Wyjazd na ferie zimowe to w teorii wypoczynek, podczas którego dzieci mają aktywnie spędzić czas na świeżym powietrzu. A w rzeczywistości? List nadesłany przez Karolinę uchyla rąbka tajemnicy. Po jego przeczytaniu w mojej głowie pojawiło się tylko jedno pytanie: "Czy wszyscy rodzice oszaleli, czy może tak zachowują się tylko pojedyncze przypadki?".
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
Dwa tygodnie wolnego to dla uczniów powód do radości, a dla rodziców kolejna zagadka do rozwiązania. Zorganizowanie opieki dla dziecka to niekiedy trudna sztuka. Do tego dochodzą jakieś atrakcje, które trzeba mu zapewnić, co jeszcze bardziej komplikuje sprawę. Z pomocą nadchodzą zimowiska, na które rodzice chętnie zapisują swoje pociechy.
Pokaz mody czy zimowy wyjazd?
"Jestem nauczycielką biologii, ale od kilku lat też jeżdżę z dziećmi na kolonie i zimowiska. I chyba bez chwili zastanowienia i drżenia w głosie mogę przyznać, że nie myślałam, że 24-godzinna opieka nad uczniami jest tak ciężkim kawałkiem chleba. Ale o tym może napiszę kiedy indziej. Dziś chciałam poruszyć inną, równie ważną kwestię.
Już jakieś dwa, no może trzy lata temu zauważyłam, że zimowiska zaczynają przypominać rewię mody. Nowe, markowe kombinezony, kosztowne plecaki, najnowsze akcesoria sportowe – wszystko to wygląda imponująco, ale w mojej głowie pojawia się pytanie: czy naprawdę jest to konieczne?
Zimowiska to czas wspólnej zabawy, ruchu na świeżym powietrzu i zdobywania nowych doświadczeń, a nie konkurs na to, kto ma droższe ubrania czy gadżety. Uwierzcie mi, dzieciom nie są niezbędne te metki i drogie naszywki. Ważne, by było im ciepło, wygodnie i by mogły swobodnie korzystać z uroków zimy. By mogły wygłupiać się z rówieśnikami, tarzać w śniegu i rzucać śnieżkami.
Czy naprawdę potrzebują kolejnego nowego kombinezonu, jeśli z tego z zeszłego roku jeszcze nie wyrosły, a jego stan jest niemalże idealny? Czy muszą mieć najdroższe buty (nie chcę wymieniać marek), skoro tańsze modele są równie fajne i wygodne?
Przyznaję, że przy tych 'odstrzelonych' w markowe ciuchy uczniach czuję się jak ktoś 'gorszego sortu'. Nigdy nie lubiłam wydawać pieniędzy na ubrania, wolałam przeznaczyć je np. na podróże.
A tak poza tym, sięgając po kurtkę z zeszłego roku, czy kupując coś używanego lub w przystępnej cenie, dajemy dzieciom przykład. Pokazujemy, czym jest oszczędność, że liczy się funkcjonalność, a nie metka na ubraniu.
Nie chodzi mi o to, by ograniczać dzieciom radość z wyjazdu – wręcz przeciwnie! Chciałabym, by mogły się cieszyć zimowiskiem bez zastanawiania się, kto ma droższą kurtkę i fajniejszy plecak. By miały przestrzeń do bycia sobą. To dzieci, uczniowie, a nie modele na rewii mody".
Chciałabyś dodać coś od siebie? Napisz, proszę, na adres: klaudia.kierzkowska@mamadu.pl