"Założyłam, że wytną mi wszystko, potem chemia i będę zdrowa". Mama 6 dzieci walczy z rakiem
O raku dowiedziała się w tym samym dniu, w którym urodziła swoje 6. dziecko. Teraz w trakcie serii chemioterapii nie ma sił, aby wziąć ja na ręce. "Miałam dobre życie", mówi Magda, ale zupełnie się nie żegna. Chce żyć i zrobi wszystko, by móc wreszcie ululać Kazika w ramionach.
- Magda dowiedziała się o tym, że ma raka w tym samym dniu, w którym urodziła swoje 6. dziecko.
- Nowotwór hormonozależny rozwijał się w niej przez całą ciążę.
- Teraz mama walczy o zdrowie i życie, dla siebie i całej swojej rodziny.
- Jej marzeniem jest mieć dość siły, by unieść na rękach najmłodszego synka.
– Dzwonisz w dobrym momencie. Jestem jeszcze przed trzecią dawką chemii, więc mam trochę siły – mówi mi Magda na początku rozmowy.
Po dwóch tygodniach od każdej chemioterapii kompletnie opada z sił. Po pierwszej dawce wylądowała na izbie przyjęć i pod tlenem. Następna chemia była już znośna.
– Szczerze mówiąc, miałam preludium osłabienia i złego samopoczucia już w ciąży. Kręgosłup bolał mnie tak bardzo, że ledwo byłam w stanie ustać na nogach. Wiele czasu spędziłam w łóżku, pokazując palcem, co trzeba zrobić i na co mam ochotę – mówi Magda.
Teraz jednak nie poddaje się tak łatwo swojemu stanowi. Gdy tylko poczuje przypływ sił, zrywa się i zaczyna układać, przekładać, kombinować.
– Moja żona słynie z tego, że ona wszystko robi sama. Choć miska z praniem do ułożenia jest dla niej za ciężka, by ją podnieść, próbuje to robić, gdy ja nie patrzę – śmieje się Bartek. – Kątem oka widzę, jak ciągle próbuje coś robić w domu.
– Mebli nie przesuwam – żartuje Magda.
Dzień narodzin
O raku dowiedzieli się w dniu, w którym na świat przyszedł ich najmłodszy syn Kazik. W czasie przygotowań do cesarskiego cięcia zbadano jej piersi i pobrano wycinek wątroby do badań, bo na USG widoczne były na niej guzy. W czasie operacji doszło do krwotoku i przez kilka kolejnych dni Magda zupełnie była pozbawiona siły.– Długo nie wstawałam. Przygnębiające było dla mnie to, że nie miałam przy sobie synka, nie mogłam karmić go piersią, ani nawet zobaczyć się z moim mężem – wspomina.
Fot. archiwum prywatne
Na początku nie bali się. – Założyłam, że wytną mi wszystko, potem chemia i będę zdrowa. Dopiero po tygodniu usłyszeliśmy od lekarza, że ten rodzaj raka jest nieuleczalny. Już zawsze we mnie będzie – mówi Magda.
Kazik urodził się 16 sierpnia. Pierwszą chemię Magda przyjęła 3 września. Bez tak błyskawicznej reakcji lekarza prowadzącego i rozpoczęcia leczenia, mama 6 dzieci nie miałaby żadnych szans.
To nowotwór, który żeruje na hormonach. W czasie ciąży miał dogodne warunki do rozwoju. Rósł bardzo szybko i bardzo szybko przerzucił się na kolejne organy.
Magda nic nie wyczuła. Jest przekonana, że dopiero po diagnozie jest w stanie wyczuć guzek w piersi. Bolały ją plecy, ale której ciężarnej nie bolą? Bolały piersi? No pewnie, rosną. A przecież urodziła 5 dzieci, zna te ciążowe objawy na pamięć, nie ma się co nimi martwić.
A rak rósł na równi z dzieckiem w brzuchu.
