Każdemu ciężko, ale to oni mają najbardziej przechlapane. Oto co czują ekstrawertycy na lockdownie

Agnieszka Miastowska
Znowu doczekaliśmy się lockdownu. Jedni z nas są na kwarantannie z powodu wirusa, innych rozkłada przeziębienie, jeszcze inni pracują na home office. Wyjść nie ma gdzie, więc wszyscy staliśmy się przymusowymi domatorami. Zamknięcie uciążliwe jest dla każdego, ale jedna grupa ma totalnie "przewalone". Są nią ekstrawertycy. Jak radzą sobie w zamknięciu, gdy ich baterie ładują wyjścia i kontakt z ludźmi?
Ekstrawertycy a lockdown. Grupa, która najtrudniej znosi zamknięcie w dom Kadr z filmu "Głosy"

Kim jest ekstrawertyk?

Jak najprościej wyjaśnić, kim jest ekstrawertyk? Poza tym, że kojarzy nam się z osobą otwartą, hałaśliwą czy rozmowną, to jest to przede wszystkim ktoś, kto do ładowania baterii potrzebuje innych ludzi.

– Ekstrawertyka poznamy po wielkiej potrzebie przebywania w miejscach, gdzie jest dużo ludzi i dużo się dzieje. Potrzebuje on mocnej stymulacji i zmiany. Dlatego wydaje się, że lockdown dla takich osób jest szczególnie dotkliwym przeżyciem – wyjaśnia psycholożka Katarzyna Kucewicz.

Sytuacja jest trudna dla wszystkich – nawet introwertycy i rasowe jesieniary, którzy uwielbiają spędzać czas pod kocem, z kubkiem ciepłego kakao i ulubioną książką, lubią to, gdy nie są do tego zmuszeni.


Ekstrawertycy jednak duszą się bardziej z każdym dniem zamknięcia. Wiem, co mówię – sama jestem ekstrawertyczką. Zaczynam być zmęczona wyjściami i znajomymi dopiero, gdy nasze małe tripy trwają kilka dni z rzędu.

Po jednym popołudniu z książką znowu jestem głodna spotkań z innymi ludźmi. Ale nie brakuje mi tylko moich znajomych.

Tęsknota za przypadkowym przechodniem

Tęsknię nawet za rzeczami, które w codziennej rutynie irytowały. Za spóźniającym się pociągiem i solidaryzowania się z osobami, które stoją ze mną na peronie. Marzną, zerkają nerwowo na zegarek, dzwonią do szefa i tłumaczą się ze spóźnienia. Tak jak ja.

Za obcymi ludźmi, którym zdarza się zagadywać mnie na ulicy. Wiecie, nie chodzi mi tylko o tych przystojnych obcokrajowców pytających o mój numer, ale o babcie, które w tramwaju opowiadały mi historie swojego życia, pokazując zdjęcia wnuków.

Tak, ekstrawertycy zazwyczaj pakują się w takie historie, jeśli uważacie kogoś za upierdliwego, to zazwyczaj jest osobą, z którą zaprzyjaźniłabym się w 5 minut.

Tęsknię za uśmiechaniem się do obcych ludzi na ulicy, łapaniem kontaktu wzrokowego na kilka sekund, śmianiem się z żartów, które słyszę w kolejce do kasy, a wcale nie są skierowane do mnie.

Brakuje mi podglądania, słuchania, irytowania się na obcych ludzi. Obserwowania ich na przystankach i ławkach, i zastanawiania się: gdzie jadą, kim są, co robią, co myślą, gdy zerkają na mnie. Inspirowania się nimi – szukaniem pięknego szalika, tylko dlatego, że upatrzyłam go sobie u jakiejś dziewczyny na ulicy.

I znalazłam masę osób, dla których lockdown w wielu wymiarach jest najgorszą możliwą karą. I to wcale nie dlatego, że cierpią z powodu choroby.

Ekstrawertyk na home office


– Ten lockdown to jest dla mnie całkowita kara. Ja rozumiem, że jest pandemia, ale z moim charakterem siedzenie w domu to jakaś męka. Wiesz, ja dalej jakbym miał siedemnaście lat – jeśli w piątek wieczorem siedzę w domu, a nie widzę się ze znajomymi, to wydaje mi się, że coś mnie omija i nikt mnie nie lubi. Tak po prostu mam – tłumaczy Paweł, który jak sam mówi, "żyje, gdy coś się dzieje".

O pracy na home office można rozmawiać długo – wiele osób powie, że brak dojazdów (szczególnie w coraz zimniejsze poranki) i oszczędzanie pieniędzy na jedzeniu czy benzynie to naprawdę wielkie plusy.

Patrząc na to logicznie tak, patrząc przez pryzmat temperamentu ekstrawertyka: nic nie zrekompensuje momentu, gdy wchodzisz do biura i widzisz wszystkich znajomych.

– Lockdown nie pomaga mi też w pracy. Ja lubię być w wirze zajęć, w środku takiego służbowego huraganu. Im więcej bodźców naraz, tym lepiej. A tak siedzę w tym domu i wysyłam maile bez końca – tłumaczy.

– Czasem mam wrażenie, że nic z tych mejli w ogóle nie wynika. Ja sobie piszę, a potem albo nie dostaję odpowiedzi, albo nie widzę efektów tego, że coś napisałem — dodaje Paweł.

