Rodzice zdradzili nam, co robią, by przetrwać. "Przez e-szkołę pracujemy na dwa etaty"
Iza Orlicz
01 kwietnia 2020, 15:12·3 minuty czytania
Publikacja artykułu: 01 kwietnia 2020, 15:12
Nauka zdalna to wyzwanie nie tylko dla dzieci, ale też dla ich rodziców, którzy nie ukrywają swojej irytacji czy zdenerwowania z powodu wielu problemów, jakie niesie ze sobą ta nowa sytuacja. Ponieważ nie wiadomo, ile jeszcze ona potrwa, część rodziców próbuje znaleźć skuteczne patenty na e-naukę.
Reklama.
W pierwszej kolejności wielu rodziców musiało rozwiązać problem z dostępem do sprzętu, bo okazało się, że w czasie epidemii jeden rodzinny laptop czy tablet okazał się niewystarczający.
– Byliśmy zmuszeni dokupić jeszcze jeden komputer, bo ja pracuję zdalnie w godzinach 9-17, a córka jest w liceum i część zajęć ma prowadzonych online z wykorzystaniem kamerki. Jeśli nawet korzysta z Classroomu, to wiele prac musi pisać w Wordzie i wysyłać do nauczyciela mailem. Ma też na bieżąco przeprowadzane sprawdziany z wykorzystaniem strony quizziz – mówi nam Magda, mama 16-letniej Michaliny i 4-letniego Franka.
Jej patent na organizację pracy i nauki zdalnej to podzielenie przestrzeni i robienie przerw.
– Pracuję w kuchni, córka uczy się we własnym pokoju, a mąż i syn „okupują” salon. Staramy się co 2-3 godziny robić przerwy i organizować jakiś wspólny posiłek. Mamy wtedy chwilę, by pogadać ze sobą i trochę się zresetować – opowiada Magda.
Czas na... odpoczynek
Lekcje we własnym pokoju odrabia też 12-letni Maks, syn Małgorzaty, który chodzi do 7 klasy. Do swojej dyspozycji ma komputer i telefon.
- My akurat jesteśmy w dobrej sytuacji, bo mamy jedno dziecko, więc nie było problemu ze sprzętem. Natomiast sporo jest tej nauki do ogarnięcia, więc finalnie Maks często siedzi przed ekranem od 8 do 17-tej, bo pomiędzy jedną lekcją a drugą jest zwykle godzina przerwy. Do popołudnia zwykle musi sobie radzić sam, bo ja i mąż pracujemy – opowiada Małgorzata.
Przyznaje, że w naukę zdalną zaangażowana jest i ona, i jej mąż, przez co czasem czują się jak na dwóch etatach.
- Gdy skończę, pracę pomagam Maksowi, bo na część lekcji muszę go nagrywać i wysyłać do nauczyciela plik, np. z zaśpiewaną przez niego piosenką na muzykę lub wyrecytowanym wierszem na język polski. Następnie mąż kompresuje pliki z telefonu na dysk, co też zajmuje trochę czasu – opowiada Małgorzata.
Jej patent na naukę zdalną? Dokładny plan dnia i… odpoczynek.
- Mamy wyznaczone godziny na pracę i naukę, robimy przerwy, ale przede wszystkim planujemy, co będziemy robić wieczorami. To nasz czas na relaks – gramy wtedy w gry planszowe, czytamy książki, syn komiksy, wychodzimy z psem, oglądamy filmy. W ten sposób odpoczywamy, by mieć siłę na kolejny dzień – mówi Małgorzata i przyznaje, że i tak im jest w miarę łatwo, bo syn jest już w pełni samodzielny i z większością rzeczy (również ze zrobieniem dla siebie kanapki) radzi sobie sam.
Na miarę możliwości
W innej sytuacji jest Dorota, mama 9-letniej Marty i 7-letniego Mateusza. Dzieci trzeba przypilnować, bo są za małe, by same mogły rozplanować sobie naukę.
– Mój podstawowy patent, by nie oszaleć w tej sytuacji jest taki, że do 15-tej wszystkim zajmuje się mąż – śmieje się Dorota.
– Sytuacja wygląda tak, że nadal chodzę do pracy, bo jestem zatrudniona w administracji państwowej i nie mam możliwości pracy zdalnej. Wieczorem przygotowuję dzieciom materiał na następny dzień, w ciągu dnia do librusa zagląda mąż i sprawdza, co trzeba zrobić na bieżąco. Przyznaję, że czasem się z tym wszystkim nie wyrabiamy, bo np. o przesłanie prac prosi jednocześnie pani z plastyki, z religii, ze świetlicy. I tak mam takie dzieci, od których łatwo mi różne rzeczy wyegzekwować, nie wyobrażam sobie, co przeżywają teraz rodzice, których dzieci mają jakieś deficyty. Chociaż i my wprowadziliśmy w naszym domu zasadę, że dzieci robią wszystko na miarę swoich możliwości. To nasz podstawowy patent – przyznaje Dorota.