Zmieniłam te 5 rzeczy i ze sfrustrowanej matki stałam się... sobą. Poznaj mój sekret

Marta Lewandowska
Rodzicielstwo jest podróżą, a na każdej drodze zdarzają się wyboje. Jeśli jest to jeden dołek na jakiś czas, wstajemy, otrzepujemy się i idziemy dalej. Gorzej, jak dołki zdarzają się jeden po drugim i nie ma czasy na wstawanie. Wtedy łatwo się wypalić. Doświadczyłam tego i znalazłam sposób na wyjście z kryzysu. Zdradzę ci mój sposób na bycie znów szczęśliwym rodzicem.
Tych pięć rzeczy wystarczyło, żeby odzyskać siebie. Fot. Unsplash

Za dużo na raz

Jest takie powiedzenie "nieszczęścia chodzą parami", każdy z nas doświadczył tego, że jeśli w naszym życiu coś się komplikuje, to rzadko jest to jedna rzecz na raz. Przytłoczeni obowiązkami, wyrzutami sumienia, zaczynamy gubić siebie. Wpadamy w stan przygnębienia, stajemy się bardziej nerwowi, frustruje nas rodzicielska nieporadność.


Pętla się zaciska, bo irytuje nas nasza niedoskonałość, jednak nie mamy siły zmusić się do innego zachowania, zamiast tego warczymy na dzieci, karcąc przy okazji siebie. Z tego impasu "samo się nie wyjdzie", tu trzeba działać, trzeba coś zmienić, żeby pójść naprzód.

Jest kilka objawów rodzicielskiego wypalenia. Należą do nich trudności z koncentracją, niemożność zapanowania nad emocjami, a więc niekontrolowane wybuchy płaczu, czy przeciwnie, wieczne tłumienie emocji. Jednak poza psychicznymi dolegliwościami, mogą wystąpić także stricte fizyczne, jak bóle i zawroty głowy, napięcia mięśni, trudności z zasypianiem, biegunka. Nagła zmiana nawyków dotyczących odpoczynku czy spożywania posiłków też jest symptomem.

Warto pamiętać, że objawy te pojawiają się, kiedy jest już źle. Warto zatroszczyć się o siebie, nim do tego dojdzie. Self-care, czyli samoopieka, to coś, o czym powinien pamiętać każdy rodzic. Zachowanie równowagi jest niezbędne. Nie da się troszczyć o dzieci, jeśli ciągle odsuwamy własne potrzeby na dalszy plan, bo one nie znikają, one kumulują się i jeśli będziemy je ignorować, wybuchną w najmniej odpowiednim momencie.

Zajęłam się sobą

Nim stanęłam pod ścianą, uznałam, że czas dać sobie...czas. Wcisnąć się w napięte grafiki moich dzieci i zrobić coś tylko dla siebie, żeby poczuć się lepiej i w końcu znów być sobą. Bo wierzcie lub nie, ale będąc mamą trójki dzieci, można niekiedy zapomnieć, kim jest się poza tym. Nie ma czasu na pasje, na spotkania, na ciszę, ciągle jest coś do zrobienia. A jeśli nie odreagowujemy stresu, to on się gromadzi. Oto moje pięć rzeczy, które zaczęłam robić, żeby odzyskać siebie.

1. Medytacja

Kiedy w czasie rozmowy z koleżanką przyznałam się, że kiedy rano wstaję, od razu czuję się poirytowana, zapytała mnie, czy medytuję. Popatrzyłam na nią, jak na kosmitkę. Medytacja, przy trójce dzieci? Dobre sobie, przecież do tego potrzeba ciszy, skupienia, ba, cierpliwości, na deficyt, której tak bardzo cierpiałam.

Ale ta rozmowa zapaliła lampkę, która tliła się coraz jaśniej w mojej głowie. Wstałam pewnego dnia rano, wcześniej niż dzieci, zrobiłam sobie kawę i wyszłam do ogródka. Szłam boso po trawniku, na skórze gromadziła się rosa, a ja mimowolnie zaczęłam głębiej oddychać i myśleć o... niczym. W końcu. Usłyszałam śpiew ptaków, skupiłam się na tym, gdzie stawiam stopę i nagle poczułam błogość, o której istnieniu zapomniałam.

