"Dziś z córką spałem w iglo". Konrad zdradza, czym jest bushcraft i jak wygląda życie leśnej rodziny

Magdalena Konczal
Las to ich prawdziwa pasja. Mogą spędzać tam długie godziny. Nie boją się przespać nocy w iglo, wiedzą, jak rozpalić ognisko nawet w trudnych warunkach. Swoim zamiłowaniem do natury zarażają także własne dzieci. Czym jest bushcraft i jak wygląda życie leśnej rodziny?
Czym jest bushcraft i jak w parktyce wygląda leśne życie? Archiwum prywatne idewlas.pl
O definicję bushcraftu, leśne wyprawy razem z dziećmi i styl życia, którym zaraża swoje córki, zapytałam Konrada Nycza – miłośnika lasu, ojca w harcerskiej rodzinie i współtwórcę leśnego sklepu z odzieżą "Idę w las".
Czym dla ciebie jest bushcraft?


Wydaje mi się, że każdy szanujący się człowiek lasu od razu powie, że słowo "bushcraft" to swego rodzaju nowomowa. Mam przekonanie, że ludzie, którzy identyfikują się z leśnymi wyprawami, nie nazwą tego bushcraftem.

To jest trochę tak, że jeżeli ktoś od małego był w lesie, to taki styl życia jest czymś, czego nie trzeba nazywać. Słowo "bushcraft" stało się po prostu modne. W wolnym tłumaczeniu oznacza ono sztukę bytowania w lesie i biwakowania na dziko.

Bushcraft jest bardziej techniczno-rekreacyjny. Mówi o tym, jak i gdzie biwakować oraz w jaki sposób czerpać z tego przyjemność. Nie ma tutaj jednak żadnej filozofii. Jest też drugi termin "woodcraft", który wywodzi się z tych samych korzeni, co harcerstwo.

Można powiedzieć, że woodcraft to bushcraft z zabarwieniem filozoficznym. Oprócz siły ciała i umysłu dochodzi do tego także siła ducha, która mówi o tym, że trzeba się rozwijać i dążyć do samodoskonalenia.

Kiedy zaczęła się twoja przygoda z leśnym życiem?

Jestem mieszkańcem Bielska-Białej. Tutaj od małego wychodziliśmy z rodzicami albo z babcią do lasu. Mamy to szczęście, że blisko znajdują się także góry. Ja w wieku sześciu lat trafiłem do gromady zuchów i wówczas rozpoczęła się moja przygoda z harcerstwem, która trwa do dziś.

Od początku przebywanie w lesie było dla mnie czymś naturalnym. Wiadomo, jak wygląda życie harcerza: biwaki, obozy itd. To właśnie dzięki harcerstwu zdobywałem "leśną" wiedzę i doświadczenie.

Jak wygląda wasza rodzinna wyprawa do lasu?

My mamy las za furtką. Mieszkamy na obrzeżach Bielsko-Białej, w dzielnicy, która nazywa się Cygański Las. Nasz dom znajduje się zaraz przy szlaku. Każda outdoorowa aktywność rozpoczyna się od pójścia do lasu.
Archiwum prywatne idewlas.pl
Nasze dzieci codziennie są na zewnątrz. Koło południa pakujemy dzieci do wózka, robimy rundkę po ścieżkach, córki zasypiają i właściwie od małego przez cały rok śpią na zewnątrz – mają drzemkę na powietrzu.

Nasze wyprawy nie są takie jak u większości ludzi. Nie planujemy tych wyjść. One stały się częścią naszego życia. Jeżeli zaś chodzi o wyprawy biwakowe, to przede wszystkim jest to związane z harcerstwem.

Zarówno ja, jak i moja żona Hanna jesteśmy instruktorami, więc mamy funkcje wychowawcze. Do tej pory było tak, że nie mieliśmy potrzeby planowania jakichś większych wypadów do lasu, ponieważ jeździliśmy z harcerzami.

ZHR wybiera tylko takie miejsca, które są dzikie. Zawsze pakujemy auto naszymi sprzętami. Mamy namiot, kiedy dzieci były malutkie, jeździliśmy z trzyosobowym iglo i się rozbijaliśmy. Dodatkowo zabieraliśmy plandekę, żeby zrobić sobie zadaszenie przed namiotem.

