Matka, która synka kocha bardziej, wychowuje córkę na służącą. Jestem dorosła i ciągle to czuję

Agnieszka Miastowska
"Kubuś nie musiał sprzątać pokoju, bo był chłopakiem, mógł wrócić z imprezy później, bo był chłopakiem, mógł nam dokuczać, wyśmiewać, popychać, a my nie mogłyśmy mu oddać – bo byłyśmy dziewczynkami. Dorosłam i zapamiętałam, że czegokolwiek bym nie zrobiła, nie zrobię tego tak, jak Kubuś, nawet jeśli mojego brata tam nie będzie. Bo zawsze jest jakiś Kubuś" – pisze do nas w liście Magda.
Matka kochała mojego brata bardziej. Do dziś czuję się jak służąca Pexels

List czytelniczki

Od kiedy pamiętam, ja i siostra żyłyśmy w cieniu brata. Na początku nie sądziłam jednak, że jego "przywileje" to umyślne wywyższanie przez mamę. Dopóki wierzyłam, że świat wygląda dokładnie, tak jak kreują go dorośli, starałam się mimo frustracji rozumieć, że Kubuś może więcej. Bo jest chłopcem.
Kubuś jest młodszy ode mnie o 3 lata, ale traktowanie go jak jajko nie sprowadzało się do tego, że był młodszy. Miałam jeszcze siostrę, która była jego bliźniaczką i dzięki niej doskonale obserwowałam, jakie są między nami różnice. Nami dziewczynkami i nim chłopcem.


Moja młodsza siostra zawsze musiała mu oddawać swoje zabawki, mama przed dziadkami i znajomymi zawsze chwaliła Kubusia. Czasem Kubuś uczył się najlepiej, innym razem łobuzował, ale przynajmniej panie w szkole go lubiły! Nie siedział taki cichy jak ja albo nie dyskutował jak moja siostra.

Był po prostu duszą towarzystwa, nawet na lekcji. Obowiązki domowe? Kubusia nie dotyczyły. Moja mama była pedantyczna i za punkt honoru wzięła nauczenie mnie i siostrę jak doprowadzić dom do błysku. Sobota była najgorszym dniem tygodnia, nie było mowy o odpoczynku.

Chłopców łatwiej się wychowuje

Mycie podłóg, odkurzanie, wycieranie WSZYSTKICH półek, prasowanie zaległego prania. Mieliśmy trzypokojowe mieszkanie, ale moja mama doprowadzała sprzątanie do kuriozum, wycierałam łyżeczki, żeby nie były opalcowane.

Co robił w tym czasie Kubuś? Podnosił kanapy i stoliki, jak odkurzałyśmy. Gdy zwracałam mamie o to uwagę mówił, że pomaga na tyle, na ile chłopiec może. Przecież ona nie każe nam dźwigać, to męska praca!

Słałyśmy Kubusiowi łóżko, odkurzałyśmy jego pokój, on w tym czasie miał inne obowiązki. Po latach zrozumiałam, że to nie jest normalność, że mama nie miała prawa nas wykorzystywać i usprawiedliwiać nierównego traktowania płcią.

Ale nawet, gdy jako nastolatka buntowałam się o to, było już za późno. Słyszałam, jak mama mówiła koleżankom przy kawie, że z wychowaniem chłopca jest zupełnie inaczej, łatwiej, lepiej. Kubuś się nie histeryzuje, nie robi problemu, ja ostatnio zrobiłam aferę o to, że nie chce posprzątać pokoju. Powiedziała, że jestem "rozpieszczoną gówniarą". Nie dodała, że to był pokój Kubusia.

Im starsza byłam, tym więcej niesprawiedliwości zaczęłam dostrzegać i nie miałam pojęcia, co kryje się pod słowem seksizm, ale znałam powiedzenie "co wolno wojewodzie, to nie tobie...". Co mógł Kubuś jako chłopak, o tym ja mogłam pomarzyć.

