Malutka była kochana, dorosłą zamknęli na balkonie. Moda na mikroświnki skończyła się tragedią

Agnieszka Miastowska
Taurusia kupili, gdy ważył 5 kilogramów. Myśleli, że przywiozą go do domu w transporterze, ale był już tak oswojony, że całą drogę w samochodzie przytulał się do nich na kolanach, zawinięty w kocyk jak osesek. Kupili go za 450 złotych, zainspirowani filmem "Babe – świnka z klasą". Wszystko było dobrze do momentu, aż Tauruś stał się Taurusem. Mikroświnką, czyli "malutkim" 30-kilogramowym knurem zamkniętym w bloku, a potem uwięzionym na balkonie.
123rf.com

Moda na mikroświnki – piekło zwierząt

Moda na mikroświnki pojawiła się w Polsce kilka lat temu. Jak każdy trend, najlepiej jednak ocenić po latach, poznając finał historii zarówno ich hodowców, właścicieli i co najważniejsze samych zwierząt.
Gdy próbuje skontaktować się z jedną z pierwszych w Polsce hodowczyń mikroświnek Agatą Śmietanką-Nowak, od razu słyszę, że nie ma mi do powiedzenia nic dobrego. – Nie prowadzę już hodowli. Musiałam ją zamknąć, głównie przez ludzi, którym sprzedawałam świnki. Nie słuchali tego, co się do nich mówiło. Próbowali zrobić pupilka z dzikiego zwierzęcia – wyjaśnia na wstępie.


Agata Śmietanka-Nowak wyjaśnia, że była pierwsza hodowczynią mikroświnek w Polsce. Tylko co właściwie rozumieć pod hasłem mikroświnki? Na pewno nie różowe prosiaczki, jak z filmu "Babe – świnka z klasą", bo jak podkreśla hodowczyni, w takich filmach grają "świńskie dzieci", które potem rosną.

Mikroświnki to rasa stworzona przez hodowców na bazie najmniejszych ras z całego świata. Wśród mikroświnek można spotkać nowozelandzkie kune-kune, świnki wietnamskie czy świnki getyńskie. Pamiętajmy też, że przedrostek "mikro" daje nam raczej pojęcie o tym, jak duża mikroświnka będzie w porównaniu do zwykłej świni, a nie na przykład do psa.

Świnia gospodarska może ważyć nawet do 400 kilogramów, mikroświnka osiąga około 30 kg. Mało? Jak na zwierzę trzymane w bloku, kawalerce albo bo gorsza na jej balkonie naprawdę sporo. Bo takie historie traktowania tych zwierząt słyszę od mojej rozmówczyni.

Była kochana, dopóki była mała – mikroświnka, makroproblem

Gdy na forach szukam rozmówców, którzy opowiedzą o życiu z mikroświnką, nieanonimowo chcą rozmawiać wyłącznie właściciele agroturystyk, którzy swoje mikroświnki hodują zgodnie z potrzebami tych zwierząt.

Świnki spacerują po gospodarstwie, dawkę przytulania i karmienia mają zapewnioną od wczasowiczów, czasem śpią w domu, często na dworze, poza tym toczą dość niezależne życie, ale lgną do ludzi.

Bo jak podkreśla Agata Śmietanka-Nowak, świnki wychowywane w odpowiednich warunkach są przesympatyczne. Małe oswajają się błyskawicznie, lgną do ludzi, lubią się przytulać, pragną głaskania i drapania, chcą spać z człowiekiem. Ale to tylko jedna strona ich charakteru.

– Świnka to dzikie zwierzę, które do końca pozostaje dzikie. Co prawda błyskawicznie się oswaja, możne ja nauczyć załatwiania w jedno miejsce, do kuwety, a nawet sprzątanie ich kup nie jest problematyczne, bo wcale nie śmierdzą. Dopóki świnki są małe. Problemem jest to, że rosną, a ludzie próbują je trzymać w blokach, przez to świnki nie mają spełnionych swoich podstawowych potrzeb, np. potrzeby rycia. I stają się agresywne – tłumaczy hodowczyni.

Tak było z Taurusiem, którego historię opowiedziała mi ze wstydem jego była właścicielka. Został kupiony w hodowli i przywieziony do bloku. Domek ciasny, ale własny. Pytam jego właścicielki, czy nie sądziła, że świnia w bloku to słaby pomysł.

– Hodowczyni mówiła mi, że świnka potrzebuje ogrodu czy rycia, ale wiedziałam też, że potrzebuje przede wszystkim miłości i opieki. Chcieliśmy ją wyprowadzać na spacery, od początku była takim pieszczochem, że nie sądziłam, że będzie u nas nieszczęśliwa – tłumaczy.

Tak jak podkreślała Agata Śmietanka-Nowak, właściciele uwierzyli w to, że świnka będzie pupilkiem, substytutem szczeniaczka, świetną towarzyszką rodziny, którą wystarczy zapiąć na szelki i wyprowadzić do parku.

– Taurus ciągle prosił o jedzenie, dawaliśmy mu resztki ze stołu, aż wreszcie, gdy ich nie dostawał, umiał ugryźć i to całkiem mocno. Gdy dorósł zaczął też śmierdzieć, załatwiał się w kuwecie albo na podkładzie i nie dało się tego znieść – wyjaśnia.
. Fot. Maciej Świerczyński / Agencja Gazeta
– Był męczący, głośny, wpychał się do łóżka, na kanapę, ciągle było trzeba mu no... wycierać pupę po tym, gdy się załatwił. Zaczął być agresywny dla męża, a z dziećmi nie miał żadnej więzi. Pomyśleliśmy więc, że trzeba mu zrobić mały wybieg i nada się do tego balkon – dodaje.

