Opowiem Ci, jak Instagram zrobił ze mnie zazdrosną podglądaczkę. Tak sami się psujemy

Agnieszka Miastowska
Jakiś czas temu awaria Instagrama i Facebooka zatrzymała świat, a komentujący podzielili się na dwie grupy. Tych, którzy przyznawali, że kilka godzin bez social mediów było dla nich koszmarem i tych, którzy z tych pierwszych się wyśmiewali, podkreślając, jak płytkie jest uzależnienie od technologii. Ja należałam do grupy... trzeciej. Nie brakowało mi samego Instagrama czy Facebooka, a podglądactwa. Uzależniłam się od życia innych ludzi.
Uzależnienie od Instagrama? Uzależniłam się od podglądania innych ludzi Pexels.com

Poranek zaczynam od podglądania

Kiedyś pierwszą rzeczą, jaką robiłam po przebudzeniu, było... właściwie nie pamiętam, co mogło nią być. Bo od lat pierwszą rzeczą, jaką robię po wstaniu z łóżka, jest sprawdzenie telefonu. I nie, nie jestem pracocholiczką, nie czytam maili z rana. Skrupulatnie przeglądam Instagrama, Facebooka, kiedyś Snapchata.
Scrolluję kilka sekund, minut, godzin i szukam. Informacji, anegdot z życia, dram, plotek. I nie myślcie, że jestem spragniona wiedzy o drugim dziecku Lewandowskiej, związku Wieniawy i nowym domu Halejcio. Gdyby tak było, czytałabym portale plotkarskie.


Ja pragnę show w typie reality. Chcę wiedzieć co u mojej koleżanki ze studiów, znajomego z siłowni, kolegi, który w szkole był kozłem ofiarnym. Obserwuję naprawdę nieoczywiste osoby. Grupa moich obserwowanych nie ogranicza się do moich przyjaciół, znajomych i znajomych znajomych. To znaczy pozornie tak, ale są tam "specjalne konta".

Są to osoby, których nie zagadałabym, gdybyśmy minęli się na ulicy, nie sądzę, żebyśmy powiedzieli sobie "cześć". Kasia, którą pamiętam z III B, ale obserwuję ją chyba tylko dlatego, że ma już dwoje dzieci, co mi bezdzietnej singielce nadal nie mieści się w głowie, więc jest ciekawym przypadkiem do obserwowania.

Wspominanego Tomka, który w szkole był kujonem i kozłem ofiarnym, a obecnie ma figurę kulturysty, a jego zdjęcia na Instagramie to kadry z życia irytująco ciekawego. I nie jestem sama w mojej manii podglądactwa. Koleżanki przyznają, że podglądają swoich eks, a nawet ich nowe dziewczyny.

Często z fake-kont, żeby zachować anonimowość (i godność - chciałoby się dodać). Ale nie zamierzam ich oceniać, kieruje nimi to samo, co mną. Zazdrość, ciekawość, wścibstwo. Nieustająca chęć bycia na bieżąco z cudzym życiem.

Na swoje usprawiedliwienie powiem tylko, że zazdrość ta nie jest podszyta zawiścią. No chyba, że wszystkie twoje koleżanki wychodzą za mąż, dostają pierścionki zaręczynowe i rodzą drugie dziecko, a ty dodajesz kolejny mem. O winie i kotach.

Jeśli nie ma cię na Instagramie, nie istniejesz

Wtedy orientujesz się, że nawet dalekie od instagramowych standardów konta mogą wywierać na ciebie presję, że zdjęcie z imprezy, które dodała twoja koleżanka, może naprawdę wywołać w tobie ukłucie zazdrości, gdy akurat siedzisz sama w domu, bo twoi znajomi nie mają dla ciebie czasu.

Rozwijasz w sobie fomo, czyli lęk przed tym, że coś cię ominie, że inni ludzie świetnie bawią się bez ciebie, że tkwisz w domu, gdy świat pędzi, wszyscy mają kilka pasji, znają cztery języki, a ich związki są cudowne i co tydzień przenoszą je na kolejne poziomy.

A ty nie nadążasz za nimi i nigdy nie nadążysz, bo gdy rano zastanawiasz się, czy nie rzucić pracy, by nie musieć tak wcześnie wstawać z łóżka, na twoim Instagramie pojawiają się już relacje z porannej siłowni, jogi, śniadania w Charlotte i wylotu do Tajlandii.

Albo social media, albo rzeczywistość

A i żebyście nie myśleli, że ja chcę zostać w tyle. Dokumentuję każdy mój dzień, który jest ciekawszy niż ten... codzienny. Gdy akurat jem na mieście, po pracy biegnę do muzeum lub teatru, a największe przedstawienie to zdjęcia z domu.

No bo umówmy się, kto w czasie czytania książki dobiera kolor koca, pod którym leży do odcienia świeczek, łóżko oplątuje girlandą światełek, by nadać zdjęciom jesieniarskiego looku albo przygotowując jedzenie, dba o estetykę swojego talerza, jakby obok stał Gordon Ramsey.

To po prostu instagramowe wybiegi, z których powierzchowności zdajemy sobie sprawę. Czemu zapominamy o niej przy poważniejszych tematach? Przerwa w działaniu Instagrama i Facebooka uświadomiła mi nie tylko, że jestem uzależniona od podglądactwa, ale także, że przez kilka godzin nie wiedziałam, co dzieje się u moich obserwowanych.

Ale na co dzień wcale nie jest inaczej! Nie widzę ich prawdziwego życia i naprawdę nie mam pojęcia co u nich. Widzę zawsze dokładnie to, co chcą mi pokazać. Nie mniej, nie więcej.