Po co nam dzisiaj ten cały feminizm? Wypunktowałam 7 odpowiedzi, by zrozumiał to każdy dziaders

Agnieszka Miastowska
Gdy rozmawiamy o feminizmie, szczególnie z kimś zupełnie do tej idei nieprzekonanym, często pojawia się argument: "może kiedyś sufrażystki musiały walczyć o prawo kobiet do głosowania, ale po co nam dzisiaj feminizm". Dzisiejsze feministki na pewno zajmują się wyimaginowanymi problemami – powtarzają nieustannie dziadersi.
Po co nam dzisiaj feminizm? 7 przykładów, które przekonają dziadersa Fot. Jakub Porzycki / Agencja Gazeta
Zamiast wchodzić z nimi w kolejną dyskusję, najlepiej wypunktować przykłady, z którymi nie sposób dyskutować. Oto czemu nadal potrzebujemy feminizmu.

1. By każdy mógł decydować o swoim ciele. Gdy słyszę, "kobiety mają już wszystkie prawa", sama nie wiem czy śmiać się, czy płakać. Podstawą człowieczeństwa jest możliwość decydowania samemu o sobie, a zanim dojdziemy do własnych wyborów, musimy mieć kontrolę przynajmniej nad swoim ciałem.
Polki takową straciły i same nie mogą decydować o tym, kiedy i czy w ogóle będą chciały mieć dzieci. Przy okazji dyskusji o obowiązkowości szczepień, a nawet noszenia maseczek, wielu mężczyzn zwracało uwagę na fakt, że władza nie może nakazać im wykonywania czegoś z ich ciałem, wbrew ich woli. Maseczka uwiera, co chłopcy? Dlatego nadal potrzebujemy feminizmu — by przywrócić kobietom prawo do decydowania o sobie.


2. Równość płac była faktem. Dysproporcja między płacami mężczyzn i kobiet w Polsce według danych Eurostatu wynosi 8,8 proc. Wiele osób powie, że to wynik nawet lepszy od średniej unijnej. Są jednak pewne haczyki.

Jednym z nich jest to, że w Polsce pracuje mniej kobiet niż mężczyzn, częściej natomiast kobiety mają wykształcenie wyższe, a mężczyźni zawodowe. Luka w zarobkach powinna być więc jeszcze mniejsza.

Zawody sfeminizowane to jednak często te najmniej płatne, a paradoksalnie wymagające lat studiów, jak nauczycielka, pielęgniarka. Dodatkowo masa kobiet poświęca swoje życie nieodpłatnej pracy w domu, wraz z ciążą schodzi z rynku pracy, na wiele lat pozbawiając się szans na życie zawodowe. Dlatego feminizm nadal jest potrzebny.

3. Nikt nie mówił "prawdziwy mężczyzna powinien, kobiecie nie wypada". Czasami wydaje nam się, że skoro nie ogranicza nas prawo, to znaczy, że możemy wszystko. A co z presją społeczną?

Ile razy słyszeliście, że mężczyzna "coś" powinien. Więcej zarabiać, mieć samochód, nie płakać, nie chodzić w rurkach, nie farbować włosów. Wstawić można tutaj właściwie wszystko. Kobiecie poza standardowym gotowaniem i zajmowaniem się domem wypada za to ładnie wyglądać, uśmiechać się, chcieć być matką, w pewnym wieku mieć partnera, bo inaczej będzie starą panną.

Feminizm walczy ze wszelkimi wymogami, oczekiwaniami i presją w stosunku do obydwu płci. A patrząc na to, co nadal słyszymy — wciąż jest potrzebny.

4. Molestowanie nie było nazywane końskimi zalotami. Ciągnięcie dziewczynek za warkocze, wpatrywanie się w dekolt, klepanie obcych kobiet po pupie to nie urocza oznaka tego, że podobamy się mężczyznom i chłopcom. Dotykanie ciała drugiego człowieka bez jego zgody to molestowania, a gwałtem jest każda czynność seksualna, na którą nie wyrazisz zgody.

Niezależnie od tego czy sprawcą jest "bandyta z ciemnej uliczki" czy twój mąż. I o tym także mówi tylko feminizm.

5. Zarówno bycie mamą całej gromady, jak i nieposiadanie dzieci było okej. Tylko matki wiedzą, z jaką presją społeczną wiąże się wychowywanie dzieci. Cesarka? To nie poród. Mleko modyfikowane? A nie można naturalnego. Żłobek? Obcy ludzie ci dzieci wychowują. Zostajesz w domu z dziećmi? A może do pracy byś poszła.

Matki gromadek muszą mierzyć się z oskarżeniami o roszczeniowość i pobieranie 500 plus, jedynaków wysłuchują, że powinny zdecydować się na rodzeństwo dla dobra dziecka. A ich dobro?

Natomiast kobiety bezdzietne muszą nieustannie tłumaczyć się ze swojej decyzji. Argument o tym, że po prostu nie chcesz mieć dzieci, nic nie da. Zaraz znajdzie się mądry doradca, który wytłumaczy ci, jak działa instynkt macierzyński i do czego stworzona jest kobieta. Feminizmu potrzebujemy, by nie musieć się tłumaczyć się z najintymniejszych wyborów.

6. Zgłaszanie przemocy seksualnej nie było traktowane jako "powód do wybicia się w mediach". Ilekroć w mediach słyszymy o oskarżeniu znanego aktora, reżysera, polityka o przemoc seksualną, zaczyna się atakowanie ofiary.

"Nagle po latach jej się przypomniało! Na pewno chce się wybić na jego sławie. Liczy na wielkie odszkodowanie. Jedno oskarżenie, a człowiekowi złamie całe życie". Nauczyliśmy się podważać zeznania ofiar, tylko wtedy, gdy mężczyzna uznany za oprawcę jest ogólnie doceniony.

Co ciekawe, po tego typu medialnych doniesieniach to na ofiary spada często największy hejt, a zeznając biorą pod uwagę ryzyko, że ich kariera czy życie prywatne może zostać zniszczona.

Wysokie odszkodowania także są rzadkością w momencie, gdy przemoc seksualną, szczególnie po czasie, bardzo trudno udowodnić. Feminizm uczy nas wierzyć kobietom albo przynajmniej nie wierzyć bezwarunkowo wysoko postawionym mężczyznom.

7. Dostęp do edukacji seksualnej nastolatków był powszechny. W Polsce aktualnie brak jakichkolwiek wpisanych do podstawy programowej zajęć z edukacji seksualnej.
A jedynie rzetelna wiedza na ten temat może uchronić nastolatki przed niechcianą ciążą, ale także wykorzystaniem seksualnym, molestowaniem, gwałtami małżeńskimi czy chorobami przenoszonymi drogą płciową.

Na braku edukacji seksualnej tracą głównie dziewczynki, które znacznie częściej są ofiarami przemocy seksualnej, a w razie ciąży nie mają dostępu do aborcji, rzadko mogą także liczyć na wsparcie ojca po urodzeniu dziecka. O powszechny dostęp do każdego rodzaju edukacji walczy feminizm.

Dlaczego warto być feministą? Bo prawa kobiet są prawami człowieka, a tych nie sposób bagatelizować, a w świecie, w którym obydwie płci mają równe prawa, żyje się łatwiej każdej z nich. Feminizm nigdy nie był o mężczyznach, ale postulaty równościowe pomogą także im — na przykład w normalizowaniu męskiej depresji, wrażliwości, zdejmowaniu z mężczyzn natłoku oczekiwań.