"Babunia się obrazi". Świetnie! To nie jej szczęście jest najważniejsze

Marta Lewandowska
Święta, święta, okna umyte, dywany wytrzepane, zakwas na żur cichutko dochodzi i wtedy dzwoni telefon. O której robimy śniadanie — pyta twoja mama, a w słuchawce słyszysz, że masz połączenie oczekujące, bez patrzenia wiesz, że to teściowa, dokładnie z tym samym pytaniem. Tylko że wcale nie planowałaś nikogo odwiedzać.
Małe dziecko łatwo przestymulować. pixabay.com

Dziecko bez filtra

Nie tylko niemowlę, ale i małe dziecko, nie ma w pełni wykształconego układu nerwowego. Dla niego rodzinne zjazdy, to nie lada wyzwanie. Dorośli nieco inaczej odbierają świat, z czasem kształtuje się u nas swoisty filtr na informacje, które docierają do naszego mózgu. Nie słyszymy pojedynczych głosów, kiedy np. idziemy ulicą. Nasz układ nerwowy wyłapuje tylko te informacje, które są dla nas istotne.


Do dziecka dociera wszystko, tykający zegar, szczekanie psa, rozmowy. Dla mózgu niemowlęcia i małego dziecka wszystkie informacje są równie ważne, bo dopiero uczy się je rozróżniać. Dlatego raczej staramy się unikać z maluchami galerii handlowych. Światła, kolory, ogłoszenia z głośników, dźwięk rozmów mijanych osób, brzdęknięcia monet. Dziecko słyszy i widzi to wszystko.

Nadmiar bodźców może skutkować przebodźcowaniem, przestymulowaniem, a to dziecko musi potem odreagować.

Święta po polsku

Na każdym zjeździe rodzinnym dziecko zdaje się największą atrakcją dla biesiadników. Ktoś bierze je na ręce, ktoś się nachyla. Tyle nowych twarzy, nowych głosów, pokazywane co chwila kolorowe ozdoby. Mózg małego człowieka stara się to wszystko przetworzyć w tempie wyścigówki.

Jeśli dołożymy do tego nowe zapachy, nie tylko potraw wielkanocnych, ale też perfum, odświeżaczy powietrza, wiosennych kwiatów rozstawionych wszędzie, żeby "było czuć wiosnę", to robi się niezły bałagan. Sami wracamy często z takich imprez z bólem głowy, a przecież my mamy filtr. Dziecko nie ma tyle szczęścia.

A jeśli babcie do odwiedzenia są dwie, potem jeszcze znajomi i ciocia Krysia, to tych "bałaganów" robi się jeszcze więcej.

Przecież dobrze się bawi

Oczywiście w trakcie wielkanocnego śniadania dziecko może sprawiać wrażenie bardzo zadowolonego, bo ciągle ktoś nosi je na rękach, przedszkolaka obsypano czekoladowymi zającami. Ale po powrocie do domu już tak pięknie nie będzie.

Płaczliwe dziecko, które się pręży i nie może zasnąć, jest wyraźnie rozdrażnione. Stąd wziął się mit, że nie dla karmiącej mamy żurek i jajka chrzanem. Ale przecież wiemy, że dieta matki karmiącej nie istnieje. Podłoże niemowlęcych dolegliwości jest inne. To układ nerwowy, który nie radzi sobie z przetwarzaniem nadmiaru bodźców.

Świąteczny klimat to zmora nie tylko dla niemowlaka. Umiejętność filtrowania bodźców rozwija się intensywnie do piątego roku życia. Przestymulowany przedszkolak płacze "bez powodu" nie chce wrócić do domu, ale odmawia też dalszej zabawy. Bywa, że rzuca się na podłogę i nie reaguje na proste komunikaty.

Zamiast przebrać się w piżamkę i wyciszyć w łóżku, odmawia wykonywania czynności higienicznych, nie chce słuchać ulubionej bajki, ani przytulić się do misia.

Babcia się obrazi

Odmawianie najbliższym w okresie świątecznym przychodzi nam często z trudem. Nie chcemy nikogo zranić, więc często wbrew logice zgadzamy się na takie spotkania. Bo co to za święta bez rodziny? Bo mama zrobiła tyle jedzenia, szkoda, żeby się zmarnowało.

Wytłumaczenie dziadkom, że chcesz chronić dziecko, może nie być łatwe. Ale warto podjąć próbę. Bo rolą rodzica jest przede wszystkim chronić dziecko i stworzyć mu bezpieczne warunki do rozwoju. W tym roku mamy jeszcze jeden powód, żeby unikać rodzinnych spotkań.

Nadal brzęczą mi w uszach słowa neonatologa, z którym rozmawiałam parę dni temu. "Napisz, że te święta, to nie jest czas na pokazywanie rodzinie noworodka." Dzięki technologii możemy przecież podzielić się jajkiem wirtualnie. Dla dobra i bezpieczeństwa wszystkich.