Zerwiemy przez sierściucha. Jak szczeniaczek, oprócz kanapy, zniszczył mój 5-letni związek

Agnieszka Miastowska
Co jest najczęstszą przyczyną rozpadu związków? Zdrady? Wścibskie teściowe? Obowiązki domowe, które jeden z partnerów zaniedbuje? Okazuje się, że okrutnym wrogiem najpiękniejszej relacji może być... słodki szczeniaczek. A przynajmniej tak było w przypadku Moniki, której wpis z podtytułem "jak pies zniszczył mój związek" znalazłam na jednym z kobiecych forów. Postanowiła opowiedzieć mi swoją historię.
Pies zniszczył mój związek. Zwierzęta w związku są kością niezgody Pexels

Historia Moniki i psa

Kilka miesięcy temu mój chłopak postanowił zrobić mi (czy może raczej sobie) niespodziankę i zaprosić do naszego mieszkania kolejnego współlokatora. A raczej współlokatorkę — suczkę, mieszankę labradora i rasy husky.
Brzmi to absurdalnie, ale nasz 5-letni związek w ciągu tych kilku miesięcy zawisł na włosku. Zacznijmy może od tego, jak wygląda teraz nasze mieszkanie. Wszędzie porozkładane są maty, bo pies mimo kilku miesięcy z nami nadal nie umie załatwiać się na dworze.

Wszędzie czuć psa, gdy wchodzę do domu, to czuję zapach moczu, sierści, mam wrażenie, że smród przesiąka ściany i podłogi, a to stare wynajmowane mieszkanie, którego nie da się posprzątać na błysk.


Od kiedy "sunia" zjawiła się u nas w domu, mój chłopak pozwalał jej na wszystko. Brał ją na łóżko, pozwalał wycierać się o poduszkę, na której obydwoje śpimy, nosił ją na rękach. Wziął ją zupełnie bez mojej zgody, ale zawsze lubiłam zwierzęta, więc uznałam, że się zaangażuje, ale przez jego zachowanie pies jest zupełnie nieposłuszny.

Nie potrafi załatwiać się w odpowiednim miejscu, zaczyna podgryzać meble, wytrąca z ręki jedzenie, a to dopiero szczeniak! Gdy myślę o tym, że ona miałaby być z nami kolejne trzy, pięć czy dziesięć lat, to jestem przerażona.

Chłopak najpierw uważał, że to głównie jego pies, potem uznał, że obowiązkami dzielimy się na pół i że skoro ludzie w naszym wieku radzą sobie z dziećmi, to czemu my nie mamy poradzić sobie z domowym zwierzakiem. To w końcu nie wymaga tyle poświęceń!

Poświęcenia zaczęły się bardzo szybko — przez psa musieliśmy odwołać wakacje w górach, bo mało kto zgadzał się na czworonoga, poza tym nie wyobrażam sobie wielogodzinnej podróży z psem na kolanach. Zresztą zabrudziłby cały pokój.


Nikt pod naszą nieobecność się nią nie zaopiekuje, moi rodzice też są w pracy, poza tym mają koty, rodzice chłopaka ostatnio dawali psu wszystko, co mieli pod ręką, co skończyło się biegunką, po której i tak ja musiałam sprzątać. Nie oczekuję zresztą, że ktoś chciałby się takim psem opiekować — nie jest czysta, zostawiona sama w domu zaczyna skamlać, zaczęłam nienawidzić tego psa.

Nie możemy wyjść na dłuższą randkę, bo ona wyje w domu, o wakacjach już nie ma mowy, w domu słyszę tylko uderzenia pazurów o podłogę, nie mogę zjeść ani położyć się spać bez psa przy nodze.

Chłopak nie chce słyszeć o tym, że powinniśmy ją oddać, ale raz w kłótni wykrzyczał, że drugi raz psa by nie wziął. Zastanawiam się czasem, co by było, gdybyśmy zamiast psa, mieli dziecko. Czy on też zostawiłby mi większość obowiązków przy nim?

Po mojej awanturze przez kilka dni to on zajmuje się sunią, potem mówi, że wrócił później z pracy, nie ma siły, głowa go boli i ja mogłabym po niej posprzątać, nakarmić, wyprowadzić. Nie wyobrażam sobie sytuacji, że utknęłabym w jednym domu z dzieckiem, którym on zajmuje się z podobnym zapałem i licytuje się o wykonanie obowiązków domowych.

Z drugiej strony wiem, że to brzmi absurdalnie, że nasz związek został zniszczony przez psa — skoro był dobry, to nie takie przeciwności losu powinien pokonać. Chłopak był zawsze zaangażowany, dogadywaliśmy się, rozumieliśmy, ale najchętniej cofnęłabym czas, żeby tego zwierzaka nigdy nie było w naszym domu.

Ostatnio grożę mu wyprowadzką, ale nie wiem, czy to coś da. Powiedział, że psa nie odda, bo nie należy do ludzi, którzy wyrzucają swoich członków rodziny. Szkoda, że nie zapytał mnie, czy może takiego przyjąć do naszego domu.

Wiem, że on też jest zmęczony psem, ale stara się bronić własnej decyzji i "ponosić konsekwencje swoich decyzji". Myślę jednak, że niedługo zostanie ze swoim ukochanym pieskiem, a ja się wyprowadzę. Nawet jeśli byśmy się dogadali, nie mogłabym mieszkać ze zwierzakiem, którego po prostu nie znoszę, nie mogę patrzeć, a on na pewno też to czuje. Jak zabawnie to nie brzmi — uważam, że pies zniszczył mi związek, albo pokazał, jaki naprawdę jest mój mężczyzna.