Kuriozalna sytuacja z przedszkola integracyjnego. Wściekli rodzice przerywają milczenie i ostrzegają

Marta Lewandowska
Rodzice dzieci z zaburzeniami nie mają łatwego życia, wiem, o czym mówię. I nie chodzi tu o wyzwania, przed jakimi stajemy na co dzień w naszym życiu, ale o kłody, które walą się nam pod nogi z zewnątrz. Znam wielu rodziców dzieci ze spektrum i co jakiś czas dochodzą do mnie smutne historie o tym, jak przedszkola reagują, gdy sytuacja wymyka się spod kontroli...
Dzieci ze spektrum wymagają opieki doświadczonych pedagogów. Agencja Gazeta / Fot. Tomasz Stańczak

Poradzimy sobie


Znajoma ma synka, chłopiec w dzieciństwie dużo chorował, mają za sobą trudną drogę. Kiedy wydawało im się, że wyszedł na prostą, posłali go do przedszkola. Franek jest żywym dzieckiem, ale rodzice od dłuższego czasu przyglądali mu się z lekkim niepokojem, bo widzieli, że bardzo różni się od starszego brata. "On jest jak tajfun, nie słyszy, kiedy do niego mówię" - zwykła mawiać jego mama.


Nie kryła tego, kiedy Franek miał iść do przedszkola, wybrała prywatną placówkę, blisko domu. Zapewniono ją, że nauczyciele mają odpowiednie przygotowanie, że poradzą sobie z chłopcem. Placówka została pisemnie poinformowana, że dziecko chodzi na terapię integracji sensorycznej i zajęcia z psychologiem. W dniu zapisu (i przyjęcia opłaty) nie było żadnego problemu.

Po miesiącu nie było już tak wesoło


W początkowym okresie Franek miał chodzić do przedszkola na 4 godziny, żeby się przyzwyczaił, po miesiącu ten czas miał być wydłużony. Jednak zamiast tego rodzice usłyszeli, że przez ostatnie pół godziny chłopiec jest nie do opanowania. W sali było 12 dzieci i trzy nauczycielki. Zapewniały mamę, że o 12:00 następuje nagła zmiana w zachowaniu dziecka.

Dyrekcja placówki prosiła rodziców o opłacenie dodatkowej nauczycielki, która będzie zajmować się tylko ich synem. Mimo poczucia, że nie do końca tak to powinno wyglądać, rodzice zgodzili się i rozpoczęli diagnozowanie syna w kierunku zespołu Aspergera. Pani, która miała zajmować się Frankiem, została wybrana przez dyrekcję przedszkola i zatrudniona na pół etatu — w godzinach porannych.

Czara goryczy się przelała


Rodzice Franka nie chcieli zmieniać mu przedszkola, jednak z czasem odkryli, w jak absurdalnej sytuacji ich postawiono. Dziecko chodziło do przedszkola na cztery i pół godziny, oni płacili pełne czesne, plus opłacali nauczyciela wspomagającego syna, który w żaden sposób nie wpływał na długość, ani jakość pobytu dziecka w placówce. Ciągle słyszeli, jak bardzo problematycznym dzieckiem jest ich syn.

Nadeszły Mikołajki. Franek, jak zawsze, wyszedł z przedszkola o 12:30. Po powrocie do domu mama chłopca dostała maila. Tego dnia w przedszkolu był Mikołaj. O 14:30. Prezent dla syna może zabrać następnego dnia z jego szafki w szatni. Rozmowa z dyrektorem przedszkola nie przyniosła żadnego efektu. Podobno wszystko miało się zmienić po doniesieniu orzeczenia.

Orzeczenie o potrzebie kształcenia specjalnego, jakie przysługuje dzieciom z zaburzeniami ze spektrum autyzmu, to dla przedszkola dodatkowe pieniądze i to nie małe, bo około 4 tys. zł miesięcznie.

Mówi o tym art. 28 ust. 6 Ustawy z dnia 13 listopada 2003 o dochodach jednostek samorządu terytorialnego z pozn. zmianami (Dz. U. 2003 nr 203 poz. 1966),
Rozporządzenie Ministra Edukacji Narodowej z dnia 15 grudnia 2014 r. w sprawie sposobu podziału części oświatowej subwencji ogólnej dla jednostek samorządu terytorialnego w roku 2015 (Dz. U. 2014 poz. 1977).

Tyle że ta placówka raczej nie miała zamiaru zadbać o Franka, bo tu nie brakowało pieniędzy, lecz raczej wiedzy, jakiej pomocy wymaga takie dziecko i dobrej woli, żeby tę wiedzą posiąść.

