Zapisałam się na pole dance dla sportu. Rodzina męża zaczęła na mnie patrzeć jak na dziwkę

List do redakcji
Właściwie to Jacek był zadowolony, gdy powiedziałam mu, że zapisuję się na pole dance. W pierwszej chwili miał oczywiście wątpliwości, ale wszystko mu wyjaśniłam i zaczął mnie w tym pomyśle wspierać. Nie spodziewałam się jednak tego, co czeka mnie ze strony jego rodziny. A zwłaszcza... teściowej.
Zapisałam się na pole dance dla sportu. Rodzina męża mnie krytykuje Fot. Marek Jablonski/East News
Chciałam pokazać mężowi, że nadal mam ciekawe pasje i o siebie dbam, ale generalnie zapisałam się na pole dance dla siebie i komfortu swojego ciała. Po drugiej ciąży szybko wróciłam do względnie dobrego stanu zdrowia, ale jednak to jasne, że ciało nie odzyskało od razu swojej jędrności.

Jak wygląda trening pole dance

Tymczasem pole dancing to genialny trening dla kobiecego ciała. Wzmacnia wiele partii mięśni, poprawia kondycje, a niewiele ma wspólnego ze żmudnym i nudnym dla mnie treningiem na typowej siłowni.
Powiedziałam więc mężowi o pomyśle zapisania się na taniec na rurze. Jego pierwsza reakcja była oczywiście dokładnie taka, jakiej się spodziewałam. – Po co ci to? Znudziłem ci się i chcesz znaleźć kogoś nowego? – wypluł z siebie zanim w ogóle zdążyłam powiedzieć, jak wygląda trening pole dance i dlaczego nie będę wyglądała jak Demi Moore w „Striptizie”.


Nie zraziłam się tym, bo dokładnie tego się spodziewałam. Wyjaśniłam po kolei, gdzie będę chodzić na zajęcia, o jakiej godzinie, kto chodzi na takie zajęcia, jak wyglądają, jak wygląda grupa, kto to wszystko prowadzi.

No i przede wszystkim – wyjaśniłam mu, że to trening w sali gimnastycznej, a nie w klubie nocnym, co nadal wiele osób sobie wyobraża. Pod rurami są rozłożone materace w razie upadku, a nie rozsypane pieniądze od żądnych wrażeń panów. No i wreszcie – wskazany jest aseksualny, bawełniany strój sportowy. Ma być wygodnie i komfortowo. Dla naszej, a nie cudzej przyjemności. Widowni tam brak.

Jacek posłuchał, przyjął do wiadomości. I wszystko było okej. Zapisałam się na treningi, nawet zdążyłam na dwa pójść. Byłam zachwycona.

Rodzina męża nie akceptuje mojego hobby

Aż wreszcie pojechaliśmy na niedzielny obiad do jego rodziców. Tam jego bratowa zapytała jak zawsze co u nas. Jacek nie miał w sumie nic ciekawego do powiedzenia, więc odezwałam się ja. Powiedziałam jej, że zapisałam się na treningi pole dance. Ewa momentalnie zbladła. Nie wiem skąd, jak i dlaczego, ale ona już chyba wiedziała, co zaraz się stanie.

– A co to jest? – wtrąciła się od razu teściowa.

– To taniec na rurze – odpowiedziałam szczerze, ale już jakby wiedząc, co się zaraz wydarzy.

Teściowa momentalnie zamilkła. Jej mąż zaczął się głupio uśmiechać w stronę swojego brata, wujka Grzegorza. Ten – zrobił to jakby grał prawdziwego, wąsatego Janusza – chrząknął wymownie, spojrzał w stronę mojego męża i wypalił: – No Jacek, ty to się umiesz ustawić.

Czułam się jakbym robiła coś nielegalnego. Zapadła cisza. Z opresji wybawił mnie mąż, który zaczął opowiadać o tym, ile kosztowała nas wymiana okien na poddaszu domu.

Temat ucichł, wróciliśmy do domu, wydawało mi się, że jest już po sprawie. Upływały kolejne tygodnie, a ja trenowałam i szybko robiłam postępy. Wyraźnie zauważyłam też różnicę w ciele. Byłam z siebie mega zadowolona, a dodatkowe punkty do pewności siebie zamiast dodatkowych kilogramów potrafią zdziałać cuda w sypialni.

Dyskusja o moich treningach wróciła jednak ze zdwojoną siłą. I to tak jakby na moje własne życzenie. Teściowa bowiem znowu zapytała Ewę( mieszka z mężem pod jednym dachem z teściową, więc obieg informacji jest… zbyt szybki), co z tymi moimi treningami.

A ta pokazała teściowej mojego Instagrama. Na treningu poczułam się na tyle pewnie, że chciałam w relacjach pokazać swoje postępy. Wszystkie dziewczyny tam tak robią, nie uznałam tego za nic zdrożnego. Kładą telefony parę metrów od rurek i nagrywają się. Czasem dla siebie, żeby zobaczyć swoje błędy. Czasem żeby się pochwalić.

