"Wstydzę się, że byłam na macierzyńskim". Rozmowy rekrutacyjne to katorga dla młodych matek

Aneta Zabłocka
To ma być najważniejsza rola życiowa kobiety, tymczasem większość matek przyznaje, że urlop macierzyński i urodzenie dziecka to przyczyna zwątpienia w siebie i obniżenia wartości zawodowej kobiet. Co poszło nie tak?
"Wstydzę się urlopu macierzyńskiego". Powrót do pracy trudniejszy dla matek Fot. Kadr z serialu "Pracujące matki"
- Kandydatki z dziećmi mają o 44 proc. mniej szans na zdobycie pracy niż bezdzietne kobiety o podobnych kwalifikacjach. Ojcowie przeciwnie: prawdopodobieństwo, że dostaną posadę, jest o 19 proc. wyższe niż w przypadku bezdzietnych panów o podobnych kwalifikacjach - mówi Adela Prochyra, autorka książki "Mama wraca do pracy".
Do 24 roku życia kobiet biernych zawodowo jest tylko 74 tysiące, podczas gdy w kolejnym przedziale (25-34) ich liczba szybuje do najwyższej ze wszystkich grup wiekowych, rośnie sześciokrotnie! Gdy kobiety odchowają dzieci, tj. w wieku 35-44, liczba biernych zawodowo znów spada.


Wedle raportu „Macierzyństwo a aktywność zawodowa” przedstawionego przez Fundację Rodzic w mieście ponad 94 procent matek nieaktywnych zawodowo chce wrócić do pracy, ale blisko połowa tych z najmniejszymi dziećmi (do lat 3) do niej nie wraca. Dlaczego?

Ankiety prowadzone przez projekt "Mama wraca do pracy" wśród głównych powodów braku chęci powrotu na rynek pracy kobiety wskazują: brak ofert pracy odpowiadających ich kwalifikacjom, zbyt wysokie oczekiwania pracodawców, niskie zarobki, wysokie koszty pracy (np. drogie i czasochłonne dojazdy do pracy).

Mama na rozmowie rekrutacyjnej

- Ma się poczucie, przy średnich kwalifikacjach, że jest się gorszym pracownikiem - mówi Marta. - Szefostwo od razu widzi zwolnienia non stop na "bąbelki" - domyśla się.

I dodaje: "Sam stres związany z odpowiadaniem na pytania dotyczące przyszłych chorób dzieci, sprawia, że czujesz się pracownikiem gorszego sortu".

- Luka w CV sama w sobie nie jest zła, bo nie świadczy o braku kompetencji, ale w patriarchalnym świecie stawia kobietę w drugim szeregu. Ciągle żywe jest przekonanie, że jeżeli będzie miał do wyboru mężczyznę z takimi samymi kwalifikacjami, i kobietę z macierzyńskim w życiorysie, istnieje duże prawdopodobieństwo, że wybierze pierwsza opcję - sugeruje Marta.

W następnej pracy szef, który prowadził jej rekrutację, nawet nie zauważył przerwy w CV. W firmie, do której właśnie przeszła, wszyscy podeszli do dzieci z najwyższa uprzejmością, a nawet zaprosili całą rodzinę Marty na wyjazd integracyjny na Mazury.
Powrót kobiet do pracy po urlopie macierzyńskimFot. Unsplash

Młody tata w pracy

Paweł, przedsiębiorca z Warszawy, który prowadzi niewielką firmę tłumaczy: - Zależy, kogo szuka się do pracy. Roczna przerwa po urodzeniu dziecka nie wpływa na kompetencje pracownika, przynajmniej nie w mojej branży. Liczą się umiejętności. Mając takie samo CV od faceta i kobiety, zatrudniłbym osobę, która wywarła na mnie lepsze wrażenie na rozmowie kwalifikacyjnej.

