Sędzia Nawacki chce wiedzieć, co czuje matka ateistka, skazując dzieci na nieistnienie. Odpowiadam

Karolina Stępniewska
Wysoki Sądzie, moje dzieci istnieją, a po śmierci istnieć przestaną, tak samo jak dzieci matek chrześcijanek i dzieci wyznawców wszystkich religii świata. Ale pan chciał o moich uczuciach, prawda? Wzbudziło to moją sympatię, Wysoki Sądzie. W Polsce wciąż za mało mówi się o uczuciach, a to niezdrowo trzymać je w sobie.
Matka ateistka, powołując dzieci do życia, chce, żeby wyszły na ludzi. Nie wszystkim chrześcijanom się ta sztuka udaje. archiwum prywatne
Dr Maciej Nawacki, sędzia i nominowany przez Zbigniewa Ziobrę prezes Sądu Rejonowego w Olsztynie, członek Krajowej Rady Sądownictwa (tej neo-KRS, pod egidą PiS), nie przestaje wzbudzać silnych emocji. Tym razem nie darł w świetle kamer niewygodnych dla niego uchwał, lecz rozdawał bany na swoim twitterowym koncie. Za co? Za ateizm.

Jak taka ateistka się czuje?


Odpowiadając na tweeta zamieszczonego przez Beatę (@BeataGorzynska) pod wpisem sędziego wyśmiewającym Tour De Konstytucja, dr Nawacki napisał:


“Ateistka i matka. Zawsze mnie zastanawiało jak taka ateistka czuje się powołując dzieci do nieistnienia, skazując je na życie z tą świadomością, że czeka ich nicość. Nie dowiem się. BAN”

Posypały się odpowiedzi, rozsypały się bany. Psycholożka Aleksandra Sarna nawet podjęła próbę odpowiedzenia na zadane pytanie, ale dowiedziała się, że jej filozofia życiowa w obliczu śmierci jest błędna: “W godzinie śmierci będzie pamiętał, że uczyła go Pani miłości, przyzwoitości, dobroci, będzie wdzięczny za czas jaki mu Pani dała, czy będzie patrzył w pustkę, tę zapowiedź nicości, czuł lęk i rezygnację?” - zapytał sędzia Nawacki [pisownia tweetów oryg. - przyp. red.].

Widzę kilka problemów z tak stawianymi pytaniami. Nie tylko są to niskie pytania, Wysoki Sądzie, ale też merytorycznie pozostawiają wiele do życzenia. I od tego właśnie, Panie Sędzio, zacznę, za pana przyzwoleniem (a raczej za jego brakiem, wszak oboje wiemy, że pytania te są retoryczne, a odpowiedź na nie jedyna i słuszna).

Jeśli w pana religii jest furtka dla nieochrzczonych, co niżej wyłuszczam, dlaczego pan ją zamyka? I co będzie, jeśli to pan, umierając, poczuje lęk i rezygnację, patrząc w pustkę i tę zapowiedź nicości, bo okaże się, że rację mieli buddyści, muzułmanie lub świadkowie Jehowy? Lub — co gorsza — okaże się, że to ja miałam rację?

Sędzia wie lepiej?


Zacznijmy od najważniejszego. Panie Sędzio. Papież Franciszek, urzędująca głowa Kościoła Katolickiego, powiedział: "Nawet i ateista, jeśli czyni dobro, będzie zbawiony”. Jest więc szansa, że syn pani Sarny, wychowywany według wartości, o których wspomina, odpowiadając panu na twitterze, zbawiony będzie i uniknie nicości, której pan tak zdaje się lękać.

Ale wiem, wiem — papież Franciszek to kłopotliwy jegomość, mówi niewygodne rzeczy, które nijak mają się do polskiego, jedynie prawdziwego, katolicyzmu. Zostawmy więc papieża, przejdźmy do dogmatów.

W "Konstytucji dogmatycznej o Kościele” czytamy, że zbawienie otwarte jest też dla niechrześcijan, o ile żyją uczciwie, w dobru i prawdzie. Niemożliwe? A jednak! I to dopiero może być dla pana niewygodne (może ban?):

"Ci bowiem, którzy bez własnej winy nie znając Ewangelii Chrystusowej i Kościoła Chrystusowego, szczerym sercem jednak szukają Boga i wolę Jego przez nakaz sumienia poznaną starają się pod wpływem łaski pełnić czynem, mogą osiągnąć wieczne zbawienie. Nie odmawia też Opatrzność Boża koniecznej do zbawienia pomocy takim, którzy bez własnej winy w ogóle nie doszli jeszcze do wyraźnego poznania Boga, a usiłują, nie bez łaski Bożej, wieść uczciwe życie. Cokolwiek bowiem znajduje się w nich z dobra i prawdy, Kościół traktuje jako przygotowanie do Ewangelii i jako dane im przez Tego, który każdego człowieka oświeca, aby ostatecznie posiadł życie”. „Konstytucja dogmatyczna o Kościele”, 16.

