak chciała, obowiązki ją przytłaczały i nie mogła pozbyć się uczucia, że wciąż robi coś źle lub czegoś za mało. To było dla niej nie do zniesienia. W końcu postanowiła poszukać wsparcia.
Krok po kroku odkrywałyśmy, skąd bierze się jej złość i całe to napięcie, którego nie mogła się pozbyć. Rozkładałyśmy na części wszystkie przekonania na temat bycia dobrą mamą, które wyniosła z domu rodzinnego np. mama stawia potrzeby dziecka zawsze na pierwszym miejscu, dobra mama kocha zalety jak i wady swojego dziecka, dobra mama czuje zawsze chęć i potrzebę spędzania czasu z dzieckiem, dobra mama jest spokojna, radosna i nie pokazuje trudnych emocji, by nie martwić dzieci.
Małgosia odkryła, że wcześniej nie zdawała sobie sprawy z tego, że ma takie przekonania i że wpływają na jej myśli i zachowania. Na dodatek wcale jej nie służą, wręcz przeciwnie. Odszukałyśmy rozmaite schematy rodzinne, które powtarzała, głównie te dotyczące wstydu i poczucia winy.
To ostatnie na przykład wiązało się bardzo silnie z przekazywanym z pokolenia na pokolenie przekonaniem, że człowiek jest wartościowy tylko wtedy, kiedy się napracuje, zmęczy, wypełni swoje obowiązki. Nie było więc mowy o tym, by Małgosia potrafiła przeznaczyć choć chwilę na własne sprawy czy przyjemności i spędzić dzień bez dopinania wszystkiego na ostatni guzik.
Spędzanie czasu na czymś, co wyglądało na bezproduktywne i bezcelowe nie mieściło się po prostu w planie Małgosi i tego, jak rozumiała sposób działania dobrej mamy. By zrzucić ten balast, najpierw potrzebowała go zobaczyć i zrozumieć. Nie zdawała sobie sprawy z tego, kiedy on tak naprawdę się pojawił i jak bardzo utrudniał jej realizowanie własnego planu na bycie mamą – mówi Katarzyna Półtorak.
Co pomogło w tej sytuacji?
Małgosia nauczyła się budować zaufanie do samej siebie i swoich wyborów. Kiedyś czuła przymus, by o wszystko zapytać i poradzić się ludzi naokoło. Zrozumiała, że zaufanie do siebie to też umiejętność i można ją rozwijać. Teraz czuje, że ma oparcie sama w sobie. Zrozumiała, że stan poczucia wstydu, winy, bezsilności, wcale nie musi trwać wiecznie. To ogromny ciężar, który często nosimy na swoich barkach zupełnie niepotrzebnie. To właśnie bezsilność jest jednym z powodów naszego krzyku. Tymczasem można ją rozpracować i oswoić.
Historia nr 3 - Macierzyńskie wypalenie
Basia, samodzielna mama dwulatki i jedenastolatki
– Gdy poprosiła o pomoc opowiadała, że czuje się jak robot i codziennie walczy tylko o przetrwanie do kolejnego wieczoru. "Czuję się bezradna” - relacjonowała.
Wypalenie to stan nadmiernego obciążenia, większego niż nasze możliwości. Jeżeli trwa długo, może prowadzić do objawów takich jak bezsenność, apatia, choroby somatyczne.
Często pojawia się etap nieczułego robota, polegający na tym, że wszystkie dostępne zasoby matki przekazywane są na zapewnienie dzieciom bezpieczeństwa, obiadu, ciepłego łóżka. Nie starcza ich już jednak na czułość, zabawę, radość. Często niestety nie zdajemy sobie sprawy z tego, że właśnie przeżywamy macierzyńskie wypalenie” – mówi nam Katarzyna Półtorak
Co pomogło w tej sytuacji?
Basia była zdziwiona, gdy poszerzała swoją perspektywę dotyczącą proszenia o pomoc. Często to najodważniejsza rzecz, którą może zrobić mama. Dlaczego? Ponieważ prosząc o pomoc nie pokazujemy, że jesteśmy słabe, odpuszczamy sobie i przegrywamy. Udowadniamy za to, że nam zależy i że nie chcemy się poddać.
Podczas spotkań z psycholożką Basia dotarła do tego, dlaczego znalazła się w tym miejscu i jak może szukać swojego wpływu, którego myślała, że nie ma. Pierwszym krokiem było nauczenie się ładowania swojego woreczka zasobów. Najpierw określiła, co w tym woreczku się u niej znajduje. Znalazła tam spokój, poczucie sytości i ciszę. Potem odkryła kiedy swoje zasoby najszybciej traci.
Dzięki temu znalazła odpowiadające jej sposoby służące do dbania o siebie i swój dobrostan. W przypadku Basi pomogła strategia, związana z pracą z myślami. Zamieniła te, które drenowały zasoby, na takie, które ich dodawały np. mogę nie znać odpowiedzi na wszystkie pytania, czy nie muszę być konsekwentna. Emocje jak bezradność i rozczarowanie sobą przestały się tak często pojawiać, bo nie było już myśli, które je wywoływały.
"Teraz chodzę twardo po ziemi i wiem, co robić, kiedy jest trudno. Czuję się lżejsza i wiem, że mam więcej wpływu na swoje życie niż myślałam. Rozpakowałam swój tobołek i znalazłam sposób na odzyskanie spokoju i radości. Mogę przestać być żandarmem wydającym rozkazy i wrócić do bycia czułą i uśmiechniętą mamą” – przyznała Basia.
Dojść do sedna
Zdarza się to chyba każdemu rodzicowi - tracimy cierpliwość i zaczynamy krzyczeć na dziecko. Często jednak problem z krzykiem skrywa się o wiele głębiej i świadczy o naszych przekonaniach wyniesionych z domu lub niezaspokojonych potrzebach. Warto się temu przyjrzeć, jeśli chcemy zmienić swoje reakcje.
Czytaj także: https://mamadu.pl/160987,krzyczenie-na-dzieci-oto-powody-dlaczego-rodzice-krzycza-jak-to-zmienic