Mąż miał być bezpłodny, ale po latach udało mi się zajść w ciążę. Zażądał testu na ojcostwo

List do redakcji
Napięcie 2 lat starań o dziecko zrozumie tylko kobieta, która była w podobnej sytuacji. Wmawianie sobie pierwszych objawów ciąży, gdy nie było nawet na nie szansy, kolejne testy ciążowe wykonywane z bijącym sercem i łzy rozczarowania, gdy zamiast 2 kresek pojawiała się krew miesiączkowa. I po 2 latach — cud. Udało nam się. I z euforii znowu do dołka — mój narzeczony zapytał "jak to możliwe" i zażądał testu na ojcostwo.
Po latach zaszłam w ciążę. Mąż miał być bezpłodny, zapytał czy to jego Pexels

List do redakcji

Od zawsze wiedziałam, że chcę mieć dziecko i że będę szukała partnera, dla którego założenie rodziny także jest priorytetem. Gdy poznałam Bartka od razu wiedziałam, że jest facetem na tyle opiekuńczym i godnym zaufania, że będzie świetnym ojcem. Postanowiliśmy zacząć starania i wiecie — wydawało mi się, że po odstwieniu antykoncepcji stanę się boginią płodności.
Już po pierwszej próbie w dzień spodziewanej miesiączki pobiegłam do apteki po test. Głupota? Nie mogłam wytrzymać niepewności. Gdybym wtedy wiedziała, że oczekiwanie na dwie kreski jeszcze trochę potrwa — całe 2 lata. W międzyczasie zaczęliśmy zasięgać porad u lekarzy. Badać, testować i zastanawiać się z paniką, że być może któreś z nas jest bezpłodne.

Powiedziałam mu o ciąży — poprosił o test na ojcostwo

Okazało się, że jego nasienie jest słabej jakości, co nie przekreśla szansy na ciążę, ale utrudnia zajście. Narzeczony się podłamał, ale staraliśmy się dalej. Zawsze znalazła się jakaś dobra dusza, która przekonywała, że ludzie starają się latami i zachodzą, gdy "odpuszczają". Po 2 latach okazało się, że udało nam się.


Zrobiłam kilka testów i z trzęsącymi się dłońmi zadzwoniłam do Bartka. Popłakał się ze szczęścia. Euforia nie trwała jednak długo. Minęło parę tygodni, a on zapytał nagle, jak to możliwe, że nam się udało, skoro miał takie problemy z jakością nasienia. Zabrzmiało to niewinnie, więc zaczęłam tłumaczyć, że nikt nie powiedział, że to koniec szans na dziecko, ale on wtedy wypalił wprost, że chce testów na ojcostwo.

Zamurowało mnie. Spędziłam z tym człowiekiem parę wspólnych lat, planowaliśmy założenie rodziny, mamy już termin ślubu, a on mówi do mnie, jak do dziewczyny, z którą przespał się raz po pijaku, a ta teraz oznajmia mu, że jest w ciąży!

Poczułam się jak nikt, oskarżona o zdradę, oszustwo i nielojalność. Nie wiem, jak mógł sobie wyobrazić, że będę nosić w sobie dziecko innego mężczyzny i wmawiać mu, że to jego? Nawet nie wiedziałam, co miał na myśli.

Zareagowałam wybuchem emocji, a on zaczął wyjaśniać, że nie miał nic złego na myśli. Po prostu "ma prawo mieć wątpliwości, skoro lekarze nas ostrzegali". Gdy powiedziałam o tym znajomym niektóre stanęły po jego stronie, mówiąc, że to nie podejrzenie o zdradę — on po prostu nie może uwierzyć we własne szczęście.

Inne powiedziały, że powinnam zrobić te testy, a potem rzucić mu satysfakcjonującym wynikiem w twarz i dać do zrozumienia, że nie będę z kimś, kto mnie tak potraktował. Może to czerwona flaga, która powinna mi dać do myślenia jeszcze przed ślubem? A może zwykła wątpliwość kogoś, kto boi się, że to zbyt piękne, żeby było prawdziwe.