Syn uciekał na spacerze. Każde wyjście z nim było koszmarem, ale znalazłam sposób

List do redakcji
Większość mam lubi spacery ze swoimi dziećmi. Wyjście z domu do parku, lasu czy na plac zabaw to zwykle lubiany i wyczekiwany przez rodzica "przerywnik” od codziennej rutyny w domu. Ale czasem bywa tak, że staje się ono prawdziwą udręką i generuje ogromne nerwy. "Gdy tylko wychodziliśmy z domu, mój syn od razu puszczał moją rękę i uciekał. Nie reagował na wołania, więc musiałam go gonić. Miałam tego serdecznie dosyć” – pisze pani Anna.
Co zrobić, gdy dziecko ucieka na spacerach? pixabay


"Gdy synek był mniejszy, uwielbiałam spacery z nim. Siedział w wózku, nie wiercił się, dojeżdżaliśmy spokojnie do parku, gdzie go wypuszczałam. Trzymał się jednak blisko mnie i naprawdę cudownie spędzaliśmy razem czas. Gdy skończył mniej więcej 2,5 roku, to jego zachowanie zmieniło się o 180 stopni" – opisuje pani Anna.


Nie reagował na wołanie


Wyjaśnia, że zabierała na spacery wózek, ale syn już prawie w ogóle nie chciał w nim siedzieć. Pozwalała mu więc wychodzić z domu samodzielnie, ale gdy tylko znajdowali się na zewnątrz, on od razu puszczał jej rękę i uciekał.

"Biegł przed siebie albo jak ja skręcałam w prawo, to on szedł w lewo. Nie reagował na wołania, więc chcąc nie chcąc, goniłam go. Przy ulicy łapał go za rękę albo wkładałam do wózka, bo zwyczajnie nie miałam zaufania, co mogło przyjść mu do głowy.

Wielokrotnie tłumaczyłam mu, że tak nie można robić, ale nic to nie dawało. Kiwał głową lub na moje pytanie, czy nie będzie uciekał, odpowiadał, że nie, a potem znowu robił to samo” – opisuje pani Anna i dodaje, że spacery przystały się jej kojarzyć jakąkolwiek przyjemnością.

Byłam wykończona


"Byłam cały czas zdenerwowana i napięta, ciągle musiałam mieć oczy dookoła głowy. Kiedyś te wyjścia były dla mnie prawdziwym wytchnieniem, odzyskiwałam energię i miałam siłę na dalszą część dnia. Natomiast przez te ucieczki na spacerach wracałam do domu i czułam się wykończona – opisuje pani Anna i przyznaje, że długo nie miała pomysłu, jak zaradzić tej sytuacji. Przecież nie przestanie wychodzić z dzieckiem na spacery, nie będzie też go trzymać na specjalnych szelkach, bo uważała, że jest na to za duży.

"Wiedziałam, że to taki etap i postanowiłam go przetrwać. Testowałam różne metody, ale jedna okazała się naprawdę skuteczna. Mój syn przestał uciekać, gdy szczegółowo planowaliśmy trasę spaceru i co w danej chwili będziemy robić.

Czyli np. wychodziliśmy z mieszkania i synek musiał znaleźć 5 kamyków. Następnie, zanim doszliśmy do skrzyżowania, musiał mieć już w ręku dwa patyki. Gdy byliśmy w parku, ale jeszcze przed placem zabaw, liczyliśmy drzewa. I tak dalej.

Po prostu cały czas wykonywaliśmy jakieś fajne zadania, które absorbowały uwagę mojego dziecka. Przyznaję, było to czasem męczące, ale uciekanie skończyło się. Polecam tę metodę" – pisze pani Anna.