Babcia daje mojej córce słodycze, a ja nie protestuję. Nie rozumiem afer o kostkę czekolady

Magdalena Woźniak
Babcie karmiące wnuczęta słodyczami to problem tak powszechny, jak katar u przedszkolaka. Prędzej, czy później mierzy się z nim prawie każdy rodzic. Jego skala zależy od podejścia każdej ze stron, relacji, jaka jest między nimi oraz chęci współpracy i umiejętności odpuszczania…
Babcie to dobre dusze, jest w nich miłość i wielka troska o nasze dzieci. Unsplash.com

Afera o czekoladkę

Postawmy bowiem sprawę jasno, jeżeli cukier zawarty w słodyczach nie zagraża bezpośrednio zdrowiu lub życiu dziecka, to jeden cukierek raz na jakiś czas, nie zrobi mu krzywdy.

Babcia mojej córki kupuje dla niej cukierki, herbatniczki i ciastka. Przygotowuje dla niej czekoladowe szyszki i piecze jej ulubiony chlebek bananowy. Poza tymi porcjami cukru, które w całym rozkładzie dnia stanowią śladowe ilości, moja mama gotuje dla niej wspaniałe zupy na warzywnych wywarach, piecze ryby, gotuje różne odmiany kasz i soczewic. To ona rozkochała moje córkę w czarnej soczewicy i zupie ogórkowej.
Rozmawia ze mną, konsultuje, ale nie ma w nas strachu, czy złości. Ja nie boję się o to, że zatruje mi dziecko, a ona nie obawia się afery o czekoladkę. Sedno tkwi chyba, jak zwykle w tym, żeby nie dać się zwariować.

Bez pochopnych osądów

W moim domu nie jemy słodyczy, raczej nie wykorzystujemy zwykłego cukru do potraw. Wybieram naturalne warianty, jak ksylitol czy syrop z agawy. Nasze dziecko zna większość warzyw i owoców, kasz i soczewic. Nie podaję jej napojów słodzonych, jeżeli okazjonalne pijemy soki, to tylko takie, które sami wyciśniemy. Nie jestem wariatką, to mój sposób na dbanie o nasze zdrowie.


Moja mama też nie jest szalona, kupując okazjonalne słodkości. Ukształtowały ją inne wartości, inne wychowanie i jest we mnie pełna akceptacja tego całokształtu. Może dlatego, że od niej czuję akceptację moich wyborów?

Nie demonizujmy babć naszych dzieci, w znakomitej większości to cudowne istoty, które kochają nasze dzieci, jak nas. Bądźmy jednak partnerami w rozmowie, we wzajemnym szacunku. Ustalmy zasady, bo z dorosłymi, jak z dziećmi… Funkcjonujemy lepiej, kiedy wiemy, na czym stoimy.