Usunęłam z Instagrama każdy profil, który mi nie pomaga. Radzę to każdemu
Usunęłam z Instagrama każdy profil, który mi nie pomaga. Radzę to każdemu Agencja Gazeta / Fot. Grzegorz Skowronek
REKLAMA
  • Zrobiłam wiosenne porządki na Instagramie i wam też to radzę.
  • Oto, dlaczego zdecydowałam się odobserwować większość profili na moim Instagramie.
  • To, co oglądamy w mediach społecznościowych, ma wpływ na naszą kondycję psychiczną – nawet wartościowe konta mogą wpędzać nas w kompleksy i demotywować.
  • Celebrytki na Zanzibarze i instamadki

    Zawsze wychodziłam z założenia, że na Instagramie nie szuka się szczególnie głębokich i wartościowych treści. Trudno nawet powiedzieć, żebym w związku z Instagramem "wychodziła z jakiegoś założenia". Konto miałam tam po prostu od lat i poza profilami znajomych czy kilkoma, które wybrałam z premedytacją, lajkowałam i obserwowałam to, co akurat wylądowało na mojej tablicy.
    Jeśli dany post mnie zainteresował, a na profilu widziałam, że jest śledzone przez moich znajomych, czemu też nie zaobserwować i zobaczyć co w trawie piszcz?. Skończyło się to tak, że po czasie na moim profilu widziałam to, co każdemu z nas kojarzy się z Instagramem.
    Dziewczyny, które wyglądały tak perfekcyjnie, jakby ich życie kręciło się wokół siłowni, diety pudełkowej i wizyt w salonach chirurgii plastycznej – i niewykluczone, że faktycznie tak było.
    Polskie i zagraniczne gwiazdy fitnessu, celebrytki, które właściwie w ogóle mnie nie interesują, ale wszyscy lajkują ich najnowsze zdjęcie w kostiumie na plaży o śnieżnobiałym piasku. Youtuberki reklamujące kosmetyki, "na które dostaniecie 20 procent zniżki, jeśli tylko użyjecie kodu werkaa123".
    Chociaż nie mam dzieci, widziałam też wszędzie instamadki, które swoje pociechy ubierały w miniwersje outfitów najlepszych projektantów, a mimo że nieszczególnie podróżuję, na moim koncie nie brakowało profili radzących, jak wybrać się w podróż do Tajlandii za mniej niż sto dolarów.
    Nie brakowało oczywiście także "realnych" ludzi. Moich znajomych, ale takich, których nawet nie zagadałabym, gdybyśmy minęli się na ulicy. Kasia, którą pamiętam z III B, ale obserwuję ją chyba tylko dlatego, że ma już dwoje dzieci, co mi bezdzietnej lambadziarze nadal nie mieści się w głowie, więc jest ciekawym przypadkiem do obserwowania.
    logo
    Pexels.com
    Parę koleżanek, którym zazdroszczę idealnych kadrów z instagramowego życia, kolegę, który w szkole był grubaskiem, a teraz został kulturystą, byłą mojego chłopaka, by trzymać rękę na pulsie i pewnie przyszłą mojego byłego...
    Jednym słowem – zachowuję się jak internetowy moherowy beret, który zamiast bawić się w monitoring i obserwować sąsiadów z okna w kamienicy, podgląda ludzi na Instagramie. Ludzi, którzy właściwie nie mają ze mną nic wspólnego i nie wnoszą nic ciekawego w moje życie.
    Po co? Jeśli są to celebryci, to dlatego, że... oglądają ich wszyscy. Poza tym okłamuję samą siebie, mówiąc, że "konta ładne" modelek, celebrytek i fitnesiar wcale nie wpędzają mnie w kompleksy, a są inspiracją.
    Jeśli są to moi "znajomi", to ze zwykłej wścibskości, zazdrości, dziwnego poczucia kontroli nad tym, co dzieje się w nie moim życiu albo po to, by móc się z nimi porównywać.

