Tam na zdjęciu głównym po prawej stronie jestem ja albo… prawie ja. To tylko taka inna wersja mnie samej. Może trochę ładniejsza. W rzeczywistości nie mam takiej jedwabistej skóry i ładnie podkreślonych kości policzkowych. Kiedy budzę się rano, mam podkrążone oczy, czego przecież nie można powiedzieć o dziewczynie ze zdjęcia. Moje usta w rzeczywistości nie są tak pełne.
Znacie ten dziwny stan, kiedy po zrobieniu sobie kilku zdjęć z filtrem na Instagramie próbujecie wykonać jeszcze jedno, ale tym razem bez filtra? Myślę, że w głowach wielu z was pojawia się wówczas lekkie niedowierzanie i... niesmak.
To naprawdę jestem ja? Mam taką przebarwioną twarz, małe oczy i krótkie rzęsy? Dopiero przy głębszej refleksji przychodzi olśnienie. Przecież ta filtrowanana, fotoszopowana i idealnie wygładzona twarz nie jest moja. Kim więc jest dziewczyna z tego zdjęcia?
Dziewczyna z filtrami
Instagram jest miejscem, w którym pokazujemy swoje alter ego. To już nie jesteśmy my, ale nasze lepsze i atrakcyjniejsze wersje, które chcemy pokazać światu, a społeczność influencerek i celebrytów z radością podchwyca ten niszczący trend. To tworzy iluzję idealnego świata i idealnych ludzi, którzy w rzeczywistości nie istnieją.
— Uzależniamy swoją samoocenę od tego, w jaki sposób prezentujemy się na tle innych osób z Instagrama i przez to mamy coraz większy problem, żeby zaakceptować to, co widzimy bez filtrów — mówi psycholożka, Katarzyna Kucewicz.
Znajdą się co prawda jednostki, które tworzą kontrkulturę w postaci ruchów związanych z ciałopozytywnością, ale przecież wystarczy o nich powiedzieć, że są grube, brzydkie i nie chcą o siebie dbać.
Tym sposobem dalej możemy obracać się w wyidealizowanej społeczności, w której tworzymy co rusz inne postacie. Trochę jak simy, które będą wyglądały dokładnie tak, jak sobie tego życzymy. Możemy być, kim chcemy. Mam kaprys na chwilę stać się mężczyzną albo starszą kobietą? Nic prostszego.
— Zauważam, że kiedy osoby wchodzą w tendencję do filtrowania wszystkich swoich zdjęć, to każde zdjęcie saute wydaje się nie dość doskonałe. Filtry prezentują nieprawdziwą strukturę tego, w jaki sposób wyglądamy. Niemniej, jeśli cały Instagram jest nimi przepełniony, to ludziom często wydaje się, że ich zdjęcie bez filtra jest po prostu brzydkie i znacznie odbiegające od standardów — zaznacza psycholożka.
Niebezpieczna zabawa
Ta dziewczyna z pieskiem na twarzy to już nie do końca ja. A tym bardziej ta z powiększonymi oczami, podkreślonymi rysami i uładzonymi włosami, wyglądająca niczym lalka. Granica między mną a nie mną staje się bardzo cienka. W końcu to tylko niewinna zabawa, w której powiększyłam sobie oczy, prawda?
Otóż nie do końca. Ogrom ludzi stosuje filtry, inni korzystają także z aplikacji typu Faceapp, które dzięki jednemu kliknięciu mogą zmienić cały nasz wygląd. To jest aż tak proste!
Zmieniają nas w Kopciuszki jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. Niestety może zdarzyć się tak, że my, przyzwyczajone do swojego "nowego" wirtualnego wyglądu już nie będziemy chciały wracać do świata rzeczywistego, a to poważny problem.
— Na to zagrożenie powinny uważać osoby, które mają dość niskie poczucie własnej wartości i nieustannie dążą do perfekcjonizmu. Często taką postawę wynosimy z domu. Jeśli na przykład dziecko dostanie piątkę, a rodzice pytają: "A dlaczego nie szóstkę?", to dziecko w dorosłym życiu najprawdopodobniej będzie z siebie niezadowolone, nastawione na wyszukiwanie w sobie wad i usterek — zauważa Katarzyna Kucewicz.
— Osoby, które się nie akceptują, bardzo często padają ofiarą aplikacji przerabiających. To wynika z nieustannego dążenia do ideału. Z kolei ci, którzy mają wysokie poczucie własnej wartości i nie opierają jej wyłącznie na wyglądzie, rzadziej będą uzależniały się od przerabiania zdjęć — dodaje psycholożka.
Zjawisko jest tym powszechniejsze, im bardziej przybywa osób, które w sieci pokazują swoje zachwycające zdjęcia. My naprawdę podświadomie wierzymy, że ci ludzie wyglądają tak w rzeczywistości.
Co z naszą samooceną?
Zostawmy jednak na razie na boku innych, a zastanówmy się sami nad sobą. Jak pozbyć się tego dziwnego, nękającego nas uczucia, że jesteśmy brzydkie?