Taurus miał więc postawioną skrzynkę z ziemią do rycia, legowisko, kwiatki. Żałosny substytut wsi. Świnka stała na balkonie najpierw chwilkę, potem była tam zamykana, gdy przychodzili goście, w czasie obiadu, gdy sprzątano dom. Gdy pewnego razu ugryzła dziecko w nogę, została tam zamknięta za karę i przebywała tam częściej niż w domu... Właścicielka tłumaczy mi, że z psem postąpiłaby tak samo.

Świnka to nie pies

Agata Śmietanka-Nowak podkreśla, że świnia do końca pozostaje dzikim zwierzęciem, a z psem naprawdę ma niewiele wspólnego. Porównać można ją raczej do szympansa, malutkiego wychowanego w domu i dzikiej małpy, która zaczyna traktować dom jak dżunglę, a swoich właścicieli jak stado, które należy zdominować, bo taka jest jej natura.

– Ludzie chcą traktować świnki jako zwierzęta towarzyszące, ale to przede wszystkim zwierzęta hodowlane i tak to określają przepisy. Wydaje im się, że świnki są niczym psy, bo przytulają się, dają głaskać, śpią z człowiekiem, ale świnka nie przyzwyczaja się do właściciela, nie jest lojalna – wyjaśnia hodowczyni.

– Świnka przyzwyczaja się i przywiązuje do dobrego, jest taką inteligentną hedonistką. Kocha osobę, która w tym momencie daje jej najwięcej smakołyków, z którą akurat może spać, ale zdradzi nas dla lepszych kąsków – dodaje.

Hodowczyni podkreśla, że ludzie, którym sprzedawała świnki, nie stosowali się do reguł ich hodowli, odbierała telefony ze skargami od osób, które bały się świnki terroryzującej dom, która miała być pupilkiem dzieci, a nie zwraca na nie uwagi, która miała mieszkać w ogrodzie, a jest więziona w kawalerce ku uciesze nieodpowiedzialnych ludzi.

Świnka z bloku trafi do ubojni

Hodowczyni przyznaje, że gdy zorientowała się, jak wymagającymi zwierzętami są świnki, sama zniechęcała do ich kupna. Podkreślała ich wszystkie wady i wyzwania związane z ich hodowlą, aż wreszcie postanowiła dla ich dobra zupełnie ją zamknąć.

Nie bez znaczenia były także nowe przepisy i afrykański pomór świń. Dzisiaj na szczęście trzymanie świnki w bloku jest prawnie zabronione, co nie zmienia faktu, że niektórzy nadal próbują naginać przepisy i krzywdzić zwierzęta dla własnej przyjemności.

– Jeszcze 2-3 lata temu można było kupić jedną świnkę na potrzeby własne, teraz przepisy się zmieniły i żeby mieć świnkę trzeba mieć zarejestrowane gospodarstwo. Jeśli ktoś nie ma gospodarstwa i trzyma świnkę w domu, to popełnia przestępstwo, za które grozi mu nie tylko mandat, ale... utylizacja świnki – tłumaczy hodowczyni.

Wielu ludzi nadal naraża swoje świnki na śmierć i zmienia ich życie w uwięzienie, trudno powiedzieć, ile świnek zgłoszonych do kontroli zostało uśpionych po latach życia z ludźmi niczym miniaturowy piesek.

– Także osoba, która sprzedaje świnkę i nie ma gospodarstwa, powinna zapłacić mandat. Ze względu na afrykański pomór świń nie można ich już zresztą hodować np. pod Warszawą, nasza strefa jest czerwona – wyjaśnia.

Pytanie brzmi: czy da się jeszcze kupić mikroświnkę? W strefach bezpiecznych od afrykańskiego pomoru świń, jeśli mamy zarejestrowane gospodarstwo i jeśli takowe prowadzi hodowca. Jak podkreśla hodowczyni, trzeba jednak liczyć się z kontrolami. – Ja na końcówce swojej hodowli miałam kontrolę 3 razy do roku. Świnka musi mieć specjalny boks, ktoś, kto do niej wchodził musiał mieć odpowiednie ubranie, wpisywać swoje wizyty, na terenie gospodarstwa musiały być środki dezynfekujące – to uzasadniona profilaktyka, która utrudnia hodowlę – dodaje.

Pytanie jednak powinni brzmieć, po co mamy męczyć dzikie zwierzę dla własnej przyjemności? Kilka lat temu pisaliśmy o "świnkach rozchodzących się jak ciepłe bułeczki" i "ostatnim kwiku mody".

Dzisiaj nie wiadomo, jak skończyło się życie większości tych zwierząt, szczególnie tych więzionych w bloku. Taurus został z bloku "wydany do wujka na wieś". Nie był drapany i karmiony, jak w domu. Żył z innymi świnkami, niewypuszczany z chlewa na spacer.

Tam żył tylko pół roku, ale nie wiadomo dlaczego. Brak w Polsce weterynarzy typowo od mikroświnek. Ostatecznie właściciele potraktowali go jak dzikie, gospodarskie zwierzę. Tylko czemu wcześniej pozwolili mu wierzyć, że jest domowym pupilkiem?