    Fit-instagramerki i niezdrowy content

    Nie raz słyszałam, że na Instagramie trzeba zrobić porządki – że nie powinno się lajkować treści, które wpędzają nas w kompleksy, sprawiają, że czujemy się gorzej, jesteśmy niewystarczający.
    Dość szybko pozbyłam się więc wszystkich sylwetek kobiet, które sprawiały, że miałam ochotę zrobić coś z moim ciałem. Były to jednak konta, które inspirowały do powiększenia ust czy zrobienia sobie sztucznych piersi, a nie motywowały do ćwiczeń.
    Odobserwowałam więc kilka kont i uznałam, że sprawa załatwiona. Reszta contentu nie jest chyba szczególnie toksyczna? Przecież Chodakowska zachęca do ćwiczeń, Lewandowska do zdrowej diety, moja ulubiona youtuberka reklamuje kosmetyki dobrej jakości, a podróże kształcą, więc czemu rezygnować z wpatrywania się tego typu konta?

    Reklama lepsza niż w Mango

    Właśnie dlatego, że często nie dają nam nic poza złudnym poczuciem, że to, co oglądamy, jest w miarę wartościowe. Tak naprawdę żadna fitinstagramerka nie zmotywowała mnie do ćwiczeń, pokazując swój kaloryfer — zrobiła to koleżanka, która wyciągnęła mnie choć raz na bieganie.
    Przecież nigdy nawet do głowy nie przyszło mi odwzorowanie żadnego wegańskiego, bezglutenowego i turbozdrowego posiłku z instadietetycznych kont. Ale na profilu mojej ulubionej książkowej instagramerki znalazłam przepis na sałatkę, do której wracam ciągle.
    Reklamy kosmetyków sprawiały tylko, że wmawiając sobie dbanie o siebie, wydawałam więcej pieniędzy, by zapełnić kosmetyczne luki. Wydawało mi się, że jestem odporna na reklamy, ale na youtubowe polecenia nabierałam się równie dobrze, jak moja babcia na nowego robota kuchennego z Mango.
    logo
    Pexels.com
    Konta, które na pierwszy rzut oka wydawały się zupełnie nieszkodliwe,
    marnowały mój czas, ale przede wszystkim sprawiały, ze czułam się: winna, niewystarczająca, ciągle tworzyłam plany rzeczy, które sobie kupię lub zrobię, ale oczywiście nic z tego się nie działo. To nie była motywacja ani inspiracja.
    To raczej po prostu moda, a wręcz poczucie obowiązku. Postanowiłam zrobić na Instagramie prawdziwe wiosenne porządki. Takie z myciem okien i odkurzaniem za szafkami zamiast zamiatania kotów z kurzu pod dywan jak do tej pory.
    Pozbyłam się nie tylko celebrytek, ładnych buzi, dup i cycków z Instagrama. Zrezygnowałam także z obserwowania kont, których content obiektywnie był wartościowy.
    Nawiązywał do nauki, podróży, pokazywania dobrych momentów z własnego życia — ale zamiast mnie motywować, sprawiał, że czułam się gorzej albo byłam najzwyczajniej w świecie zazdrosna.

    Zróbcie wiosenne porządki — na Instagramie

    Dlatego radzę to też wam — tak jak robicie porządki w pełnej szafie biurka i wyrzucacie nawet ładne, ale nieprzydatne pierdoły, tak przejrzyjcie wszystko, co z jakiegoś powodu widzicie na własnych tablicach w mediach społecznościowych. I odlajkujcie — nawet na jakiś czas — każdy profil, który sprawia, że czujecie się gorzej, nic wam nie daje albo pożera wasz czas.
    I wcale nie chodzi mi o to, że zamiast memów z kotami, zdjęć modelek i TikToka, musicie oglądać wyłącznie książkowe polecenia miesiąca i słuchowiska autorytetów na Bardzo Poważne Tematy. Wprost przeciwnie.
    logo
    Unsplash
    Może obiektywnie wartościowy content sprawia, że czujecie się głupsi, niewystarczajacy, do tyłu z kulturą i sztuką? Może robi to jednak konto niby ulubionej youtuberki, a może wasza koleżanka ze studiów, która wszystko ma tak idealne, że grzechem jest niezostawienie tam lajka.
    Zróbcie eksperyment i odlajkujcie wszystko, co nie poprawia wam samopoczucia. Albo postawcie na minimalizm, albo dodajcie konta, które podnoszą was na duchu, bawią, sprawiają, że czujecie się jak w kontakcie z "realnym, zwykłym" człowiekiem. Może okaże się, że social media są bliżej zwykłego życia, niż nam się wydaje?