— Kluczowy jest krytycyzm, a więc zdolność do racjonalnej oceny sytuacji. Powinniśmy mieć świadomość, że jako ludzie nie możemy mieć nieskazitelnej tafli na twarzy. Każdy z nas jest człowiekiem, który ma pory, przebarwienia itd. Jeśli ktoś zaczyna zauważać u siebie, że zatraca krytycyzm, a więc myśli, że powinien mieć tak długie nogi albo tak gładką cerę, jak na przerobionym zdjęciu, to powinien się zastanowić, z czego to wynika. Dlaczego tak bardzo obniżyła się moja samoocena? Czy nie przestaję właśnie myśleć racjonalnie o swoim ciele? Z czego to wynika, jakie przekonania i emocje towarzyszą mojemu samopoczuciu? — mówi Katarzyna Kucewicz.
Powinniśmy więc być czujni i starać się uchwycić moment, w którym aplikacje upiększającej czy filtry na Instagramie zaczynają być dla nas szkodliwe. To wcale nie zaczyna się od chwili, w której decydujemy, że nie będziemy wychodzić z domu, bo jesteśmy zbyt grube czy mamy drugi podbródek, a znacznie wcześniej. Warto więc obserwować swoje zachowania. Pytać samego siebie, z czego ono wynika.
— Czasami jest to kwestia tego, że po prostu przesadza się z aplikacjami. Sporo kobiet spędza tam dużo czasu i skupia się jedynie na swoim wyglądzie. Jednak może to być wynik także czego innego, na przykład przepracowania. W tej obsesyjności przejawia się napięcie, które dana osoba ma w sobie — mówi Katarzyna Kucewicz.
— Kiedy nastrój jest obniżony lub osoba doświadcza zaburzeń lękowych, czasami ucieka w inne rzeczy, a skupienie się na swoim wyglądzie może być jedną z nich. Ten mechanizm przypomina nieco anoreksję. W przypadku tego zaburzenia także kontrolujemy swoje ciało w odpowiedzi na stresy, których doświadczamy dookoła. Z przerabianiem zdjęć może być podobnie — dodaje psycholożka.
Największym zagrożeniem, które może czyhać na nas, kiedy scrollujemy Instagrama, jest uwierzenie w iluzję, na której zbudowany jest cały tamtejszy świat. Warto też zauważyć różnicę między filtrami a aplikacjami upiększającymi. Te drugie wydają się dużo bardziej szkodliwe, dlatego że są niepozorne. Delikatne powiększenie oczu czy ust, trochę większe wcięcie w talii, odrobinę szczuplejsza szyja. Na to jest w stanie nabrać się każdy z nas.
— Myślę, że te aplikacje są bardzo szkodliwe, a korzysta z nich naprawdę wiele osób. Kiedy słucham swoich pacjentek, które są kobietami naprawdę bardzo atrakcyjnymi, niejednokrotnie spotykam się, z tym że one także używają aplikacji upiększających. Często oglądamy zdjęcia gwiazd, które chętnie przerabiają swoje zdjęcia. Myślimy sobie wówczas: "Jaka ona jest piękna!", a za chwilę: "Skoro ona stosuje filtry, to tym bardziej ja powinnam". To jest właśnie kult dążenia do ideału ciała — zaznacza psycholożka.
W ten sposób zapętlamy się w nierealistycznych oczekiwaniach wobec naszego wyglądu, tworzymy alternatywne rzeczywistości i kanon, w którym nie zmieści się żaden człowiek.
- Dzisiaj zwykłe, najprostsze aplikacje mogą w moment sprawić, że zaczynamy przypominać lalki barbie albo postacie z gry "The Sims", a więc totalnie wygładzone, pozbawione wszelkich oznak normalności. A przecież skoro jest lato, to mogą na mojej twarzy pojawić się piegi. Jeśli jestem nastolatką, zdarzy się, że będę miała pryszcze. Nie jesteśmy modelkami, więc mamy prawo nie mieć wcięcia w talii czy dużego biustu — mówi Katarzyna Kucewicz.
Aplikacje upiększające i filtry w dzisiejszych czasach wielu z nas mogą zastępować operacje plastyczne, które niegdyś były bardzo modne. Dziś wiele influencerek dostaje wiadomości: "Jak to robisz, że masz taką piękną skórę?".
Właśnie dlatego, tak ważne są osoby znane szerszemu gronu, które o tych zagrożeniach mówią wprost. Jedną z nich jest zabawna Rianne Meijer, która na swoim Instagramie pokazuje, jak wiele zależy od ujęcia czy nałożonego filtru.
Krok ku uwolnieniu
Zastanawiam się więc, czy istnieje jakieś remedium, zloty środek, który mógłby zaradzić naszemu zagrożonemu poczuciu bycia atrakcyjnymi, wywieranym przez rozmaite aplikacje upiększające.
— Jest taki mądry i coraz bardziej popularny nurt, który nazywa się body-positive lub body-neutral. W tym nurcie podkreślone jest także to, że jesteśmy czymś więcej niż nasze ciało. Z drugiej strony wciąż popularne jest przerabianie zdjęć i pokazywanie w sieci wersji siebie, która jest coraz mniej podobna do nas samych. Przykre jest to, że często gonimy za akceptacją, ideałem, "lajkami", afirmacją innych ludzi i czasami naprawdę możemy się w tym zatracić — zauważa Katarzyna Kucewicz.
Niech więc zdjęcia osób z naszej redakcji staną się wielkim manifestem ciałopozytywności i ostrzeżeniem przed zagrożeniem, które wydaje się niepozorne, a w rzeczywistości może prowadzić do naprawdę poważnych problemów. Ci ludzie obok to tylko jakieś wariacje. To nasze "simy":