"Nie zazdroszczę Chodakowskiej, Lewandowskiej, Joannie Krupie i Julii Wieniawie. Przeglądam ich zdjęcia z wakacji i obserwuję figury modelek bez myślenia, że mogłabym to wszystko mieć, ale coś mnie omija. Ich życie jest jak odległa bajka. Za to naprawdę obawiam się tego, co znajdę na tablicy moich znajomych ze szkoły. Każdy ich sukces to mała szpileczka wbita w moje poczucie wartości". Znacie to?
To nie internetowe gwiazdki ani nasi przyjaciele są ludźmi, do których się porównujemy.
Większość z nas najbardziej zazdrości znajomym ze szkoły.
Spotkania klasowe zmieniliśmy na stalkowanie szkolnych znajomych na mediach społecznościowych i ocenianie kto "wygrał życie".
Tłumaczy mi to wszystko znajoma i właściwie nie sposób się z nią nie zgodzić. Mówi się, że media społecznościowe wpędzają nas w kompleksy, a profile instagwiazdeczek sprawiają, że tęsknimy za życiem, którego nigdy nie mieliśmy i (niestety auć) prawdopodobnie mieć nie będziemy.
Najbardziej zazdrościmy znajomym ze szkoły
Dla wielu z nas jednak instagramerska bańka razi sztucznością z kilometra. Zresztą zazwyczaj nie porównujemy się do osób, które mają zupełnie inną historię życiową niż nasza. W pracy nie zastanawiamy się raczej, czy zarabiamy tyle, co szef lub pani sprzątająca biuro, zastanawiamy się, czy koledzy na tym samym stanowisku nie zarabiają więcej i co zrobić, żeby być lepsi niż oni.
Jednak nasza zazdrość nie kieruje się także w stronę przyjaciół. Większość z nas umie cieszyć się z sukcesów najbliższych, ale nie tylko o altruizm tu chodzi. Nie zazdrościmy przyjaciołom, bo znamy ich dobrze – wiemy, że ich życie wcale nie jest "tak różowe" i mogliśmy obserwować ich trudną drogę do każdego codziennego zwycięstwa.
– Po pierwsze przyjaciołom życzę jak najlepiej, co oczywiście nie znaczy, że nie mogę im pozytywnie zazdrościć. Jednak znam też ich historie – wiem, ile pracy kosztował moją przyjaciółkę awans, że starała się o dziecko dwa lata, że schudła, bo regularnie ćwiczyła i nie raz nie dwa rzucała dietę – tłumaczy mi Anna.
Jest jednak specyficzna grupa ludzi, których sukcesy w dzisiejszych czasach możemy oglądać w pełnym świetle, delektować się każdym zdjęciem ze ślubu, awansu, obrony doktoratu, wakacji i schudnięcia, a tymi ludźmi są znajomi ze szkoły.
Dlaczego aż tak boli nas sukces Kasi z III B? Co ma w sobie Anka z II D, że jej zdjęcie z wakacji mrozi nasze poczucie wartości bardziej niż widok przepuszczonych przez instagramowe filtry pośladków Wieniawy na Zanzibarze?
Zamiast klasowego spotkania – Facebook i Insta
Pokolenie naszych rodziców mogło posłuchać o sukcesach swoich szkolnych znajomych na popularnych "spotkaniach po latach". Jedna impreza demaskowała, jak przez wszystkie lata zmienili się nasi szkolni koledzy i na żywo trudno było ukryć mankamenty wyglądu. Za to każda pochwała mogła być brana na wyrost.
Podsumowując przykładowa Dorota mogła pochwalić się albo pierścionkiem zaręczynowym albo rozwodem z mężem. Żadna wersja nie musiała być prawdziwa, a po imprezie zazwyczaj słuch o dawnych znajomych ginął.
