Kiedy opowiedziała mi swoją historię zapytałam, czy podzieli się nią z innymi. Zależało mi na tym bo to historia pełna nadziei. Historia, która pokazuje, że w życiu może zdarzyć się wszystko. Nawet wtedy, gdy już odpuścisz, gdy zrezygnujesz, może spotkać cię to, o czym zawsze tak bardzo marzyłaś.
"Nie traćcie nadziei, nigdy. Dziś już wiem jak wiele zależy od nas samych. Nastawienie, wiara i działanie tylko nam w tym pomogą. Nie wierzysz? Postaram się cię przekonać.
Zawsze chciałam być matką. Nie śmiej się, naprawdę zawsze. Tego jednego byłam w życiu pewna. Chciałam być najlepszą matką na świecie, za wzór stawiając sobie moją mamę. Ciepła, opiekuńcza, troskliwa, rozumiejąca. Przez bardzo długi czas była całym moim światem i ja też chciałam być dla kogoś całym światem. Kiedy poznałam odpowiedniego mężczyznę, któremu z miłością, odpowiedzialnością i pełną świadomością powiedziałam TAK, byłam jeszcze bliżej spełnienia swojego marzenia.
11 lat. Tyle lat staraliśmy się o dziecko. Dziś już wiem, dlaczego tak długo…
Nie zniechęcaliśmy się, gdy przez pierwsze miesiące starań na teście ciążowym wciąż widzieliśmy jedną kreskę. Następnym razem na pewno się uda, stale sobie wmawialiśmy. Kiedy minął rok, oboje musieliśmy spojrzeć prawdzie w oczy. On? A może ja? Któreś z nas musi być winne.
Badania, oczekiwanie na wyniki, znowu badania. „Wszystko w porządku, nie ma medycznych przeciwwskazań. Możecie państwo mieć dzieci”. Wszystko w porządku? Niemożliwe! Tak długo się staramy...szukamy dalej. Badania, oczekiwanie na wyniki, znowu badania. I znowu: „Proszę się nie martwić, są państwo zdrowi”. Więc…dlaczego?
Przez 11 lat zrobiliśmy całą masę badań, te ogólne i te specjalistyczne.
Zachowywaliśmy się trochę jak hipochondrycy, którzy nieustannie szukają choroby, której po prostu nie ma. My szukaliśmy przyczyny, powodu, przez który nie mogę nosić pod sercem naszego dziecka. Nikt nie potrafił nam pomóc. In vitro? Kosztuje, a poza tym, przecież wszystko jest w porządku. Naprotechnologia? Owszem, bynajmniej nie ze względów religijnych. O swoim ciele, dolegliwościach wiedziałam już wszystko. Co mi pozostało? Czekałam na cud.
Jeśli myślicie, że w małżeństwie, które bezskutecznie stara się o dziecko partnerzy wzajemnie się wspierają, jesteście w błędzie. Może przez pierwsze miesiące czujesz, że nie jesteś sama, ale potem…Potem musisz walczyć o każdy wspólny dzień. Oczami wyobraźni widziałam mojego męża w roli ojca, świetnego ojca. Będzie cierpliwy, opiekuńczy, ale też stanowczy. Będzie nas zabierał na wycieczki, zaskakiwał każdego dnia.
Czekałam na dzień, w którym będę mogła spojrzeć mu w oczy i powiedzieć: „Już za 9 miesięcy urodzi się nasze dziecko”. Chciałam zobaczyć, jak się cieszy, jak planuje, jak urządza nasze nowe życie.
My jednak wciąż musieliśmy zmagać się z codziennością. Walczyć o chwilę bliskości. Nasz seks? Chyba nigdy nie był tak mechaniczny. I ja i on w głowie mieliśmy jedną myśl: DZIECKO. Czy jesteś w stanie wyobrazić sobie takie życie? To uczucie, gdy musisz udawać, przekonywać wszystkich, że w twoim życiu nic złego się nie dzieje, że wszystko jest dobrze. Że wciąż jesteście szczęśliwi, że wciąż się kochacie.
Chyba kolejny raz muszę wyprowadzić cię, Drogi Czytelniku, z błędu. Bo jeśli myślisz, że z rodziną najlepiej wychodzi się na zdjęciu, mylisz się. Bartek, mój brat. To on mnie, nas, uratował. Wziął mnie za rękę i zaprowadził do kobiety, która jest, chyba śmiało mogę powiedzieć, moim aniołem stróżem i…psychologiem.
Obsesja?
Chciałam wyjść z gabinetu, gdy sugerowała, że to we mnie tkwi problem, w moim podejściu i w moim myśleniu. Przecież pragnę dziecka. Za bardzo? To jakiś absurd, myślałam. Spotykałyśmy się regularnie, przez kilka miesięcy. Najpierw tylko ja, a potem miejsce obok mnie zajął mój mąż trzymający mnie mocno za rękę. Nawet wtedy, gdy łzy ciekły strumieniami.
Na kolejnej wizycie powiedziała: "Przez tyle lat żyjesz w stresie. Choć fizycznie możesz go nawet nie odczuwać, on jest. Blokuje cię, uniemożliwia normalne funkcjonowanie. W swoim życiu masz tylko jeden cel: zostać matką. A co z innymi? Z tymi, które kiedyś były w twojej głowie, a które skutecznie uśpiłaś? Zapomnij na chwilę o dziecku. Pomyśl, czego jeszcze pragniesz? Razem przez to przejdziemy."
Dzieciństwo, dojrzewanie, dorosłe życie. Wszystkie dobre i złe chwile. Wszystkie sytuacje, o których dziś nie chciałam pamiętać. Wszystko podane jak na tacy, do przeżycia raz jeszcze.
Terapia mi pomogła. Uporałam się z przeszłością, poukładałam w głowie ważne sprawy i…uspokoiłam serce. Przestałam obsesyjnie myśleć o dziecku, pragnąć go. Przestałam wyobrażać sobie siebie w roli matki. Skupiłam się na sobie, na mężu, na naszej rodzinie, na tym co jest tu i teraz. Wyrzuciłam nawet termometr, kalendarzyk i wszystko co jest potrzebne przy naturalnym planowaniu ciąży. Spontaniczność? Tak. Namiętność? Coraz więcej. Chciałam żyć.
Po 11 latach, 13 miesiącach cotygodniowych wizyt u mojego anioła stróża, który poukładał mi wszystko w głowie, udało się. Dwie kreski. Kiedy to piszę nasz syn spokojnie śpi w drewnianym łóżeczku, które zrobił mój mąż. Wiesz kiedy pierwszy szczebelek był gotowy? 11 lat temu. Piszę ten list, aby dać nadzieję wszystkim tym, którzy bardzo chcieliby zostać rodzicami. Mnie się udało. Dlaczego wam miałoby się nie udać?"