Żurnalista pisze to, co kobiety chcą usłyszeć najbardziej. Nie wierzę, że to mężczyzna

Agnieszka Miastowska
Jego twarzy nie zobaczymy w Internecie. Jego prawdziwy głos wybrzmiał publicznie tylko kilka razy. Pisze książki o miłości, które sprzedają się w setkach egzemplarzy, a jego najintymniejsze przemyślenia na Instagramie czyta prawie 430 tysięcy osób. Tak popularny, a jednocześnie tak anonimowy. O miłości i emocjach pisze tyle, że mam wątpliwości, czy pod jego nickiem nie ukrywa się wrażliwa kobieta. Poznajcie Żurnalistę.
Kim jest żurnalista? Pisze to, co kobiety chcą usłyszeć najbardziej Archiwum prywatne Żurnalista
Najpopularniejsze i pewnie najtrudniejsze pytanie, jakie zdarza ci się 
słyszeć, to zapewne: kim jesteś? Pisarz, poeta, model, influencer (mam nadzieję, że to nie obraza) — jakbyś sam siebie określił?
Sobą, chociaż jedni mogą nazywać mnie pisarzem, inni poetą, a część miernotą i każdy będzie miał rację. Richard Bach zawsze mówił, że profesjonalny pisarz to amator, który się nie poddał. Nieustannie od dzieciństwa, gdy zaczynałem coś robić, a byłem słabszy – nigdy się nie poddawałem i trenowałem trzy razy ciężej. Moje książki początkowo to tylko rozerwane na strzępy emocje, bez wielkiego warsztatu literackiego. Pisałem wtedy prawdę, chociaż nie zawsze było mnie na nią stać. Co do reszty – modelem bez głowy? Chociaż wielu jej nie używa, to jednak nie. Słowo influencer to zapożyczenie z języka angielskiego i moglibyśmy im oddać i to słowo, i influencerów (śmiech). 


Jak to się stało, że zostałeś "żurnalistą" – kimś, kogo ludzie chcą  czytać, w kogo zapisane emocje wierzą i odnajdują w nich siebie?

Byłem śmieciem, przestraszonym – że muszę żyć. Umorusany w gównie chciałem spełniać wielkie marzenia, ale życie ciągle sprowadzało mnie do parteru. Straciłem bliskich, zaufanie i chęć do egzystowania. To, co opublikowałem, początkowo miało być listami pożegnalnymi, by ktoś mógł zrozumieć, dlaczego zdecydowałem się na taki krok, gdy codziennie, uśmiechając się, mówiłem, że jest super.

Cały twój image jest niesamowicie charakterystyczny,  a na Instagramie obserwuje Cię prawie 430 tysięcy osób. Chcesz być popularny czy anonimowy?

W pewien sposób "ja" nie istnieję. Moja twórczość jest rozpoznawalna. Pisałem o próbach samobójczych, bezdomności i tęsknocie za mamą, która mnie nie chce. Napisałem do niej list, wrócił z odmową odbioru. Jak pisałem na profilu, wiedziałem, że do niej trafi, jeżeli popełniłbym wtedy samobójstwo. Chciałem tam tylko przeprosić, wtedy myślałem tylko o tym. 

O twoich emocjach obserwujący wiedzą dużo, masa osób pisze do ciebie dzieląc się swoimi problemami. Jak to się stało, że zdobyłeś ich zaufanie?

Myślę, że nie musieli się bać, że będę ich oceniał. Poznali moje emocje i porażki na wylot. Ja dzięki nim dowiedziałem się, że nie jestem sam. Tysiące myśli, których wstydziłem się wyznać znajomym, napisałem im. Czasami w wiadomościach, kiedy indziej w listach. Jeżeli ktoś, kto był wtedy ze mną,
teraz to czyta, to po prostu: dziękuję i pamiętajcie, że wasza wrażliwość jest zjawiskowa. 

Czy czujesz się internetowym terapeutą, faktycznie im doradzasz?

Nie. Staram się tylko przekazać, że zbyt często do każdego przykładamy tę samą kalkę idealnej rodziny. Nie każdy może być super-tatą, mamą czy po prostu dobrym człowiekiem. 

W jednym z wywiadów powiedziałeś, że Instagram cię brzydzi, z drugiej strony
to dla ciebie główne medium przekazu. Co jest z nim nie tak?


Myślę, że okładki w playboyu przestały szokować, ponieważ Instagram oferuje dzisiaj więcej nagości. IG wyidealizował życie, które nie istnieje, ponad to, w którym się budzimy i myjemy zęby. 

Wyśmiewasz płytkość social mediów, ale z drugiej strony "sprzedajesz" ludziom krótkie sentencje o emocjach, bluzy z napisem "miłość". Nie dokładasz cegiełki do robienia z miłości popularnego sloganu?

Mój profil to urywki zdań z moich książek. Ktoś może widzieć w nim slogan reklamowy, a inny swoje życie. Publikując to zostawiam pole do interpretacji odbiorcy. Ja w każdym zdaniu widzę siebie. W dużym stopniu obnażonego bardziej, niż gdybym pozował w bikini na Zanzibarze. Bluzy? Zrobiłem książkę o tym tytule, nic specjalnego. Chciałbym, by ta prawdziwa "miłość" międzyludzka była zdecydowanie bardziej popularna, ale niestety robi się coraz bardziej undergroundowa. 

Wiele kobiet czytając twoje przemyślenia na temat miłości, uważa, że jesteś ideałem faceta. Mężczyźni tak emocjonalnie wrażliwi i otwarci "po prostu się nie zdarzają". Skąd w Tobie taka łatwość w mówieniu o emocjach?

Przed tym jak zacząłem pisać, zamykałem się w sobie. Nie potrafiłem wykrztusić z siebie słowa ani łzy. Pisanie stało się dla mnie autoterapią i wolnością moich myśli, które skrępowane wewnątrz mnie szarpały się, tracąc siłę.
Żurnalista
Przelewane na komputer nabierały sensu, czułem jakbym układał puzzle
wewnątrz własnych przeżyć.

Zrozumiałem swoje błędy, a z nich stworzyłem książki. Nie jestem ideałem i kurewsko daleko mi do niego, dlatego napisałem, że jestem Hankiem Moodym dzisiejszego świata, bo czy ja tak naprawdę istnieję? Przecież tylko dałem życie swojej przeszłości jako Żurnalista.

Co tak naprawdę robisz na co dzień? 


Oglądam masę wywiadów. Biegam, wychodzę z psami i ostatnio gram w tenisa. Mam różne okresy – przez pierwsze 4 lata Żurnalisty pisałem po 7–8 godzin dziennie, dla samego treningu. Kocham swoją pracę, to ona jest na dzisiaj moim życiem. Gdybyś mógł cofnąć się w czasie do momentu, kiedy wstawiłeś dla szerszej
publiczności swój pierwszy wpis — co byś sobie powiedział?


Nic, bo na szczęście nigdy nie pomyślałem, że pisząc, robię to dla publiczności, ale oni byli tam dla mnie i za to im dziękuję.