Egzorcyzmy i "nauka" o LGBT. Zdradzili nam, co się dzieje za zamkniętymi drzwiami lekcji religii

Magdalena Konczal
– Doskonale pamiętam, co stało się pod koniec zajęć. Padł dziwny pomysł, żeby nasz gość na koniec swoich odwiedzin udzielił nam błogosławieństwa – każdemu z osobna. Wyglądało to tak, że ustawiliśmy się w kolekcje do księdza, on kładł każdemu po kolei dłoń na głowie i coś szeptał – opowiada moja rozmówczyni, Agnieszka.
Jak wyglądają lekcje religii? Fot. Patryk Ogorzałek / Agencja Gazeta
Lekcje religii to dziś temat niezwykle palący. Jedni twierdzą, że są niezbędnym element edukacji młodego Polaka, inni określają je jako "demoralizację młodzieży". Jak jest w rzeczywistości? Zapytałam uczniów i absolwentów, co dzieje się za zamkniętymi drzwiami klasy. Oto ich wspomnienia i historie.

Lekcja 1. Egzorcyzmy

Chociaż podczas lekcji religii w założeniu ma się uczyć o miłosiernym Bogu, który zbawił świat, to często jest mowa o szatanie i złu. Przekonała się o tym Aleksandra – uczennica trzeciej klasy liceum.


– Mieliśmy mieć lekcję z egzorcyzmów. Katechetka uprzedziła nas, że musimy zachowywać się odpowiednio, zachować powagę i nie wyśmiewać się z szatana, bo to jest niebezpieczne. Właśnie w tym momencie komuś spadła książka z ławki, a chwilę później innej osobie zadzwonił telefon. Katechetka niby w żartach powiedziała: "Widzicie, on wszystko słyszy" – opowiada dziewczyna.

Prawdziwej lekcji z egzorcyzmów doświadczyła także Agnieszka – dziś już absolwentka. Opowiedziała mi, że historia tyczyła się głównie jej koleżanki – Kasi, której w okresie dojrzewania zdarzały się częste omdlenia.

– Moja koleżanka ni stąd, ni zowąd traciła przytomność. Przyczyna nie była do końca znana, mogło chodzić o stres. Nasz wychowawca był człowiekiem wierzącym i przypisywał zupełnie inne znaczenie tym omdleniom. Pech chciał, że on razem z księdzem, który uczył nas religii, rozpoczęli swego rodzaju nagonkę na Kasię. Na lekcjach przy wszystkich uczniach zaczęli sugerować, że omdlenia mogą mieć związek z opętaniem przez szatana. Plotki rozniosły się po całym liceum, przez co moja koleżanka jeszcze bardziej się stresowała, a w konsekwencji omdlenia zdarzały się coraz częściej – opowiada Agnieszka.

Moja rozmówczyni mówi, że ostatecznie ksiądz postanowił zaprosić na lekcję religii gościa – egzorcystę.

– Ten ksiądz miał poprowadzić z nami lekcję, ale nie w formie zastępstwa – nasz ksiądz także był w klasie. Całe zajęcia wyglądały jak typowa lekcja religii. Doskonale pamiętam, co stało się pod koniec zajęć. Padł dziwny pomysł, żeby nasz gość na koniec swoich odwiedzin udzielił nam błogosławieństwa – każdemu z osobna. Wyglądało to tak, że ustawiliśmy się w kolekcje do księdza, on kładł każdemu po kolei dłoń na głowie i coś szeptał – Agnieszka kontynuuje swoją opowieść.

Kasia, gdy miała otrzymać z rąk księdza błogosławieństwo, poczuła się słabo.

– Poprosiła swoją przyjaciółkę, która stała obok, żeby wyszły. Nie zdążyły jednak opuścić klasy. W momencie, w którym przyszła kolej na Kasię i ksiądz chciał rozpocząć modlitwę skierowaną bezpośrednio do niej, Kasia zemdlała. Ksiądz pochylił się nad nią i zaczął szeptać jakiś tekst po łacinie i mówić coś w stylu "opuść jej duszę". Byłam przerażona całą sytuacją – mówi moja rozmówczyni.

Dodaje także, że po tym zdarzeniu ksiądz-egzorcysta zabrał dziewczynę na spowiedź.

– Kasia opowiedziała mi, jak to wyglądało z jej perspektywy. Stresowała się przez całą lekcję, bo miała świadomość, że ksiądz-egzorcysta został zaproszony z jej powodu. Źle się czuła i denerwowała się przez całe zajęcia, co spowodowało omdlenie. Pech chciał, że stało się to akurat wtedy, gdy ksiądz miał ją pobłogosławić. Kasia była wówczas bardzo wierząca, więc to wszystko dotknęło ją podwójnie. Te wydarzenia sprawiły, że jej wiara osłabła i wcale się temu nie dziwię – podsumowuje Agnieszka.