– Gdy tydzień po narodzinach Kazika Magda pojechała na badania i nie spała w domu, chodziłem co chwilę do piwnicy, udając, że coś sprzątam, żeby dzieci nie widziały, jak jestem zdenerwowany – mówi Bartek.
– W dniu diagnozy pierwszy raz się popłakałam. Dowiedziałam się, że dostanę hormony, które wywołają u mnie wczesną menopauzę i resztę życia spędzę na rencie zdrowotnej - wspomina Magda. – Myślałam: dopiero co urodziłam dziecko, a nie mam siły go nosić i przytulać. Czas mi ucieka.
"Mamo, poczytasz nam?"
Mama nie przytula. W ciągu dwóch pierwszych dni po chemioterapii zawsze śpi w oddzielnej pościeli i nie można jej przeszkadzać. Związki z chemioterapii wydzielają się także przez skórę, więc Magda nie może objąć własnych dzieci. A one czekają.– Najstarsi rozumieją, ale trudno to tłumaczyć czterolatce i dwulatkowi. Rozalka bardzo to przeżywa, czasami pochlipuje. Gdy pewnego dnia jechałam do szpitala, schowała się pomiędzy dwoma łóżkami i płakała, że nie może założyć skarpetki. Przeniosła uczucia, z którymi nie potrafiła sobie poradzić, na tę oporną skarpetkę – wspominają rodzice.
No i jest jeszcze Kazik, który ma dwa miesiące. Mama nie ma sił, by go trzymać, lulać, nosić.
Starają się żyć normalnie, choć mama głównie urzęduje z łóżka. Potrzebuje teraz dużo snu, by się regenerować. Zawsze jednak znajdzie się dźwięk, który ją zaniepokoi.
Fot. archiwum prywatne
– Bartek zalicza w ciągu dnia 15-minutową drzemkę z chrapaniem i snami, a ja nie potrafię się wyluzować. Prawda, że ciągle ktoś wpada do sypialni z pytaniem, czy nie mam ochoty akurat poczytać mu książki lub żeby upewnić się, że śpię.
"Miałam dobre życie"
– Musiałem zrezygnować z pracy, a przy takiej liczbie dzieci pieniędzy potrzeba sporo i trochę - mówi Bartek. Zdecydowali się nazbiórkę na Się Pomaga, choć początkowo nie chcieli epatować chorobą i wizerunkiem rodziny.Namówili ich znajomi, którzy uświadomili im, że koszty będą z każdym miesiącem rosnąć. Magda chudnie, więc potrzebuje specjalistycznego żywienia, który wspomoże jej organizm w walce z rakiem i rekonwalescencję po chemioterapii.
– Mamy znacznie mniej, bo ja nie pracuję, a ZUS nigdy nie był mistrzem wypłacania pieniędzy w terminie – próbuje żartować Bartek.
Magda jeszcze się nie żegna, ale zdarzają jej się gorsze dni. Zbiórka jest po to, aby ze wszystkich zmartwień, chociaż ta sprawa dała im oddech.
– Mieliśmy plany, chcieliśmy wyjeżdżać z dziećmi, ale teraz żyjemy tu i teraz. Pytam: "Magda, jak się dziś czujesz?" i w zależności jej samopoczucia możemy sobie pozwolić na spacer do lasu albo przejażdżkę na wózku inwalidzkim w tę i z powrotem do końca ulicy. Łapiemy życie – mówi Bartek.
Fot. archiwum prywatne
– Dostaję mnóstwo wiadomości od rodzin, które się za nas modlą i to daje mi siłę. Miałam dobre życie. Jestem osobą wierzącą i myśląc o swojej śmierci, nie mam złej wizji. Oczywiście będzie związana z cierpieniem, bo choruję na raka, ale potem widzę otwarte dla mnie niebo. Summa summarum to Bartek i dzieciaki zostaną tu i będą w gorszej sytuacji – tłumaczy brutalnie Magda.
Mają wokół siebie wielu ludzi, którzy chcą im pomóc i wspierają na każdym kroku. – Nie marnujemy czasu i robimy wszystko, by się nie żegnać.