Nie udało mi się urodzić naturalnie ani karmić piersią. Czasem czuję się gorsza niż inne młode mamy

Martyna Pstrąg-Jaworska
"Jestem nieco ponad miesiąc po porodzie i wciąż jeszcze nie pogodziłam się z nową sytuacją w moim życiu. Czasem myślę sobie, że jestem złą matką, że jestem niewystarczająca" – rozpoczyna swój list do naszej redakcji Magda. W dalszej części kobieta opowiada o tym, jak otaczające ją stereotypy sprawiły, że źle czuła się po porodzie.
Nasza czytelniczka apeluje do wszystkich kobiet: wspierajcie młode mamy, bo tego potrzebują. Unsplash

Poród inny niż planowała

"Muszę chyba zacząć od tego, że ponad miesiąc temu urodziłam zdrową, wyczekaną córeczkę. Maja jest piękna, spokojna i była spełnieniem marzeń moich i męża. Ale właściwie od połowy ciąży wciąż myślałam o tym, jak będzie wyglądał poród, że już nie mogę się doczekać tego, kiedy malutka będzie w naszych ramionach.


Właściwie bardzo marzył mi się poród w domu, ale nie miałam w sobie na tyle odwagi, by się na niego ostatecznie zdecydować. Później okazało się, że to może nawet i dobrze, ale wszystko po kolei.

Gdy dowiedziałam się o możliwości porodu w warunkach niemalże domowych, ale jednak pod opieką lekarską, czyli na przyszpitalny dom narodzin, byłam pewna, że tak właśnie chcę rodzić. Zakwalifikowałam się i tylko czekałam na termin porodu i pierwsze oznaki, że coś się zaczyna dziać.

Właściwie nie bałam się, raczej marzyłam o tym, by poród był wyjątkowym przeżyciem, trochę mistycznym i pełnym intymności między mną i mężem. Nawet nie brałam pod uwagę cięcia cesarskiego, bo właściwie nie miałam do niego wskazań. Gdy poród faktycznie się zaczął, pojawiły się pewne komplikacje i skończyło się na cesarce właśnie.

Byłam w takich emocjach i pod wpływem hormonów, że wtedy było mi to wszystko jedno, zależało mi tylko na zdrowiu naszej córeczki. Później jednak po porodzie kiepsko się czułam i bardzo wolno dochodziłam do siebie, bo przecież to mimo wszystko jest operacja.

Miałam poczucie, że zawiodłam, skoro nie udało mi się urodzić naturalnie" – przyznaje w swoim liście młoda mama.

Problemy z laktacją

Magda zaznacza jednak, że starała się mieć pozytywne podejście i nie skupiać na negatywnych myślach. Ale zaraz za porodem, który nie był takim jaki planowała, pojawiły się kolejne problemy: "Poród przez cesarkę to był w sumie dopiero początek.

Potem doszły już w szpitalu kłopoty z laktacją, która nie ruszyła i musiałam ją stymulować. Będąc w ciąży marzyłam także o jak najbardziej naturalnej opiece nad dzieckiem, więc jasne było dla mnie, że będę karmiła wyłącznie piersią.

Kiedy się okazało, że moje mleko jest dla Mai niewystarczające, położna zaproponowała dokarmianie mieszanką modyfikowaną i dla dobra dziecka zgodziłam się na takie rozwiązanie. Starałam się przy tym skrupulatnie przystawiać dziecko do piersi, stymulować laktację za pomocą laktatora itp.

Gdy zostałam z córką wypisana ze szpitala, wreszcie mogłyśmy się w spokoju cieszyć sobą. Trochę uspokoiłam się, będąc wreszcie z mężem w domu i chyba dzięki temu udało mi się trochę "rozbujać" laktację.

Moje mleko jednak nie wystarczało dziecku, więc nadal je dokarmiałam mlekiem modyfikowanym i właściwie 1,5 miesiąca po porodzie nadal to robię, bo mała się po prostu nie najada. Przez to często myślę o tym, że jestem dla niej niewystarczająca. I czuję się jak najgorsza matka świata, skoro nie mogę wykarmić swojego dziecka" – przyznaje ze szczerością Magda.

Kobiety, okazujmy sobie wsparcie

"W mojej sytuacji nie pomaga też otoczenie. Mąż naprawdę mocno mnie wspiera, opiekuje się córeczką dzień i noc, bym ja mogła trochę odespać, a nawet proponuje karmienie butelką, by to on mógł ją także nakarmić.

Inne kobiety np. moja teściowa nie pomogły mi jednak w żaden sposób. Ja nie wymagam, żeby skakały wokół mnie i były na każde zawołanie w pomocy nad dzieckiem. Ale zarówno moja mama, jak i siostra, gdy im opowiedziałam o moich troskach, stwierdziły, że przesadzam, bo cesarka to nie jest zło, tylko tak musiało być dla zdrowia i bezpieczeństwa dziecka.

Teściowa dołożyła swoje, bo twierdzi, że zbyt mało pokarmu to moja wina i że na pewno mam złą dietę, skoro dziecku to mleko nie wystarcza. I tak sobie myślę, czy ja właśnie w tych najbliższych osobach, kobietach, nie powinnam mieć właśnie wsparcia?

Jeszcze nie pogodziłam się do końca z tym, że moje plany i zamiary nie powiodły się, ale rozumiem, że takie jest życie i nie moje plany, a zdrowie jest najważniejsze. Ale słowo otuchy, wsparcia, gdy znowu się martwię, że jestem dla córki niewystarczająca, na pewno by pomogło. Szczególnie z ust tak bliskich mi kobiet.

Dziewczyny, bądźmy dla siebie wsparciem. Ja zamierzam nim być dla mojej bratowej, która będzie rodziła za kilka miesięcy i dla każdej koleżanki i przyjaciółki, która będzie chciała mi się zwierzyć.

Musimy pamiętać, że jesteśmy najlepszymi wersjami siebie i najlepszymi mamami, jakie może mieć nasze dziecko. Bo bez tego wsparcia każdej świeżo upieczonej mamie będzie po prostu ciężko z myślami, że nie sprosta tej nowej roli" – kończy swój list nasza czytelniczka.