Rząd zmusza mnie, bym 8-latkę zostawiła w domu samą. Drugi lockdown to chory żart!

Iza Orlicz
"Moja 8-letnia córka będzie musiała siedzieć sama w domu. Jeśli coś jej się stanie, kto za to odpowie?” – mówi oburzona mama Marysi. Inni rodzice też nie kryją swojej irytacji i zdenerwowania po decyzji o przejściu na naukę zdalną klas 1-3, bo jak przyznają wprost, to oni będą musieli uczyć swoje dzieci.
Czy dzieci z klas 1-3 dadzą radę uczyć się w trybie online? unsplash.com
Rosnąca liczba przypadków zakażenia koronawirusem sprawiła, że rządzący wprowadzili kolejne obostrzenia. Tym razem podjęto decyzję o przejściu w tryb nauki online klas 1-3. Rodzice mają tylko kilka dni, by przeorganizować swoje życie.

Zamknąć wszystko i po kłopocie


– Nie przejdę na zasiłek opiekuńczy, bo pracodawca już podczas poprzedniego lockdownu dał mi do zrozumienia, że nie jest to mile widziane. W mojej branży praca zdalna nie wchodzi w grę. Wychodzi więc na to, że moja 8-letnia córka będzie musiała siedzieć sama w domu. Jeśli coś jej się stanie, kto za to odpowie? – pyta mama Marysi. Nie kryje swojego zdenerwowania, bo znów czuje się pozostawiona sama sobie.


– W działaniach rządu nie widzę żadnego sensu. W szkole mojego dziecka, do której normalnie uczęszcza 800 uczniów, została ich garstka z klas 1-3. Można było zorganizować lekcje na kilku piętrach, by dzieci z poszczególnych klas w ogóle się ze sobą nie widywały. Tymczasem lepiej po prostu wydać rozporządzenie, zamknąć wszystko i po kłopocie, przynajmniej dla rządzących – dodaje mama Marysi.

Czy znów będziemy uczyć nasze dzieci?


Mama 9-letniej Zuzi i 7-letniego Tadeusza ma taką możliwość i od poniedziałku przechodzi na zasiłek opiekuńczy.

– Co mogę powiedzieć? Na podstawie poprzednich, kwietniowo-czerwcowych doświadczeń będzie ciężko, a nawet ciężej. Teraz będę miała dwójkę dzieci do ogarnięcia, bo syn w ubiegłym roku szkolnym był jeszcze w przedszkolu, teraz jest pierwszakiem – opowiada Marta, mama Zuzi i Tadeusza.

Ma nadzieję, że będzie to wyglądać inaczej niż podczas poprzedniego lockdownu. Wtedy łączyli się z panią jeden raz dziennie na godzinę, co w rezultacie sprawiło, że cały ciężar uczenia dziecka spadł po prostu na rodziców.

Inni rodzice podzielają te obawy, bo tak naprawdę panuje chaos i nic nie wiadomo.
– Czy wszystkie lekcje będą odbywać się online zgodnie z planem? Czy łączenie z nauczycielką będzie tylko na 1-2 godziny dziennie, by przekazać najważniejsze informacje? Czy znów jak przy poprzednim lockdownie praca nauczyciela ograniczy się jedynie do wysyłania listy stron, które trzeba "przerobić” w książkach? – pyta mama Marysi.

Nie stać nas na sprzęt


Niektórzy rodzice martwią się też, jak poradzą sobie w tej sytuacji tak małe dzieci, którym często trudno usiedzieć w ławce przez 45 minut.

– Szczerze? Nie wyobrażam sobie tego. Mój syn ma 7 lat i trzeba go zachęcać i mobilizować do nauki. Nie wstanie sam z siebie o godzinie 8 i nie zacznie pisać literek lub czytać. Trzeba przy nim usiąść, wyjaśnić mu treść zadań, pomóc, gdy czegoś nie zrozumie. Jednocześnie muszę to połączyć ze swoją pracą zdalną, gdzie też powinnam być na 100 proc. Ta perspektywa przeraża mnie, to będzie praca na dwa etaty – opowiada mama Szymona z 1 klasy.

Rodzice podnoszą też jeszcze jedną kwestię – dostępu do sprzętu. Rząd zapewnił, że da nauczycielom 500 zł, które będą mogli wydać na sprzęt elektroniczny, służący do nauki zdalnej. A co z uczniami?

– Jeśli lekcje będą odbywać się online, to każdy będzie potrzebował swojego sprzętu. Córka ma laptopa, bo kupiliśmy jej w kwietniu, mąż pracuje zdalnie i korzysta ze swojego komputera, a dla syna nie mamy na razie nic. Może uda się kupić jakiś używany, na nowy, szczerze mówiąc, po prostu mnie nie stać – mówi Marta, mama Zuzi i Tadeusza.