Wieczorem zaczęłam czytać o medytacji i okazało się, że dokładnie to robiłam o poranku. Ściągnęłam aplikację na telefon dla początkujących i od kilku miesięcy wstaję wcześniej i medytuję, niekoniecznie siedząc na macie. Wystarcza mi świadome oddychanie, skupianie się na tu i teraz. Kiedy w ciągu dnia zaczyna mnie łapać stres, przywołuję do siebie wspomnienie tego stanu i łatwiej mi się uspokoić.

2. Moje przyjemności

Rodzice mają tendencje do planowania czasu tak, aby znalazło się w nim jak najwięcej atrakcji dla dzieci. A przecież wiemy, że po pierwsze, dzieci wcale nie potrzebują być zajęte non stop, a po drugie, skoro wcale nie czerpiesz przyjemności z niektórych rodzinnych wyjść, to może warto zaplanować jakąś rozrywkę, myśląc przede wszystkim o sobie?

Regularnie, co 2-3 miesiące wyjeżdżam na weekend z koleżanką. Mąż czasem wyrywa się do znajomych, sam. Tak po prostu. Wychodzimy z domu, zostawiając drugiego rodzica na warcie, a sami nie zabieramy zmartwień z domu, tylko spędzamy czas tak, jak lubimy, bez placów zabaw, parków rozrywki i innych dziecięcych atrakcji.

3. Bywamy sami

Żeby wiedzieć, czego się chce od życia, trzeba to przemyśleć w samotności, dajemy sobie taki czas nawzajem. Jedno z nas zabiera wszystkie dzieci i wyjeżdża, zostawiając współmałżonka w domu, żeby miał czas się polenić. W ekstremalnych warunkach, kiedy nie da się zorganizować wyjazdu, ten, kto akurat potrzebuje samotności, idzie sam na spacer, albo jedzie na zakupy, bez wianuszka dzieci dookoła.

Bo czasem fajnie jest odpowiadać tylko za siebie, to jest ogromny komfort psychiczny iść we własnym tempie. Przyznaję, nie było mi łatwo się tego nauczyć. Nawet jak wychodziłam, ciągle dzwoniłam do domu, czy wszystko jest w porządku. Ale dziś nie czuję już takiej potrzeby, powoli zrozumiałam, że bycie tylko ze sobą regeneruje lepiej, niż wizyta w SPA.

4. Relacje społeczne

Kiedy mamy w domu niemowlę, większość rozmów z innymi dorosłymi kręci się wokół tematów dziecięcych. Warto poszukać innych relacji. Wyjść na randkę z partnerem i umówić się, że można rozmawiać o wszystkim poza dziećmi. Spotkać się z bezdzietnymi koleżankami, pośmiać się z ludźmi z pracy.

Odkrycie na nowo, że poza byciem rodzicem, jesteś też człowiekiem, który wie, co się dzieje na świecie, ma poczucie humoru i potrafi rozmawiać na tematy inne niż zupki i pieluszki, sprawia sporo frajdy. Polecam, od razu poczujesz się lepiej.

5. Wyłącz Instagram

Pracuję od wielu lat w mediach, wiem, że zdjęcie to tylko chwila, często sztucznie zaaranżowana na potrzeby sesji, a do tego porządnie wyretuszowana. A jednak okazuje się, że bezmyślne scrollowanie Instagrama działa źle nawet na mnie.

Jak donosi www.bhpalmbeach.com, osoby, które często korzystają z social mediów, chorują prawie 3 razy częściej na depresję, niż ludzie bez kont w serwisach społecznościowych. Wielu specjalistów zaleca usunięcie aplikacji społecznościowych z telefonu, wtedy znacznie rzadziej do nich zaglądamy.

Osobiście ograniczyłam swoją aktywność do godziny dziennie. Nastawiam budzik, kiedy zadzwoni, koniec, nie przeglądam, co u znajomych, jeśli mnie to ciekawi - dzwonię. Mam więcej czasu na wszystko i jestem mniej spięta, że cudzy świat jest bardziej poukładany niż mój.

Tych pięć prostych kroków sprawiło, że znów zaczęłam czerpać prawdziwą przyjemność z życia, bycia mamą i bycia częścią mojego stada. Myślę, że dzieci i mąż też czerpią z tego korzyści, bo wokół mnie też jest mniej nerwowo.