Jak ja się czułam?
Zwracam się do pana, Panie Sędzio, per Wysoki Sądzie, choć nie znajduję się na sali rozpraw, czuję się jednak tak, jakbym na niej była, a Wysoki Sąd w pana osobie postawił mi jako matce i ateistce nie tylko zarzut, ale wydał też wyrok na moje dzieci.

Jako zdeklarowana ateistka bronić się nie zamierzam, bo oznaczałoby to, że uważam pana słowa za zasadne, a przecież dzieci moje istnieją, a kiedy umrą, to ich nie będzie, tak samo jak nie będzie wierzących dzieci moich wierzących znajomych.

Wiara, Wysoki Sądzie, różne ma oblicza. Ja wierzę, że po śmierci nie ma niczego, żyjemy w pamięci bliskich, pan, Panie Sędzio, wierzy w wieczne świętych obcowanie i wieczne potępienie. Kwestia wyboru, li tylko.

Ale zaraz! Chyba że chodziło dosłownie o to, JAK się czułam, poczynając moje dzieci? Taka ciekawość dotycząca aktów prokreacji jest, rzecz jasna, ludzka, choć niepozbawiona słabości. Narusza jednak moje granice, wszak seks jest doznaniem, które powinno pozostać w sferze prywatnej. Ale jeśli już podjęłam się zadania zaspokojenia pana ciekawości, odpowiem.

Proszę jednak nie oczekiwać pikantnych szczegółów. Żadnego świntuszenia! Ad meritum: dziękuję, czułam się bardzo dobrze, czerpałam z tego dużo fizycznej przyjemności. Czego życzę wszystkim matkom i ojcom powołującym swoje dzieci do istnienia, bez względu na ich światopogląd.

Matki ateistki wywołane do tablicy



Korzystając z okazji, chciałam też przekazać odpowiedzi kilku moich znajomych, również ateistek, także matek (tak, jest nas więcej!). Jak się czuły?

Joanna, matka dwojga: ”Nie wiem, czy gorzej niż matka, która wie, że rodzi dzieci, które mogą być skazane na WIECZNE potępienie. Myślę też, że nie gorzej niż matka kogoś, kto potem zostaje polityczną szumowiną. W sumie na jedno wychodzi”.

Ania, matka dwojga: “Powołując się na ostatni raport ds. pedofilii, ze 30% spraw dotyczy osób duchownych, z pełną świadomością nie skazuję dzieci na życie ze świadomością przynależności do takiego kościoła. A jeśli chodzi o to, co po śmierci... Nic. Nie ma nas. I już”.

Antonina, mama trojga: “Niesamowite jest takie średniowieczne myślenie. Bo rozumiem, że są ludzie głęboko wierzący. Ale że są ludzie, którzy wiarę uważają za realną obiektywną rzeczywistość, to mnie zdumiewa. Miliardy ludzi nie wierzą na świecie w katolickie zbawienie i jak mają się z tym czuć?”.

A co na to ludzie Kościoła?


A na koniec pozwolę sobie jeszcze oddać głos dominikaninowi, ojcu Grzegorzowi Chrzanowskiemu oraz Tomaszowi P. Terlikowskiemu, którzy w zamieszczonej na stronie wdrodze.pl dyskusji o tym, czy ateiści i osoby innych wyznań mogą dostąpić zbawienia, nie mieli wątpliwości, że to możliwe:

Tomasz P. Terlikowski: "Nie spotkałem się z sytuacją, żeby ktoś poważny zajmował się mówieniem: 'Ty jesteś ateistą, więc nie będziesz zbawiony' [Sędzio Nawacki, co pan na to? - pyt. red.]. Problem polega na pytaniu: jeśli dobrze żyje, w jaki sposób dokona się jego zbawienie? Jeśli rzeczywiście żyłby w zgodzie z własnym sumieniem (co jest oczywiście skomplikowaną kategorią), powiedziałbym raczej: 'pomimo' niż: 'poprzez' jego ateizm – chociaż nie ja go będę sądził".

Grzegorz Chrzanowski OP: "Rozmawiając o problemie zbawienia poza Kościołem, nie mówimy, kto będzie, a kto nie będzie zbawiony. Pytamy o pewną możliwość: czy szansa zbawienia dana jest również poza Kościołem. Ateista może zostać zbawiony – czy tak się stanie, to już kwestia jego życia, wyborów".

No dobrze, cieszę się, że mogłam pomóc. Może jakieś sprostowanie? Przeprosiny? Pokuta chociaż?