Godzinami planowałam, co powiem mamie, gdy ją spotkam. Co czuje dziecko wychowywane przez dziadków

List czytelniczki
"Wychowali mnie dziadkowie" brzmi trochę jak wstęp do smutnej lub dramatycznej historii życia. "Rodzice nie żyją, więc zajęli się mną dziadkowie" albo "moi rodzice byli chłodni, ojciec nas zostawił, matka piła, miała swoje życie, w którym mnie nie chciała". Za takie historie można swoich rodziców znienawidzić. Mnie wychowali dziadkowie, bo moi rodzice... ciężko pracowali i nie mieli dla mnie czasu, chociaż chcieli. Nie powinnam więc mieć do nich żalu, co? A nadal go czuję.
Byłam dzieckiem wychowanym przez dziadków. Po co moim rodzicom dziecko? Pexels.com

Babcia czekała z obiadem, dziadek kupował zabawki

Gdy myślę o dzieciństwie, to pierwsze, kogo widzę to babcia i dziadek. Dziadek, który zaprowadzał mnie do szkoły, kupował mi wszystkie zabawki, jakie tylko chciałam i nigdy nie był mną zmęczony. Albo przynajmniej nie dawał po sobie tego poznać.
I babcia, która czekała w domu z obiadem. Takim jak chciałam, bo ona zawsze gotowała tylko to, co chciałam. Znała moje ulubione dania, słodycze, soczki i jogurciki. A gdy odmówiłam zjedzenia czegoś, ona wyczarowywała drugi obiad i nigdy nie mówiła, że wybrzydzam.


Pomyślicie, że byłam strasznie rozpieszczonym dzieckiem? Miałam wszystko, ale doceniałam to, bo wiedziałam, że to coś niesamowitego. Rodzice nigdy by tak nie zrobili. I nie chodziło wcale o pozwalanie mi na jedzenie słodyczy przed posiłkiem.

Mama nigdy nie czekałaby na mnie z dwudaniowym obiadem i deserkami, nie miała czasu gotować, bo albo była w pracy albo akurat spała po nocy w pracy. Mama w ogóle rzadko czekała na mnie po szkole. Ja wracałam do domu dziadków, a ona była w naszym domu. To znaczy w "domu rodziców".

Zresztą byłam ostatnim dzieckiem, które mamie grymasiłoby przy obiedzie. Sam fakt, że jadła coś ze mną przy stole, był niesamowitą nagrodą. Bo od dziecka aż do momentu, gdy mogłam zostać w domu sama, tygodnie spędzałam w domu dziadków.

Źle ci u dziadków?

Powiecie teraz, że u dziadków krzywda mi się nie działa i wiecie co? Słyszałam to tysiąc razy, gdy rodzice zostawiali mnie u nich płaczącą. Chciałam wrócić z nimi do domu, ale przecież ich też by nie było w domu.

Szli do pracy, a ja zostawałam w miejscu pełnym słodyczy, zabawek i miłości dziadków. Ale nie wyglądałam na szczęśliwą. Chociaż babcia pytała nieustannie: "krzywda ci się nie dzieje, dlaczego płaczesz?"

Gdy jako dziecko jesteś odizolowana od własnych rodziców, możesz się na nich obrazić. Albo zacząć traktować ich jak żywe legendy. Ja musiałam wybrać tę drugą opcję.

W podstawówce omawialiśmy książkę "Tajemniczy ogród", jej główna bohaterka podziwiała swoją mamę z daleka, bo ta wolała spotkania towarzyskie od spędzania czasu z własnym dzieckiem. Była chłodna i niedostępna, ale piękna.

Mama-bohaterka

Bardzo chciałam się czuć równie odtrącona, co dziewczynka z książki, słusznie obrażona na własną egoistyczną mamę, więc godnie samotna. Tylko że moja mama była ciepła, zabawna, traktowała mnie najlepiej na świecie i wiedziałam, że bardzo za mną tęskni.

Trudno taką mamę znienawidzić, więc zaczęłam traktować ją jak jakąś niedostępną gwiazdę. Godzinami słuchałam więc opowieści babci o tym, jak moja mama się uczyła, co robiła gdy była mała, w co się bawiła i jakiego miała pieska.

Stała się dla mnie swego rodzaju pomnikiem. Na spotkania z nią czekałam z utęsknieniem, układałam godzinami, co powiem jej, gdy się zobaczymy. Robiłam wszystko tak, żeby była ze mnie zadowolona.

Nie rozumiałam, jak inne dzieci mogły wyganiać swoją mamę z pokoju, gdy przychodzili do nich koledzy. Ja wolałabym wygonić kolegów, bo oto odwiedziła mnie ONA. Nigdy nie wybrzydzałam przy obiedzie, kiedy miałam go szansę zjeść z NIĄ. Uwielbienie trwało jednak dopóty, dopóki można było mi wmówić, że PRACA to coś równie pewnego i nieodwracalnego jak śmierć.

Rodzice muszą zarabiać na chlebek

"Mama jest w pracy, bo musi zarobić pieniążki na chlebek". A jeść trzeba. Koniec dyskusji. Nigdy nie pytałam mamy o nic dwa razy. Ona jest święta, więc wszystko, co mówi jest prawdą.

Zmieniło się to, gdy zaczęłam dorastać i zrozumiałam, że moi rodzice, jak tysiące innych ludzi, sami podejmowali różne decyzje w swoim życiu.

Zdecydowali się na pracę po 12 i 24 godziny dziennie na pewno nie dlatego, by uciec od własnych dzieci – próbuję sobie dzisiaj tłumaczyć – ale jednak nikt ich nie zmusił. Będąc dorosłą osobą wiem, jak trudno utrzymać się samemu. Z drugiej strony przecież pracę zawsze mogli zmienić, prawda?

Moja mama nie zastanawiała się nad tym, czy przestać pracować i dzisiaj jako kobieta, która walczy o niezależność rozumiem ją, ale jednocześnie zastanawiam się, czy nie było jej szkoda o wielu chwilach z życia własnych dzieci dowiadywać się przez telefon?

Rodzice zostawiali mnie u dziadków, bo wiedzieli, że niczego mi tam nie zabraknie. Ale chyba musieli zdawać sobie sprawę z tego, że dziadkowie nie zastąpią mi ich samych. I niestety nie zastąpili.

Jaka jest puenta tego listu? Nie jestem z rodzicami pokłócona, nie chodzę nawet na terapię, żeby sobie z tym poradzić. Najgorsze jest to, że nie mogę mieć do nich pretensji, byli dobrymi rodzicami (gdy mieli na to czas), a poza tym "inne dzieci miały gorzej".

Jest mi zwyczajnie przykro, że nie miałam okazji spędzić z moimi rodzicami tyle czasu, ile bym chciała, bo najzwyczajniej w świecie są fajnymi ludźmi, którym bardzo na mnie zależało. Widocznie nie umieli znaleźć harmonii między pracą a rodziną.

Ale jeśli jesteście rodzicami – nie popełniajcie ich błędów. Nawet najlepsi dziadkowie nie zastąpią waszym dzieciom was samych. Dzisiaj zwracam się do mojej mamy jak do przyjaciółki, ale kiedyś wolałabym najbardziej zrzędliwą matkę na co dzień, niż mamę żywą legendę, którą widziałam tylko od święta.