Na koniec dodaje jeszcze tylko, że innym razem, już jakiś czas po lekcji religii, na którą był zaproszony egzorcysta, ksiądz stwierdził – widząc, jak klasa hałasuje – że ewidentnie w tej klasie "rządzą złe moce".

Lekcja 2. Homoseksualizm

Wciąż mówi się o tym, że młodzi ludzie nie interesują się światem: kwestiami społecznymi, moralnymi czy psychologicznymi. Kiedy jednak wysłuchałam historii Kingi i Aleksandry utwierdziłam się w przekonaniu, że wcale tak nie jest.

– Któregoś razu weszliśmy z księdzem w dyskusję. Chcieliśmy dowiedzieć się, dlaczego Kościół Katolicki nie akceptuje homoseksualizmu. Zaczęliśmy zadawać pytania i przedstawialiśmy nasze racje. Mówiliśmy, że przecież chodzi o miłość itd. Ksiądz tłumaczył wszystko jakoś pokracznie. W pewnym momencie dyskusja bardzo się zaogniła. Ksiądz krzyknął, że to po prostu jest chore i walnął pięścią w biurko tak mocno, że klawiatura przestała działać – opowiada Kinga.

Lekcję "o homoseksualizmie" miała także Aleksandra. Opowiadała, jak katechetka starała im się wytłumaczyć, dlaczego związek mężczyzny z mężczyzną jest zły.

– W pewnym momencie wywiązała się rozmowa o homoseksualizmie. Nasza katechetka tłumaczyła, że to jest nienaturalne, żeby mężczyzna kochał drugiego mężczyznę. Zaczęłam się z nią kłócić i pytać, dlaczego tak uważa. Argumentowałam to tym, że są gatunki zwierząt, które są homoseksualne, więc to nie jest niezgodne z naturą – zaczęła swoją opowieść Aleksandra.

Szybko okazało się, że rozmowa przeszła na niespodziewane tory.

– Ona jednak próbowała nam zasugerować, że kobieta pasuje do mężczyzny (chodziło jej o penis i pochwę), a w przypadku mężczyzn tak nie jest. Wszyscy zaczęli się śmiać i pytać o seks analny. Powiedziałam katechetce, że pary heteroseksualne też uprawiają seks analny, więc czemu akurat to, że mężczyźni go uprawiają, miałoby być grzechem – mówi moja rozmówczyni.

Aleksandra całą tę lekcję skwitowała stwierdzeniem, że nauczycielka ewidentnie próbowała obrzydzić im homoseksualizm, mówiąc o seksie analnym.

Lekcja 3. Harry Potter i nicnierobienie

Pytam jednego z uczniów, co najczęściej robią na lekcjach religii. "Nic" – mówi krótko. Kiedy dopytuję, okazuje się, że nie jest to jedynie wymijająca odpowiedź nastolatka.

Każda lekcja religii wygląda tak samo i nie robimy na niej zupełnie nic. Po prostu wchodzimy, ksiądz się z nami przywita i zajmuje się swoimi rzeczami, a my swoimi. Nikomu to nie przeszkadza, bo możemy sobie odpocząć, pogadać, czasami spisać lekcje – opowiada Bartosz.

Zresztą nie jest on pierwszą osobą, która w podobny sposób opowiada o zajęciach. "Czasami ksiądz z nami pogada, ale zazwyczaj po prostu robimy, co chcemy" – mówi otwarcie Maria, uczennica drugiej klasy liceum.

– Teraz lekcje religii są w porządku, mamy fajnego księdza, z którym można pogadać, ale w podstawówce był katecheta, który potrafił poświęcić całą lekcję na mówienie o tym, jak złe jest czytanie "Harry’ego Pottera" – kontynuuje moja rozmówczyni.

Okazuje się, że w niektórych przypadkach jedynie na samym mówieniu się nie skończyło.

– Nasza katechetka na lekcji religii opowiadała nam, że spaliła swojemu synowi całą serię książek o "Harrym Potterze"! Uznała, że są złe i pełne magii, więc należało się ich pozbyć – opowiedziała mi Aleksandra.

To była już ostatnia z lekcji. Niektórzy być może wyjdą zszokowani. Inni pomyślą: "U mnie było to samo". Zamykając te metaforyczne drzwi klasy, możemy jednak zgodnie stwierdzić, że COŚ się musi zmienić.