Mąż nie chce pomagać mi przy dziecku. "Pracuje, zarabia, ciesz się" - słyszę od przyjaciół

Iza Orlicz
Podział obowiązków w związku, zanim pojawi się w nim dziecko, jest zwykle dość przejrzysty. Oboje pracujecie i po południu ty np. wolisz zrobić pranie, on obsłużyć zmywarkę, na zmianę odkurzacie czy gotujecie. Niestety wraz z pojawieniem się dziecka, tych obowiązków przybywa, a ich podział przestaje być tak oczywisty.
Co zrobić, gdy partner, który pracuje zawodowo, nie chce pomagać ci przy dziecku 123rf.com


Taką podjęliście decyzję – ty na razie zostajesz w domu z dzieckiem, on wraca do pracy i zarabia na waszą rodzinę. Jak rozdzielić w tej sytuacji obowiązki? Oczywiście, jak w przypadku każdej pary, to kwestia indywidualna.

Daj mu spokój, ma rację


Jednak w rozmowach z koleżankami lub gdy przejrzy się internetowe grupy wsparcia dla mam, niejednokrotnie przewija się wątek, że to jedna z głównych przyczyn nieporozumień i kłótni w związku.


– Mamy niespełna roczne dziecko, przez mniej więcej dziesięć godzin dziennie jestem z nim sama. Mój partner dobrze zarabia, ale wiąże się z tym fakt, że prawie w ogóle nie ma go w domu.

Wraca ok. 19-20 i gdy chcę, by pomógł mi przy niemowlaku, on zwykle odpowiada, że jest bardzo zmęczony. Od mojej mamy, gdy jej o tym powiedziałam usłyszałam tylko: "Daj mu spokój, ma rację, cały dzień pracuje”. A ja co robię? Odpoczywam? – opowiada Anna, moja 35-letnia koleżanka.

Gdy kiedyś w przypływie narastającej frustracji opisała tę sytuację na forum internetowym dla mam, zdania były mocno podzielone. Płynęły głosy zrozumienia i wsparcia dla niej.

Spotkała się też z opiniami, że za dużo wymaga od faceta, który pracuje na cały etat i nie powinna porównywać opieki nad dzieckiem z pracą zawodową. Argumenty były takie, że to inny rodzaj odpowiedzialności, stresu, nerwów. "Pracuje, zarabia, ciesz się” – pisały jej inne mamy.

Marzę, by choć trochę pomagał


- Oczywiście, że się cieszę, ale to nie znaczy, że wszystko mam robić sama. Już nie wymagam, żeby wstawał do dziecka w nocy, bo rozumiem, że musi być wyspany. Ale jego zabawa z synem ogranicza się do jakiś 15-20 minut dziennie, następnie znów wręcza mi dziecko i idzie się kąpać albo jeszcze siada do jakiś dokumentów z pracy. Nie ukrywam, że marzę, by pomagał mi choć trochę – dodaje Anna.

Dobrze ją rozumiem, bo sama pamiętam, jak to było u mnie. Po macierzyńskim (wtedy był on o połowę krótszy niż teraz) zdecydowaliśmy, że jeszcze przez przynajmniej rok zostanę z dzieckiem w domu. Poczucie obowiązku wzięło górę i uznałam, że skoro mąż pracuje, to do mnie należy całodniowa opieka nad córką i "ogarnianie” domu.

Nie mogę mieć do nikogo pretensji – to był mój wybór, ale taka postawa szybko się na mnie zemściła. Gdy mąż wracał z pracy i opowiadał, jaki miał ciężki dzień i jak bardzo jest zmęczony, ja… nie miałam w sobie żadnego współczucia, bo również czułam się wykończona. Tak pogardliwe nazywane przez niektórych "siedzenie w domu z dzieckiem” okazało się dla mnie czynnością równie absorbującą, co przytłaczającą.

Czy ustalenie na nowo podziału obowiązków jest realne? To często patowa sytuacja, bo każda ze stron ma swoje racje i mocne argumenty. My zaczęliśmy zmiany od weekendów, bo wtedy najłatwiej było nam wypracować kompromis. Mamy wtedy zwykle więcej czasu, atmosfera jest luźniejsza, mniej jest powodów do spięć. I wyszliśmy z jednego prostego założenia: jesteśmy drużyną i musimy się wspierać. A jak sytuacja wygląda u Was? Jaki podzieliliście się obowiązkami?