Dzisiaj każdy, nawet najmniejszy sukces jest dostępny do podziwiana online 24/7. Chcesz wiedzieć, czy najpopularniejsza dziewczyna w szkole wygrała życie, czy skończyła samotna z siódemką kotów? Dzieli cię od tego jedno kliknięcie. Pytam 34-letniego Marcina, czy Instagram dla niego naprawdę jest wybiegiem do porównywania się z innymi.
– Generalnie jestem z takiego rocznika, że cała ta socialmediowa rewolucja działa się na moich oczach. To nie jest coś, co zastałem jako już istniejące, oczywiste. I tak liceum kończyłem mając najpierw Grono, ktoś pamięta taki serwis jeszcze? Potem w klasie maturalnej była jeszcze Nasza Klasa, ale generalnie – mieliśmy wszyscy po 18, 19 lat i nikt tam nie wrzucał zdjęć, które kogokolwiek by zaskoczyły. A potem zaczęły się studia i kontakt się urwał. Ale w międzyczasie pojawiły się najpierw Facebook, a potem Instagram – wyjaśnia.
– I to było zupełnie zaskakujące doświadczenie. Bo ludzie, których w sumie często nie widziałeś od kilku lat, nagle pojawiają się na twoim monitorze i widać, kto jak sobie poradził w życiu. Kto zmienił fryzurę, kto ma jakiś dom, kto jeździ na wakacje do Ustki, a kto do Grecji. Kto jest singlem, a kto ma kochającą rodzinę i dzieci. Generalnie – social media obnażyły cały rocznik, całą moją klasę. Jest raczej dla każdego jasne, kto co osiągnął w życiu, kto został w rodzinnym mieście, kto wyjechał, po prostu wszystko – dodaje.
Dorośli nie wyszli ze szkoły
Przyznajcie, że zwrot "jasne jest, kto w życiu osiągnął sukces" jest dość... przerażający. Boimy się zaglądać na konta znajomych ze szkoły, bo to właśnie szkoła nauczyła nas nieustannej rywalizacji i porównywania. Wszyscy uczeni byliśmy, że startujemy z podobnego poziomu, więc mamy równe szanse.
Jako dorośli nie możemy otrząsnąć się ze szkolnego systemu oceniania i toksycznych słów mamy "a Piotruś dostał piątkę". Dlatego dzisiaj wejdziemy na jego facebookowy profil, żeby sprawdzić, czy dzisiaj też ma lepszą pracę, ładniejszą żonę, jest na wakacjach albo obronił doktorat.
– Absolutna prawda, że porównuje się do tych osób. Niby do ludzi ze studiów też, ale... mniej. Na studiach to mimo wszystko zgraja ludzi, która przyszła na te studia w tym samym celu, co ja. Tym ludziom nie zazdrościsz, nie porównujesz się, z nimi nie rywalizujesz.
Inaczej ze znajomymi ze szkoły, to są osoby, z którymi dorastałeś. Są wśród nich twoi szkolni przyjaciele, wrogowie, pierwsze miłości, dziewczyny które cię odrzuciły i ludzie, którzy się z ciebie nabijali od dziecka – i jeśli ci się udało, a oni stoją w miejscu – to dopiero jest frajda – dodaje Marcin.
Gdy widzimy piękne zdjęcie z wakacji "najpopularniejszej dziewczyny w szkole" z góry zakładamy, że jak zwykle wszystko udało jej się bez trudu. Do faktycznych informacji dodajemy swoje wyobrażenia, nie wolne od żali, kompleksów i lęków, że nie jesteśmy wystarczająco dobrzy i nadal znajomym ze szkoły musimy coś udowodnić.
Mimo tego że milion razy słyszeliśmy o sztuczności social media, znajome twarze przekonują nas, że życie, które pokazują, jest realniejsze niż konta z milionami obserwujących. Na szczęście... nie jest. A jeśli zazdrość nie daje wam spokoju – napiszcie. Niepoznany perfekcyjny "wróg" może stać się swojskim znajomym, który tak jak my, nakłada filtry na swoje życie.