Co wolno chłopcu, dziewczynce nie wypada

Poszłam do gimnazjum i zaczął się czas spotkań ze znajomymi, nocowań u koleżanek, pierwszych niewinnych randek. Moja mama zawsze była nadopiekuńcza, więc nocowanie u koleżanki było praktycznie nie do doproszenia, nawet gdy szłam do przyjaciółek na "imprezę", która miała trwać do 22, ona musiała dzwonić do mnie kilka razy w trakcie jej trwania.

I mówię oczywiście o jednej imprezie w roku. Moja paczka znajomych szybko nauczyła się nie zapraszać mnie na większość wyjść, chociażby po szkole na szybką pizzę, bo mama w większości i tak mi zabraniała.

Gdy w liceum zaczął się mój pierwszy związek, mogłam widzieć się z chłopakiem do wieczora i wyłącznie u nas w domu. To przecież wstyd, żeby dziewczynka chodziła do chłopaka! Moja pierwsza miłość zmyła się zresztą z tego powodu. Nie chciało mu się czekać do mojej osiemnastki, aż będę mogła wyjść z nim z domu na spacer.

Okazało się jednak, że nadopiekuńczość mamusi sięga tylko mnie i siostry. Gdy Kubuś znalazł swoją pierwszą dziewczynę, szybko zaczął u niej nocować... W piątki po szkole zostawał u niej i wracał do domu w sobotę po południu, żeby potem i tak spędzać z nią cały weekend.

Ukochany synek

Możecie sobie wyobrazić wzburzenie moje i siostry, ale mama używała argumentu, z którym dyskutować się nie dało – on był chłopcem, jemu wypada. Do dzisiaj myślę, że gdyby rodzice tamtej dziewczyny pomyśleli, że Kubuś jest nachalny, źle wychowany, niekulturalny, to mama po prostu uznałaby ich za kretynów, bo to jej ukochany synek.

Gdyby coś takiego powiedziano o mnie i siostrze, mogłaby poczuć wstyd, bo szybko by w to uwierzyła. Jej naprawdę nie zależało na nas tak, jak na nim. Lata mijały, po skończeniu matury chciałam wyjechać do większego miasta na studia. Mama przekonywała mnie, że dzienne to strata czasu, lepiej iść do pracy, a najlepiej byłoby mieć zawód.

Poszłam więc do pracy już w wakacje po liceum i zapisałam się do technikum administracyjnego, żeby czymś dopełnić liceum, po którym zawodu brak. Po latach widzę, że mama z sukcesem podcięła mi skrzydła i przywiązała do siebie posłuszną posługaczkę na kolejne lata.

Wychowana na służącą

Brat był tak wychowywany do sukcesów, że zdał na Wojskową Akademię Techniczną, nie musiał iść do pracy, mama z ochotą oznajmiła, że finansowo mu pomoże, skoro ma takie edukacyjne sukcesy. Ja i siostra nie byłyśmy do tego stworzone.

Po latach wiele razy rozmawiałam o tym z mamą, ona nie widzi wywyższania brata, ale oczywiście chce mieć ze mną dobrą relację. A ja do dzisiaj wiem, że nie jestem aż tak dobra. Zanim przyjdą znajomi, muszę kilka godzin szorować na błysk mieszkanie – bo pomyślą, że jestem fleją.

W pracy nie odzywam się pierwsza, nie zgłaszam z inicjatywą, myślę o tym, co ludzie powiedzą, czy mi wypada, czy na pewno dam radę.

A najbardziej przerażają mnie mężczyźni, którzy są przekonani o własnej nieomylności. Tak bardzo widzę w nich Kubusia, że sama zaczynam wierzyć, że nadal wiedzą lepiej i mogą więcej. Mama chciała wychować mnie na służącą Kubusia, ale nie chcę pozwolić zrobić z siebie posługaczki innego mężczyzny. Mam nadzieję, że to się uda.