Śladami księdza bez obiadu. Tak wyglądają wycieczki najmłodszych uczniów w szkole Czarnka

List czytelniczki
Rok szkolny dopiero się zaczął, a kontrowersje, które wzbudzają nowości programowe, sprawiają, że przejdzie on do historii. Napisała do nas Mariola, której córka pojechała z klasą na "wycieczkę programową". Kobieta przyznaje, że żałuje, że zgodziła się za nią zapłacić.
Dzieci na wycieczkach szkolne w czasach Czarnka nie muszą jeść, byle do kościoła zdążyły Fot. ZOFIA I MAREK BAZAK / EAST NEWS

Podstawa programowa jest tylko jedna

"Pamiętam, jak czytałam o wycieczkach, do których minister Czarnek ma dokładać szkołom, przerażająca wizja, bo wiadomo, że dzieci zamiast do Centrum Nauki czy innych fajnych miejsc, będą wleczone przez kościoły i inne chwalebne miejsca" - zaczyna swój list mama 9-letniej Igi. Kobieta jednak nie przypuszczała, że nauczycielka córki, aż tak weźmie sobie do serca ministerialne wytyczne.


Iga kilka dni temu była na szkolnej wycieczce, Mariola nie chce zdradzać zbyt wielu szczegółów, bo obawia się, że jej niezadowolenie mogłoby się odbić na córce, gdyby nauczycielka przeczytała jej list. "Któregoś dnia dostałam od córki kartę, na której pani informowała, że wybiera się z klasą na wycieczkę śladami Wielkiego Polaka i nie mówimy tu o nobliście czy świętym, tylko o nieżyjącym już kapłanie" - czytamy.

"Co tu dużo mówić, wcale nie chciałam jej puszczać, nie jesteśmy wierzący i jakoś nie czuję, aby odwiedzenie domu narodzin księdza miało Igę jakoś szczególnie wzbogacić" - wyjaśnia Mariola. Jednak przyznaje, że córka zaczęła płakać, że jeśli tylko ona z całej klasy nie pojedzie, to straci dzień z kolegami i że po wycieczce będą omawiać życie tego księdza, a ona nić nie będzie wiedziała. No i uległam" - przyznaje Mariola.

Kobieta przyznaje, że już wtedy przeszło jej przez myśl, że organizowanie tego typu atrakcji w teoretycznie świeckiej szkole, budzi w niej niepokój. Jednak na fali emocji, jakie nią wtedy targały, dała córce pieniądze, by opłaciła wyjazd, nim wychowawczyni przekazała jego szczegółowy plan.

Nie spać, zwiedzać!

"No ale jak przysłali ze szkoły plan wycieczki, to dopiero się zdziwiłam" - przyznaje kobieta. "Klasa 9-latków, 13 godzin poza domem, 3 godziny drogi w jedną stronę i brak obiadu w planie. Kilka razy czytałam. Nie do pomyślenia. A na końcu standardowa formułka, o kanapkach na drogę i wodzie w małym plecaku, wszystko ma być lekkie, żeby dzieci nie dźwigały".

Kobieta ironizuje, że ktoś chyba nie pomyślał, że na kilkanaście godzin poza domem dziecku trzeba spakować nieco więcej niż półlitrową wodę i jabłko. Plecak Igi był cięższy niż w dniu szkolnym. "Pouczyłam ją, żeby zostawiała wodę i większość jedzenia w autokarze, ale to jednak małe dziecko, więc wiadomo, że zapomniała".

To była klęska

"Naturalnie spodziewałam się, że będzie raczej nudno, ale nie przewidziałam, że dzieci będą np. jeść posiłek na polanie w lesie, siedząc na mokrym runie. Iga wróciła przemoknięta, zmarznięta, głodna i brudna. Oczywiście jeszcze tej samej nocy dostała gorączki. Apeluję do innych rodziców, uczcie się na moich błędach i nie zgadzajcie się na takie traktowanie dzieci" - przyznaje Mariola.

Przygotowanie planu wycieczki da uczniów trzeciej klasy rzeczywiście pozostawia sporo do życzenia. Wyjazd w środku tygodnia godzinę przed rozpoczęciem pierwszej lekcji, długa podróż, brak obiadu, a nawet zaplanowanego miejsca, aby dzieci mogły spokojnie zjeść to, co zabrały z domu, brzmi jak zmyślona historia.

Jednak czytelniczka na potwierdzenie swoich słów przesłała do wglądu redakcji korespondencję ze szkołą. Jak przyznaje Mariola, dotąd była bardzo zadowolona z placówki, do której uczęszcza jej jedyne dziecko, ale teraz zastanawia się, czy nie przenieść córki do prywatnej szkoły. Kobieta podkreśla, że dotąd podstawówka szanowała to, że jej córka jest niewierząca.

"Pytano nas, czy Iga chce uczestniczyć w lekcjach przed Bożym Narodzeniem, czy Wielkanocą, a tu - pełna indoktrynacja. Pod zasłoną podstawy programowej, mówi się dzieciom, jak mają żyć i w co wierzyć, że nawet ich zdrowie czy głód nie są ważniejsze od jedynej słusznej ideologii, która niesie sztandar z wizerunkiem ministra Czarnka" - kończy swój list Mariola.

Jeszcze wycieczka czy już tortura

Szkolne wycieczki z naszych czasów kojarzą się raczej z przyjemnością. Owszem, zdarzało się nam w latach 90. odwiedzać kościoły, ale raczej jako ciekawostki architektoniczne. Wielkim Polakiem nazywano wówczas Chopina, Kopernika, Skłodowską czy Broniewskiego. Na liście był także żyjący jeszcze wtedy "nasz" papież. Ale wycieczka śladem "zwykłego" księdza, to nowość.

Obserwujemy, że nie jest to pojedynczy przypadek, podobne historie docierają do redakcji coraz częściej. Wyjście z lekcji do kościoła na poświęcenie plecaków - obowązkowe, również dla uczniów, którzy nie chodzą na religię, bo w szkole nie ma kto z nimi zostać. Święcenie sal po remoncie, katecheza w środku zajęć. Tak wygląda niestety świecka szkoła po polsku.

Masz wybór, ale taki, na jaki pozwoli podstawa programowa. Czyli często fikcyjny.