Teraz jak dzieci już trochę podrosły – mają 2 i 4 lata – to bierzemy ze sobą duży, rodzinny namiot, który służy za bazę wypadową. W razie niepogody, jakby na przykład lało przez dwa tygodnie, to dzieci mają się gdzie bawić.

Do tej pory wyglądało to tak, że wyjeżdżaliśmy pod koniec czerwca i do domu wracaliśmy na początku września. Można powiedzieć, że całe sześć tygodni nieprzerwanie byliśmy w lesie.
Archiwum prywatne idewlas.pl
Nasze główne buszowanie w lesie, to z pewnością okres wakacyjny, a zimą są to raczej chatki w górach. Traktujemy te wypady raczej rekreacyjnie. Czasami są to też miejsca, w których odbywają się zimowiska harcerskie.

Dla niektórych osób niewyobrażalne jest to, żeby wychodzić na dłuższy czas zimą do lasu, kiedy na zewnątrz minusowa temperatura...

Z dziećmi nie byliśmy pod namiotem na żadnym biwaku zimowym, bo rodzinie trzeba stworzyć odpowiednie warunki. Lato i wiosna są bezproblemowe. Jeżeli chodzi o zimę, to decydujemy się raczej na chaty górskie czy schroniska. Aczkolwiek podejrzewam, że dla niektórych ludzi to też będą spartańskie warunki.

Mogę też zdradzić, że nasz rozmowa nieco się opóźniła, bo dzisiaj ze starszą córką spaliśmy w iglo. Wykorzystaliśmy ostatnie momenty mrozu, wydrążyliśmy jamę śnieżną i tam spędziliśmy noc.
Archiwum prywatne idewlas.pl
Nie praktykujemy długich wypadów zimą, ale jeżeli chodzi o takie krótkie, to jak najbardziej. Czasami chodzimy na całodzienne wyprawy, a niekiedy organizujemy spontaniczne wyjścia, takie jak dzisiaj. Była to w sumie nasza pierwsza wspólna noc w jamie śnieżnej.

Nie było zimno?
Przyszedł halny, który niesie odwilż, więc na zewnątrz były jakieś trzy stopnie, a w środku temperatura wynosiła koło zera. Bardzo ważna jest też kwestia przygotowania się i wiedzy. Wzięliśmy ze sobą porządne materace, ubrania i śpiwory.

Nie jest tak, że z wyprawy na wyprawę kupujemy sobie jakiś niesamowity sprzęt. Nasz sprzęt komplementujemy latami. Oprócz bardzo dobrych jakościowo śpiworów, mamy też swój sklep z ubraniami, który nazywa się "Idę w las". Szyjemy z naturalnych materiałów. Przede wszystkim bazujemy na wełnie i na impregnowanej bawełnie. Nasze ubrania bardzo dobrze izolują i grzeją.

Ważna jest też filozofia tych rzeczy. Szyjemy z naturalnym materiałów, bo uważamy, że jak wchodzi się do lasu, to trzeba stać się częścią tego miejsca. Nigdy, będąc od stóp do głów ubranym w plastik, nie doświadczy się lasu.

Jak twoje dzieci reagują na takie wyprawy? Chętnie z wami wychodzą?
Dla nich to jest bardzo naturalne, bo od pierwszych miesięcy życia są na zewnątrz. Moje córki nie znają w ogóle takiego trybu życia, że siadają i przez dłuższy czas oglądają bajkę albo bawią się tabletem czy telefonem.

My lubimy aktywny tryb życia: chodzenie po górach, jeżdżenia na rowerach itd. i automatycznie córki robią to z nami. Oczywiście są jak każde dzieci. Bardzo szybko się męczą i rezygnują, kiedy im coś nie wychodzi.

Nie mamy jednak takiego problemu, że musimy je wyciągać na zewnątrz. Jest hasło, że idziemy do lasu szukać leśnego licha albo na herbatkę do wiewiórek i one automatycznie są chętne, by uczestniczyć w wyprawie. Nie jest też tak, że nasze córki chodzą jedynie do lasu i bawią się szyszkami.
Archiwum prywatne idewlas.pl
One jak wszystkie inne dzieci lubią pójść czasami na plac zabaw i pohuśtać się na huśtawce. Aczkolwiek na obozach harcerskich faktycznie jest tak, że bawią się tym, co jest w lesie, np. parzą kawę z błota i pluskają się w kałużach.