Podobne zdanie ma Monika, dla której bycie w biurze to 50 procent pracy i 50 procent inwestycji w kontakty towarzyskie.

– Jasne, fajnie jest wstać godzinę później i popracować z łóżka, ale jeszcze lepiej było pić pierwszą kawę z przyjaciółką z pracy. Na lunch wybrać się z kolegą, który ci się podoba, ale nadal widujecie się tylko zawodowo – mówi.

– Z maślanymi oczami poprosić szefa o to, czy możesz wyjść wcześniej. A nie klikać do 17 na kompie i odczytywać maile, które nawet nie kończą się emotikonem, a kropką nienawiści — podsumowuje.

Kamerka "działa" tylko czasem


Zresztą nie jest w swoich odczuciach osamotniona. Zarówno ekstrawertycy, jak i introwertycy przyznają, że na home office zdarza im się pracować więcej niż z biura. Tylko tych pierwszych męczy to zdecydowanie bardziej. Brak widoku znajomej twarzy może po prostu bardzo stresować.

– Normalnie, gdyby szefowa chciała mi coś powiedzieć, po prostu porozmawiałybyśmy kilka minut przy kawie. Teraz jedyne, co dostaję to suchy mail. Rozmowy na kamerkach nie są wcale alternatywą – nie lubię pokazywać się w ten sposób. Mam wrażenie, że wszyscy są skrępowani – wyjaśnia Dominika.

Jakim przekleństwem jest lockdown, wiedzą także osoby randkujące czy te w świeżych związkach, które są nadal spragnione siebie nawzajem.

Ekstrawertycy charakteryzują się także większym temperamentem miłosnym — częściej zdradzają, częściej szukają mocnych doznań także ze swoim partnerem. Karol opowiada mi, jak bardzo stęskniony jest za swoją nową dziewczyną.

— Lockdown tylko mi komplikuje wszystkie sprawy. Nie możemy pójść do kina, nie możemy pójść do restauracji na randkę, a jak zaraz dojdzie do narodowej kwarantanny, o której mówił Morawiecki, to w ogóle zostanie mi siedzieć w domu na dupie i oglądać jej fotki na Instagramie. Zwłaszcza że mieszka pod Warszawą, a ja w Warszawie, więc "złapanie się" nie jest wcale takie oczywiste — wyjaśnia swoje miłosne perypetie.

Znajomi zza ekranu

Co jednak w przypadku spotkań ze znajomymi? Rozmowa z najbliższymi przyjaciółkami na kamerce nie powinna być tak niekomfortowa, jak spotkanie online z całym zespołem z pracy. Nawet ekstrawertycy nie chcą w domowym zaciszu oglądać każdego znajomego z biura.

— Ja się szybko tym nudzę, to nie jest alternatywa dla spotkania w kawiarni, podczas którego słyszę gwar rozmów innych ludzi, zapach kawy, jedzenia. Właśnie samo jedzenie było atrakcją, gdy brało się tam znajomych. Na kamerce zaraz komuś coś przerywa, ktoś czyta powiadomienia z pracy. To nie to samo, co picie wina na kanapie u przyjaciółki — wyjaśnia Monika.

I na pewno nie to samo, co wyjście do restauracji z prawdziwego zdarzenia. Narzekać można jednak w nieskończoność. Jak na typową ekstrawertyczkę przystało, potrzebuję jasnej i szybkiej odpowiedzi: co zrobić, żeby poczuć się lepiej – teraz, zaraz?

Codzienne rytuały to ratunek

Katarzyna Kucewicz podkreśla, że by nie zwariować, powinniśmy pamiętać o dwóch zasadach. Po pierwsze: kontakt z ludźmi. Po drugie: zorganizowanie dnia i znalezienie sobie konkretnego zajęcia.

— Powinniśmy rozplanować sobie nowe codzienne rytuały. To mit, że w domu nie możemy się rozwijać. Warto wymyślić sobie nawet takie nowe zajęcia, które będą nam sprawiały radość – wyjaśnia.

— To może być nawet głośniejsze słuchanie muzyki niż dotychczas, znalezienie nowej pasji. Nowe ciekawe aktywności, które możemy realizować w domu, są w czasie Internetu w zasięgu ręki i naprawdę mogą nam pomóc — dodaje.

I tak właśnie radzi sobie większość z nas. Nie trzeba rozpoczynać nauki chińskiego, by być produktywnym i zaangażować swoje ekstrawertyczne pokłady energii w coś, co da nam satysfakcję.

Podobną taktykę przyjął Paweł. — Staram się ciągle się czymś zajmować. Na pierwszym lockdownie zacząłem nawet puzzle układać i to takie po tysiąc kawałków, ale ten etap życia mam już chyba za sobą — wyjaśnia.

— Ale próbuję. Zamknęli mi siłownie, więc zacząłem znowu biegać. Nie mogę chodzić do knajp, więc zacząłem znowu więcej gotować. Grunt to mieć zajęcie — mówi.

Warto pamiętać, że wszyscy jesteśmy w takiej samej sytuacji. Wszyscy za sobą tęsknimy – czy jako znajomi, rodzina czy jako obcy sobie przechodnie na ulicy.

Lockdown wreszcie się skończy i ekstrawertycy spotkają się z introwertykami. Kto wie, może zamiana miejsc sprawi, że wreszcie nauczymy się słuchać introwertycznych znajomych?