Czy ściąganie na sprawdzianach to oszustwo? Nauczyciel w mocnych słowach, co o tym myśli

Dominika Lange
Mikołaj Marcela – nauczyciel i autor bestsellerów "Jak nie spieprzyć życia swojemu dziecku. Wszystko, co możesz zrobić, żeby edukacja miała sens" oraz "Jak nie zwariować ze swoim dzieckiem", wywołał w internecie dyskusję na temat tego, czy ściąganie w szkole jest oszustwem. Internauci mieli podzielone zdania.
Czy ściąganie na egzaminie w szkole można uznać za oszustwo? fot. Piotr Hukalo/East News

Oszustwo czy nie oszustwo?

Ściągi chowane w rękawie, pod spódnicami, we włosach, a nawet w chusteczkach higienicznych – uczniowie mają cały arsenał sposobów na ukrycie małych i dużych ściągawek, które pozwolą im zaliczyć sprawdzian bez konieczności nauki.


Dla jednych to forma oszustwa, dla innych sposób na przetrwanie i umiejętność korzystania z informacji. Mikołaj Marcela opublikował na Facebooku wpis, w którym dzieli się z internautami swoimi przemyśleniami na temat ściągania na sprawdzianach. "Czy ściąganie w szkole jest oszustwem?" – zaczął post.

Dlaczego uczniowie ściągają w szkole?

Swoje rozważania Mikołaj Marcela zaczął od pytania, dlaczego w ogóle uczniowie ściągają na sprawdzianach. "Pewnie jednym z powodów jest fakt, że nie chodzimy tam dla siebie. Chodzimy do szkoły dla innych, by realizować zalecane przez nich zadania i spełniać z góry narzucane wymagania" – napisał.

Pan Mikołaj zaznaczył też, że system edukacji nie sprzyja rozwijaniu zainteresowań uczniów, gasi ciekawość i staje na drodze do samodzielnego poszukiwania odpowiedzi na nurtujące ich pytania.

"Ściąganie jest oszustwem, ale oszustwem często koniecznym wobec oszustwa, którego ofiarami są młodzi ludzie. Bo szkoła, jej wymagania i to jak mówi o tych wymaganiach, to na ogół wszystko oszustwa, które mają zmusić młodych ludzi do robienia czegoś, na co absolutnie nie mają ochoty i co na ogół zupełnie nie przyda im się w życiu" – podsumował pedagog.

Zakuć, zdać, zapomnieć

Nauczyciel przytoczył też znaną uczniom i nauczycielom zasadę "Trzech Z", czyli "Zakuć, zdać, zapomnieć". Opiera się ona na szybkim nauczeniu się na pamięć zagadnień potrzebnych do zdania egzaminu – a następnie, jak wskazuje nazwa zasady, zapomnieniu ich. "To krótkoterminowe ściągi w pamięci" – twierdzi pan Mikołaj.

A na pewno nie jest to sposób efektywnej i zdrowej dla ucznia nauki. Jednak przy ilości materiału, prac domowychi przedmiotów, które wypełniają plan lekcji polskich uczniów, trudno się dziwić, że każdy kombinuje, jak szybko i skutecznie przyswoić materiał na egzamin.

Reakcje internautów

Część internautów zgodziła się z panem Mikołajem, inni mając podobne zdanie na temat polskiego systemu edukacji uważali, że mimo wszystko ściąganie nie jest oszustwem. Zwłaszcza, jeśli uczeń sam przygotuje sobie materiały. "Umiejętność korzystania z informacji jest ważna" – komentowali.

I ciężko się z tym nie zgodzić. W czasach, kiedy jesteśmy zalewani informacjami na każdym kroku, kluczową umiejętnością wydaje się pozyskiwani, a przede wszystkim poprawne weryfikowanie tych informacji. Nie jest sztuką bezmyślne nauczenie się na pamięć stolic wszystkich afrykańskich krajów. Dużo bardziej wartościowa jest umiejętność szybkiego sprawdzenia i zlokalizowania ich na mapie. Nie tego powinniśmy uczyć naszych dzieci w szkołach?

Faktem jest też, że przygotowanie dobrej ściągi, która przyda się na sprawdzianie, wymaga odpowiednich kompetencji. Kluczowe jest uporządkowanie i wykorzystanie najistotniejszych informacji. Dodatkowo liczy się forma ściągi, a to już spory sprawdzian dla kreatywności uczniów.

Przypomniała mi się historia z moich szkolnych lat, kiedy kolega z równoległej klasy przygotował sobie ściągę na sprawdzian z języka polskiego. Skonstruował małe pudełeczko, przypominające to od zapałek, z którego rozwijała się długa, zgięta w harmonijkę ściąga. Nauczycie przyłapał chłopaka na ściąganiu, dostał jedynkę, ściąga została zabrana... do nauczyciela od zajęć technicznych. I z tego przedmiotu za tę samą ściągę kolega dostał już piątkę. Za kreatywność i solidne wykonanie.