Badania pokazują, że kobiety po urodzeniu dziecka oceniane są jako lepsi pracownicy. Przede wszystkim ze względu na multizadaniowość i zdolności organizacyjne. To jednak tak ładnie wygląda na papierze. W praktyce część pracodawców boi się, że kobieta z małym dzieckiem będzie często brała zwolnienia na opiekę nad nim.

Paweł zatrudnił w ubiegłym roku do swojej firmy pracownika, która oczekiwał na narodziny pierwszego dziecka. - Pierwsze miesiące jego pracy po przyjściu na świat dziecka rzeczywiście były trudne - mówi. - Jednak żyjemy w XXI wieku, ojciec ma prawo brać tyle samo dni wolnych na opiekę nad dzieckiem, co matka. Zrzucanie obowiązku opieki i oczekiwanie, że tylko ona będzie zajmowała się chorym synem lub córką, jest myśleniem patriarchalnym i szkodliwym.

Jego pracownik wybrał schemat pracy, w której kończy o godz. 15, by odebrać dziecko ze żłobka. Projekty kończy wieczorem, gdy żona i maluch już śpią. - Pewnie byłoby mi wygodniej mieć go w pracy do 17, ale ważna jest elastyczność. I naprawdę liczy się dla mnie zamknięcie projektu, a nie wysiadywanie "dupogodzin" - wyjaśnia Paweł.
Mama wraca do pracy po urlopie macierzyńskimFot. Pexels
Jego zdaniem najważniejsza jest motywacja. - Jeśli kobieta wraca do pracy po urlopie macierzyńskim, to znaczy, że chce wrócić. Jest do tego zmotywowana.

Pytam, czy przeprowadzając teraz rekrutację w swojej firmie, zatrudniłby kobietę z "luką w życiorysie". - Odpowiem językiem korzyści. Po pierwsze zatrudnienie kobiety po urlopie macierzyńskim ma wymiar etyczny - pomagam, bo wiem, że kobietom jest trudniej na rynku pracy. Po drugie, zyskuję w wymiarze ekonomicznym, bo zyskuję lojalnego pracownika, któremu wyświadczam niejako przysługę.

Więcej niż rok

Agnieszka ma dwójkę dzieci z dwuletnią przerwą pomiędzy nimi. Przez oba okresy ciąży i pierwszy rok ich życia nie pracowała. - Próbowałam co jakiś czas brać zlecenia, ale nie potrafiłam pracować z jednym dzieckiem na ręku, a drugim w brzuchu - opowiada.

Gdy młodszy syn miał 9 miesięcy, wzięła udział w kilku rekrutacjach, by uciec z domu. Rozmowy ją bardzo stresowały. - Jedno, drugie spotkanie. Wszystkie z młodymi kobietami, szefowymi działów. Bezdzietnymi, co pewnie jest ważne - wspomina. - Nikt mnie nie pytał o choroby dzieci, ale gdy padały pytania o przedszkola i prace w weekendy albo po godzinach, musiałam odmawiać. Zawsze wtedy rekruterka zawiązywała usta, rozmowa dobiegała końca, a ja wiedziałam, że tej roboty nie dostanę.

Kobieta mówi, że po czteroletniej przerwie w pracy, czuła, że wszyscy wątpią w jej umiejętności. Ona sama też w nie wątpiła. - Z każdą rozmową coraz bardziej obniżałam swoje wynagrodzenie, by konkurować z bezdzietnymi dziewczynami bez doświadczenia. Żeby tylko mnie przyjęli. Przez strach, że nikt nie będzie chciał mnie zatrudnić - mówi Agnieszka.

W dużej mierze to strach napędza kobiety. Rynek pracy potrafi coraz bardziej dostosować się do wymagań młodych matek. Niemniej trzeba mamom przypomnieć, że ich kompetencje po urodzeniu dziecka nie zatarły się, a wzrosły. Są warte powrotu na rynek pracy i pracodawcy powinni również zdawać sobie z tego sprawę.

- Tak naprawdę wystarczy nie być chamem - mówi Paweł.