Czas na zmiany


Tuż przed końcem roku, przedszkole zamiast orzeczenia niepełnosprawności, otrzymało wypowiedzenie ze skutkiem natychmiastowym. Mimo że w umowie zawartej wcześniej zastrzeżony był miesięczny okres wypowiedzenia, nie było problemu, bo argumentacja w postaci braku zapewnienia dziecku należytej opieki, przeważała na stronę rodziców.

Franek w styczniu rozpoczął edukację w innej placówce, spędza tam tyle czasu, co reszta grupy, ma zapewnioną odpowiednią terapię. Do domu wraca spokojny i chętny do rozmowy. Wrócił uśmiech na jego buzi.

To też prywatna placówka, a jednak prowadzona przez psychologa, który o zaburzeniach ze spektrum autyzmu wie więcej niż informacje przeczytane w Internecie. Dziecko ma zapewnioną terapię, która została zalecona przed zespół z poradni pedagogiczno-psychologicznej.

Proszę pana, on gryzie dzieci!

Podobna historia zdarzyła się mojemu koledze. Jego syn zaczął przygodę w przedszkolu już z orzeczeniem. Rodzice pracujący w zawodach medycznych, mający świadomość, jak wygląda zaburzenie syna i terapia, której potrzebuje. Wybrali małe prywatne przedszkole integracyjne. Otrzymali zapewnienia, że będzie dobrze, że dziecko dostanie należytą pomoc.

Przez kilka miesięcy wszystko wyglądało, jak należy, żadnych sygnałów, że coś się dzieje, że dziecko sprawia jakieś problemy. Do czasu. Kolega poszedł odebrać syna z przedszkola i usłyszał, że dziecko gryzie kolegów, od dawna i sugestia, że może to jednak nie jest placówka dla niego.

Tomek nie kryje oburzenia: — Wiesz, ile razy on przyszedł pogryziony z przedszkola? Wtedy zapewniali mnie, że to normalne, że dzieci czasem tak mają, mówimy o trzylatkach. Panie miały sytuacje pod kontrolą i rozmawiały z dziećmi — mówi tata chłopca. - Ale nigdy nie powiedziały, że to Jasiek kogoś gryzie, a tu nagle taka informacja! - dodaje.

Rodzice chłopca wnikliwie przeczytali umowę. Przedszkole nie ma możliwości wypowiedzenia jej z powodu agresji dziecka, którą zresztą tata Jasia podaje w wątpliwość, bo chłopiec nigdy nie zachowywał się tak w domu, na placu zabaw, czy na terapii. W czym więc problem?

Jeśli to rodzice wypowiedzą umowę przed końcem roku szkolnego — zapłacą karę umowną. Tylko czy aby znów nie mamy do czynienia z sytuacją, kiedy to placówka nie zapewnia dziecku należytej opieki? Bo jeśli nauczyciele nie są w stanie powiedzieć nawet, w jakich sytuacjach chłopiec przejawia wspomniane zachowanie, alarmują o tym bez uprzedzenia i proponują tylko jedno rozwiązanie, to czy są wystarczająco kompetentni, żeby zajmować się dzieckiem ze szczególnymi potrzebami?

Integracyjne tylko z nazwy


Niektóre przedszkola chętnie nazywają się integracyjnymi, to otwiera furtkę do dodatkowych pieniędzy z gminy. Tylko problem polega na tym, że na etapie przyjmowania dzieci do takich placówek, często ich władze nie zdają sobie sprawy z tego, jaką odpowiedzialność na siebie biorą. Bywa, że pracownicy poza książkami na studiach, nie widzieli nigdy dziecka z danym zaburzeniem, a z dnia na dzień muszą zapewnić mu opiekę.

Rodzi się pytanie, dlaczego rodzice wybierają takie przedszkola. Najczęściej dlatego, że są małe i zapewniają o swoich kwalifikacjach i wsparciu, jakie otrzyma dziecko. Rodzice, którzy dopiero odebrali orzeczenie, najczęściej nie wiedzą, czego powinni wymagać. Tego nikt nie uczy. W orzeczeniu jest napisane, jakiej terapii dziecko wymaga, ale pytanie: czy nie będąc specjalistą, jesteśmy w stanie to zweryfikować?

Rodzice mają prawo prosić władze przedszkola o przedstawienie kwalifikacji osób, które zajmują się dziećmi. I powinniśmy to robić. Nie zawsze to przedszkole, które znajdziemy pierwsze, okaże się strzałem w dziesiątkę, często trzeba odwiedzić nawet kilkanaście placówek. Ale warto to zrobić.

Dzieci ze spektrum autyzmu, jeśli od początku swojej edukacji otrzymają należytą pomoc i wsparcie wykwalifikowanej kadry, często mają ogromne szanse, na bardzo dobre funkcjonowanie w przyszłości. A nie wszystkie przedszkola integracyjne taką pomoc zapewniają.