Odpalasz Instagrama, by odstresować się w pracy. A tam: reklama kosmetyków, których myślałaś, że nie potrzebujesz, ale teraz okazuje się, że bardzo, znana celebrytka wije się na zanzibarskiej plaży, kiedy ty siedzisz na home office bez balkonu, twoja koleżanka właśnie urodziła dziecko lub zrobiła doktorat, a poza tym zaczyna się miesięczne wyzwanie płaskiego brzucha i mogłabyś dołączyć. Wyłączasz Instagrama bardziej spięta niż wcześniej.
Zrobiłam wiosenne porządki na Instagramie i wam też to radzę.
Oto, dlaczego zdecydowałam się odobserwować większość profili na moim Instagramie.
To, co oglądamy w mediach społecznościowych, ma wpływ na naszą kondycję psychiczną – nawet wartościowe konta mogą wpędzać nas w kompleksy i demotywować.
Celebrytki na Zanzibarze i instamadki
Zawsze wychodziłam z założenia, że na Instagramie nie szuka się szczególnie głębokich i wartościowych treści. Trudno nawet powiedzieć, żebym w związku z Instagramem "wychodziła z jakiegoś założenia". Konto miałam tam po prostu od lat i poza profilami znajomych czy kilkoma, które wybrałam z premedytacją, lajkowałam i obserwowałam to, co akurat wylądowało na mojej tablicy.
Jeśli dany post mnie zainteresował, a na profilu widziałam, że jest śledzone przez moich znajomych, czemu też nie zaobserwować i zobaczyć co w trawie piszcz?. Skończyło się to tak, że po czasie na moim profilu widziałam to, co każdemu z nas kojarzy się z Instagramem.
Dziewczyny, które wyglądały tak perfekcyjnie, jakby ich życie kręciło się wokół siłowni, diety pudełkowej i wizyt w salonach chirurgii plastycznej – i niewykluczone, że faktycznie tak było.
Polskie i zagraniczne gwiazdy fitnessu, celebrytki, które właściwie w ogóle mnie nie interesują, ale wszyscy lajkują ich najnowsze zdjęcie w kostiumie na plaży o śnieżnobiałym piasku. Youtuberki reklamujące kosmetyki, "na które dostaniecie 20 procent zniżki, jeśli tylko użyjecie kodu werkaa123".
Chociaż nie mam dzieci, widziałam też wszędzie instamadki, które swoje pociechy ubierały w miniwersje outfitów najlepszych projektantów, a mimo że nieszczególnie podróżuję, na moim koncie nie brakowało profili radzących, jak wybrać się w podróż do Tajlandii za mniej niż sto dolarów.
Nie brakowało oczywiście także "realnych" ludzi. Moich znajomych, ale takich, których nawet nie zagadałabym, gdybyśmy minęli się na ulicy. Kasia, którą pamiętam z III B, ale obserwuję ją chyba tylko dlatego, że ma już dwoje dzieci, co mi bezdzietnej lambadziarze nadal nie mieści się w głowie, więc jest ciekawym przypadkiem do obserwowania.
Parę koleżanek, którym zazdroszczę idealnych kadrów z instagramowego życia, kolegę, który w szkole był grubaskiem, a teraz został kulturystą, byłą mojego chłopaka, by trzymać rękę na pulsie i pewnie przyszłą mojego byłego...
Jednym słowem – zachowuję się jak internetowy moherowy beret, który zamiast bawić się w monitoring i obserwować sąsiadów z okna w kamienicy, podgląda ludzi na Instagramie. Ludzi, którzy właściwie nie mają ze mną nic wspólnego i nie wnoszą nic ciekawego w moje życie.
Po co? Jeśli są to celebryci, to dlatego, że... oglądają ich wszyscy. Poza tym okłamuję samą siebie, mówiąc, że "konta ładne" modelek, celebrytek i fitnesiar wcale nie wpędzają mnie w kompleksy, a są inspiracją.
Jeśli są to moi "znajomi", to ze zwykłej wścibskości, zazdrości, dziwnego poczucia kontroli nad tym, co dzieje się w nie moim życiu albo po to, by móc się z nimi porównywać.
Fit-instagramerki i niezdrowy content
Nie raz słyszałam, że na Instagramie trzeba zrobić porządki – że nie powinno się lajkować treści, które wpędzają nas w kompleksy, sprawiają, że czujemy się gorzej, jesteśmy niewystarczający.