Zastanawiam się, co naprawdę strasznego zobaczyła ta kobieta. Na nagraniu byłam ja w szarych krótkich spodenkach i bawełnianej koszulce. Do tego aseksualny sportowy stanik. Nie wiem też co mój mąż robił dekadę temu na wieczorze kawalerskim, ale z pewnością nie widział nic takiego, co ja robię. To był sportowy trening, a nie seksowny striptiz.

Teściowa jednak zadzwoniła do Jacka. I kazała mu ZABRONIĆ MI chodzenia na zajęcia. Rozumiecie? Nie powiedziała tego nawet mi. Zadzwoniła do mojego męża. Żeby on z jej polecenia zabronił mi tańca na rurze.

Jacek o tym, co powiedziała mu jego matka, oczywiście mnie poinformował. Zaczął rozmowę ze złamanym głosem i wcale mu się nie dziwię, bo wpadłam w furię. Rozładowałam ją na nim, bo przecież nie na jego matce. Nie był mi niczego winien, ale tak wyszło.

Kiedy zignorowałam sugestię teściowej, ona poszła jednak dalej. Żeby doprowadzić do mojej rezygnacji z zajęć, zaczęła opowiadać wszystkim, że ja się źle prowadzę, że coś się ze mną złego dzieje. Nie nazwała mnie prostytutką czy dziwką ani nic w tym stylu. Ale zaczęła rozpowiadać. Najpierw po rodzinie, także tej dalszej, a potem po znajomych.

„Ona chodzi na ten taniec no ja nie wiem po co, chyba żeby podobać się innym mężczyznom”, „mają dzieci w wieku szkolnym, co pomyślą inne dzieci, jak się dowiedzą, że mama Rafała i Adama robi takie rzeczy”, „może chce zostawić Jacka, przecież tego nie da się wykluczyć”, „pewnie ma kogoś na oku” – argumenty sypały się z rękawa. A może po prostu inaczej – sączył się jad.

Kiedy doszło do tego, że o te zajęcia zapytała mnie ekspedientka w sklepiku dwie ulice od domu rodziców Jacka, nie wytrzymałam. To jej spojrzenie, jakbym robiła coś niezrozumiałego dla niej, ale z pewnością bezbożnego, po prostu doprowadziło mnie do szału.

Teściowa plotkuje na całym osiedlu

Po kilku tygodniach wojny w końcu zdecydowałam się pojechać z mężem na rodzinny obiad. Temat przy rodzinnym stole wrócił jak bumerang, bo wujek Grzegorz zapytał, jak tam „te moje wygibasy”. Odpowiedziałam, że bardzo dobrze.

– Cała ulica o tym już mówi... – zauważyła nagle teściowa. Ja aż spięłam pośladki na krześle ze złości i lekko się uniosłam. Wtedy Jacek jednak złapał mnie za udo, jakby chciał mnie usadzić, uspokoić.

– Mamo, jak wszystkim o tym opowiadasz jakby działo się coś nagannego, to mówią. A to zwykłe zajęcia sportowe jak gimnastyka czy taniec – zauważył.

– No to mogła zapisać się na taniec towarzyski, a nie erotyczny, prawda? – zaczęła nagle o mnie mówić. W trzeciej osobie. Przy mnie! Jak, na Boga, taniec erotyczny?!

– Przecież mama widziała filmiki na telefonie, to mama wie, że to normalny trening – odpowiedziałam w końcu sama.

– Właśnie w tym rzecz. To się tak zaczyna. Tak jak nigdy nie chciałam pozwolić Jackowi na tatuaż, jak był młodszy. Zawsze się mówi, że tylko jeden. A to się tak zaczyna. Kto zatrzymuje się na jednym? – odpowiedziała mi. Tak, tatuaż był jej odpowiedzią na mój „taniec erotyczny”.

– Jacek przynajmniej wygląda na zadowolonego – wtrącił się wujek Grzegorz. Nie znoszę go.

– Zadowolenie w domu to się buduje w inny sposób. Wiesz co mówią ludzie? Że mój syn ma żonę, która szuka okazji – dodała znowu teściowa.

Wstałam i wyszłam. Na odchodnym tylko jeszcze słyszałam coś w stylu „ale nie denerwuj się, przecież ja nie chcę dla was źle, ja cię tylko ostrzegam przed tym, co ludzie mówią”.

Z czasem zrozumiałem, że jej w ogóle nie chodziło ani o męża, ani o mnie. Jej chodziło tylko i wyłącznie najpierw o aferę, a potem o własną nieposzlakowaną opinię. Najpierw zaczęła rozpowiadać plotki po ulicy, bo się nudziła, a potem zaczęła wymagać ode mnie zakończenia treningów, bo cierpiała na tym – w jej ocenie – opinia o jej rodzinie.

Trenuję dalej, ale się nie chwalę

Treningi kontynuuję, ale już bez Instagrama. Dla świętego spokoju, za namową Jacka, po prostu zaczęłam udawać, że już tam nie chodzę. Nie wiem tylko co mi to da na dłuższą metę. Zawsze myślałam, że moja teściowa nie jest stereotypowa, że nie będzie mi zaglądać przez okno do domu, że nie będzie się interesowała naszym życiem bez potrzeby. A wyszło jak zawsze. Najpierw zabroniła mi tańca. Czego zabroni potem?