A w jakim wieku były wasze dzieci, kiedy pierwszy raz zabraliście je na leśną wyprawę?

Mam dwie córki. Druga pierwszy raz "poszła" z nami na parodniową wyprawę w góry, kiedy miała trzy miesiące. Wówczas spaliśmy w chatce znajomych w górach. Mieliśmy ze sobą plecaki, a z przodu dzieci w chustach. Staramy się nie przesadzać i zawsze dobieramy trasę do naszych możliwości.

Co Twoje dzieci zyskują dzięki takim wyprawom?
Wydaje mi się, że są dużo bardziej zahartowane. Moje dzieci praktycznie w ogóle nie chorują. Jeśli jest już jakaś podwyższona temperatura, to cała infekcja trwa dosłownie kilka godzin, góra jeden dzień. Starsza córka chodzi do przedszkola i wszyscy nam mówili, że trzeba się przygotować na częste choroby, a ona ani razu nie zachorowała. Widać więc, że ich organizmy są silniejsze.

Przypuszczam, że w tej kwestii ważną rolę odgrywa też psychika. Dzieci znają trud obozowania, życia bez takich podstaw, jak bieżąca woda. To wszystko powoduje, że maluchy są wytrzymałe. Widzę, że dzieci są bardziej zaradne i samodzielne.

Z drugiej strony nie chcę budować jakiegoś mitu, bo moje córki, jak każde dzieci potrzebują opieki i ciepła. Nie jest tak, że one same sobie wiążą buty i robią śniadanie, ale w takich małych, codziennych rzeczach widać, że są wytrzymalsze. Myślę, że to może wynikać z tego, jak żyjemy.

Na jednej z grup bushcraftowych widziałam zdjęciem małego chłopca z siekierą. Jak wygląda wasze podejście do takich przedmiotów? Czy uczycie swoje dzieci bezpiecznego korzystania z narzędzi, które mogą przydać się w życiu na łonie natury?

Wśród samych bushrafterów panuje przekonanie, że jak nie ma się wielkiej siekiery i noża, który wygląda jak tasak, to nie jesteś prawdziwym bushcrafterem. To nie jest prawda. W rzeczywistości na standardowy biwak czy wyjście do lasu wystarczy scyzoryk.

Tak naprawdę wszystko robi się własnymi rękoma. Kiedy potrzeba drewna na opał, to wiadomo, że zbiera się przede wszystkim takie, które już spadło i jest suche. To wszystko da się połamać rękami czy nogą. Inaczej sprawa wygląda, gdy się buduje obóz. Ale piła, siekiera czy nóż nie są wyznacznikiem tego, czy uprawiasz bushcraft, czy nie.

Moje dzieci nie pracują takimi narzędziami, ale staramy się robić pierwsze kroki w tym kierunku. Na przykład w domu dostają nożyki do pokrojenia marchewki. Nie próbujemy przyspieszać tego, co powinno być naturalne, ale wplatamy te elementy jako zabawę. Wszystko staramy się dostosowywać do wieku.
Archiwum prywatne idewlas.pl
Kiedy trochę podrosną, to już będą miały swoje nożyki i zacznie się struganie patyków, a dopiero później, gdy będą starsze, pozwolimy im na to, by wzięły siekierę czy piłę i zrobili coś własnego. Wszystko musi iść po kolei.

Słyszałam, że ostatnio zostały wyznaczone miejsca, w których można legalnie urządzać sobie dłuższe wypady do lasu. Czy polecasz jakieś szczególne miejsca na bushcraft?

Każda rozważna osoba powie, że najlepiej jest wejść na stronę Lasów Państwowych lub aplikację BDL (Bank Danych o Lasach). W tych miejscach jest naniesiona siatka terenów, gdzie można legalnie biwakować. Można się tam wybrać i nie niszcząc przyrody biwakować. Nie wolno jedynie rozpalać ognia. Jest to trochę temat tabu, bo wiadomo, że zawsze ma się jakąś styczność z ogniem. Rozpalanie ogniska jest możliwe jedynie w miejscach do tego wyznaczonych. Zazwyczaj są to jednak tereny turystyczne, a nie typowo leśne.