Dość szybko pozbyłam się więc wszystkich sylwetek kobiet, które sprawiały, że miałam ochotę zrobić coś z moim ciałem. Były to jednak konta, które inspirowały do powiększenia ust czy zrobienia sobie sztucznych piersi, a nie motywowały do ćwiczeń.
Odobserwowałam więc kilka kont i uznałam, że sprawa załatwiona. Reszta contentu nie jest chyba szczególnie toksyczna? Przecież Chodakowska zachęca do ćwiczeń, Lewandowska do zdrowej diety, moja ulubiona youtuberka reklamuje kosmetyki dobrej jakości, a podróże kształcą, więc czemu rezygnować z wpatrywania się tego typu konta?
Reklama lepsza niż w Mango
Właśnie dlatego, że często nie dają nam nic poza złudnym poczuciem, że to, co oglądamy, jest w miarę wartościowe. Tak naprawdę żadna fitinstagramerka nie zmotywowała mnie do ćwiczeń, pokazując swój kaloryfer — zrobiła to koleżanka, która wyciągnęła mnie choć raz na bieganie.
Przecież nigdy nawet do głowy nie przyszło mi odwzorowanie żadnego wegańskiego, bezglutenowego i turbozdrowego posiłku z instadietetycznych kont. Ale na profilu mojej ulubionej książkowej instagramerki znalazłam przepis na sałatkę, do której wracam ciągle.
Reklamy kosmetyków sprawiały tylko, że wmawiając sobie dbanie o siebie, wydawałam więcej pieniędzy, by zapełnić kosmetyczne luki. Wydawało mi się, że jestem odporna na reklamy, ale na youtubowe polecenia nabierałam się równie dobrze, jak moja babcia na nowego robota kuchennego z Mango.
Konta, które na pierwszy rzut oka wydawały się zupełnie nieszkodliwe, marnowały mój czas, ale przede wszystkim sprawiały, ze czułam się: winna, niewystarczająca, ciągle tworzyłam plany rzeczy, które sobie kupię lub zrobię, ale oczywiście nic z tego się nie działo. To nie była motywacja ani inspiracja.
To raczej po prostu moda, a wręcz poczucie obowiązku. Postanowiłam zrobić na Instagramie prawdziwe wiosenne porządki. Takie z myciem okien i odkurzaniem za szafkami zamiast zamiatania kotów z kurzu pod dywan jak do tej pory.
Pozbyłam się nie tylko celebrytek, ładnych buzi, dup i cycków z Instagrama. Zrezygnowałam także z obserwowania kont, których content obiektywnie był wartościowy.
Nawiązywał do nauki, podróży, pokazywania dobrych momentów z własnego życia — ale zamiast mnie motywować, sprawiał, że czułam się gorzej albo byłam najzwyczajniej w świecie zazdrosna.
Zróbcie wiosenne porządki — na Instagramie
Dlatego radzę to też wam — tak jak robicie porządki w pełnej szafie biurka i wyrzucacie nawet ładne, ale nieprzydatne pierdoły, tak przejrzyjcie wszystko, co z jakiegoś powodu widzicie na własnych tablicach w mediach społecznościowych. I odlajkujcie — nawet na jakiś czas — każdy profil, który sprawia, że czujecie się gorzej, nic wam nie daje albo pożera wasz czas.
I wcale nie chodzi mi o to, że zamiast memów z kotami, zdjęć modelek i TikToka, musicie oglądać wyłącznie książkowe polecenia miesiąca i słuchowiska autorytetów na Bardzo Poważne Tematy. Wprost przeciwnie.
Może obiektywnie wartościowy content sprawia, że czujecie się głupsi, niewystarczajacy, do tyłu z kulturą i sztuką? Może robi to jednak konto niby ulubionej youtuberki, a może wasza koleżanka ze studiów, która wszystko ma tak idealne, że grzechem jest niezostawienie tam lajka.
Zróbcie eksperyment i odlajkujcie wszystko, co nie poprawia wam samopoczucia. Albo postawcie na minimalizm, albo dodajcie konta, które podnoszą was na duchu, bawią, sprawiają, że czujecie się jak w kontakcie z "realnym, zwykłym" człowiekiem. Może okaże się, że social media są bliżej zwykłego życia, niż nam się wydaje?