11 stycznia media obiegła informacja, że papież Franciszek prawnie usankcjonował możliwość uczestniczenia kobiet w posługach liturgicznych. W wydanym dokumencie o nazwie Motu Proprio zezwolił na wykonywanie posługi akolitatu i lektoratu, a więc bycie ministrantką i lektorką. Jedni powiedzą: "I cóż w tym nowego?", inni: "Wspaniale, dziękujemy!", a jeszcze inni, że zbliża się koniec świata...
Franciszek zmienił prawo, dzięki czemu kobiety będą dopuszczone m.in. do funkcji lektorek i ministrantek.
Po decyzji papieża w internecie zaczęło pojawiać się mnóstwo skrajnych opinii.
Reakcje internautów są dowodem na to, że wciąż nie potrafimy docenić roli kobiety nie tylko w Kościele i świecie.
"I cóż w tym nowego?"
Kiedy okazało się – ku uldze wszystkich strażników doktryny – że kobiety nie będą mogły pełnić funkcji kapłańskich, szybko zaczęły pojawiać się głosy, podkreślające dotychczasową powszechność zmienionego przez Franciszka prawa.
Kto z osób, które chociaż sporadycznie chodzą do kościoła, nie widział kobiety, czytającej z ambony Słowo Boże? Jestem przekonana, że dla każdego z nas była to rzecz całkiem naturalna.
Trochę gorzej jest z ministrantkami. Wszystko bowiem zależało od woli proboszcza, który mógł przecież nie życzyć sobie, by tę funkcję pełniły dziewczynki. To historie z rodzinnego podwórka – naprawdę nie trzeba szukać takich perełek w internecie. Kiedy wybrałam się do kościoła katolickiego w Londynie, sytuacja wyglądała bardziej optymistycznie.
Ministranci i ministrantki służące do mszy były dla tamtejszych mieszkańców zjawiskiem zupełnie naturalnym. I chociaż z pewnością w Polsce jest wiele takich parafii, ja w swoim dwudziestopięcioletnim życiu jeszcze do takiej nie trafiłam. A szkoda.
Trzeba jednak powiedzieć jasno, że Franciszek na nic nie pozwolił, a jedynie usankcjonował możliwość uczestniczenia kobiet w obrządkach. Ta praktyka w mniejszym lub większym stopniu była już obecna w wielu kościołach na całym świecie.
"Wspaniale, dziękujemy!"
W całej sytuacji, związanej z podjęciem przez papieża takiej decyzji najbardziej zdziwiły i zszokowały mnie komentarze ludzi wierzących. Niemalże wzajemnie przewijały się opinie osób dozgonnie wdzięcznych Franciszkowi i tych, którzy po przeczytaniu o decyzji papieża w wyszukiwarce zaczęli wpisywać: "Franciszek Antychryst".
Czytałam je z lekkim niedowierzaniem i konsternacją, zastanawiając się, czy tylko ja jestem osobą, która nie zgadza się zarówno z "huraoptymizmem", jak i uznawaniem głowy Kościoła za największe zło.
Uważam, że nie powinniśmy podkreślać, jak wspaniałomyślną i mądrą decyzję podjął Franciszek. Dlaczego? Z jednej strony zasypujemy młode dziewczynki książkami i filmami, które pokazują im, że mogą wszystko, a z drugiej wychowujemy w przeświadczeniu, że są niedopuszczane do konkretnych funkcji, tylko ze względu na swoją płeć. Właśnie dlatego, czytając komentarze, które wychwalają nad niebiosa decyzję papieża, myślę sobie: "Ta decyzja powinna być podjęta już wiele lat temu".
I pewnie wiele osób pomyśli sobie w tym momencie, że z Kościołem Katolickim nie ma nic wspólnego, więc w zasadzie co ich to obchodzi? Jednak religia w Polsce zawsze w mniejszym lub większym stopniu będzie oddziaływała na nasze życie. Nie da się przecież jednoznacznie przekreślić ponad tysiącletniej tradycji.
Zbliża się koniec świata
Kobieta będzie czytała z ambony Słowo Boże, a może nawet ubrana w komżę poda księdzu dary ofiarne? Dla wielu osób to zbyt wiele. Właśnie dlatego twierdzą, że zbliża się koniec świata i Kościoła. Spora część internautów (tych "prawdziwie" wierzących rzecz jasna), miała okazję, by kolejny raz mocno skrytykować działania Franciszka, argumentując, że to w sumie nie jest nasz papież i, że już od wielu lat głosi herezje.
No bo przecież nic tak nie gorszy, jak kobieta, która czyta w kościele... W jednym z komentarzy przeczytałam nawet, że "każdy powinien znać swoje miejsce w szeregu". Gdzie jest więc miejsce kobiety według światłych internautów? Najbliżej w pierwszej ławce, dostępu do tego, co święte mieć nie powinny.
Czytając takie komentarze, intensywnie zastanawiam się nad tym, czy naprawdę kobieta pełniąca funkcję lektorki i ministrantki jest czymś obrazoburczym? Jak wiele czasu musi minąć, żebyśmy nie tylko mówili o równości, ale też zgodzili się na zrezygnowanie ze skostniałych zasad?
Chodzi o sposób myślenia. Tylko i aż. Abstrahując już od tematu samej wiary – która przecież nie jest doświadczeniem każdego z nas – spójrzmy na budowanie wizerunku kobiety w świecie. Czy naprawdę nie nastąpił jeszcze czas, w którym powinniśmy zrezygnować z "ustawiania jej w szeregu"?
Być może osoba, która po decyzji Franciszka ogłosiła zbliżający się koniec świata, miała rację. Po przeczytaniu takiego komentarza i wielu im podobnych mam wrażenie, że za każdym razem dokonuje się mała apokalipsa.