"Czuję się jak pół-matka. Wciąż jestem w żałobie". Takich kobiet jak Natalia są miliony

Redakcja MamaDu
Te kobiety to prawdziwe wojowniczki. Po wielkiej radości spadło na nie jeszcze większe cierpienie, ale one się nie poddały. 15 października obchodzimy Dzień Dziecka Utraconego – to święto wszystkich mam, które w swoim życiu musiały zmierzyć się z tak bolesną stratą.
15 pażdziernika to Dzień Dziecka Utraconego unsplash/ Kevin Laminto
Wstyd, żal, poczucie samotności i obwinianie się – te uczucia towarzyszą chyba każdej matce, która straciła dziecko. I choć historii dzielnych kobiet, które poradziły sobie z poronieniem, jest wiele, ja chciałabym opowiedzieć wam jedną z nich. Poznajcie Natalię.


Jeszcze dziś, opowiadając mi o swoich przeżyciach, jej głos drży, ale słowa świadczą o tym, że jest pełna nadziei. Mówi, że chce opowiedzieć swoją historię, by inne mamy, które także przedwcześnie musiały rozstać się ze swoimi dziećmi, poczuły w sobie odwagę i uwierzyły, że to nie ich wina i nie ich wstyd.


Wielka radość...


– Nie będę kłamać, że na początku było bajkowo, a my czekaliśmy jedynie na to, aż w naszym życiu pojawi się dzidziuś. Byliśmy z Łukaszem już kilka miesięcy po ślubie i stwierdziliśmy, że skoro sytuacja finansowa nam na to pozwala, zdecydujemy się na dziecko – Natalia zaczyna swoją opowieść.

Co chwilę słyszę, jak głośno przełyka ślinę. Wiem, że jej myśli wybiegają już dużo naprzód i trudno jest kontynuować opowieść. W razie czego zapewniam ją, że nie musi mówić, jeśli nie ma na to ochoty. Ona jednak zaprzecza.

– Bardzo się ucieszyłam, gdy okazało się, że jestem w ciąży. Zaczęliśmy wszystko planować. Tą nowiną podzieliłam się niemalże z każdym. Tyle razy widziałam, jak moje przyjaciółki czy kuzynki ogłaszały, że są w ciąży. Widziałam tę radość na ich twarzach, ale doświadczyć tego samemu, to coś zupełnie innego. Obok mojego ślubu to była najpiękniejsza chwila w moim życiu – mówi.

... i wielki smutek


Niestety po pięknych momentach przyszły trudniejsze. Dla Natalii wszystko to, co usłyszała u lekarza, było jak cios.

– W 6 tygodniu ciąży udałam się do lekarza. Choć niektórzy mówili mi, że to zbyt wcześnie, podświadomie bałam się o zdrowie dziecka i postanowiłam zrobić tak, jak uważam. Zobaczyłam wówczas zagnieżdżony zarodek, Pan Doktor powiedział, że wszystko jest w porządku. Prawdziwa tragedia zaczęła się, kiedy poszłam na wizytę w 8 tygodniu ciąży. To właśnie wtedy usłyszałam te słowa. Spadły na mnie jak wyrok – mówi Natalia.

Opowiada, że wówczas cały szpital stał się dla niej wrogim miejscem. Była po prostu zła. Na siebie. Na lekarzy. Na inne matki, no bo przecież ona – jak sama o sobie mówi – była "niedoszłą matką", "matką nie w pełni".

– Najgorszy był ten lekarz, który podszedł do tego z takim spokojem. Powiedział, że "tak to już jest" i, że "się zdarza". Nie mogłam znieść jego słów i tego zwyczajnego wyrazu twarzy. Jak w taki sposób mógł mówić o moim dziecku? Wyjaśnił, że nie słychać bijącego serca. Chwilę później zostałam sama w tej nieprzyjemnej sali. A może był tam jeszcze ktoś, ale niewiele z tego czasu pamiętam. W głowie miałam tylko jedną myśl: muszę iść do innego lekarza, do takiego, który powie mi, że moje dziecko żyje – wyznaje Natalia.

Z wyraźnym bólem, urywanymi zdaniami mówi o tym, co działo się później. Wizyta u innego lekarza, potwierdzenie okrutnego wyroku, tabletki, łyżeczkowanie i długie noce, podczas których nie mogła spać, a jedynie płakała w poduszkę. Przyznaje, że jeszcze nie ma siły mówić o tym, co dokładnie działo się w szpitalu. Wolałaby na razie do tego nie wracać.

Jak poradzić sobie ze stratą?


– Od mojej utraty dziecka minęły trzy miesiące. Wciąż jestem w żałobie. To było moje pierwsze wyczekiwane i upragnione dziecko. Szczerzę przyznaję, że wciąż sobie z tym nie radzę i daję sobie do tego prawo. Całe szczęście mam bardzo wspierającą rodzinę. Na razie nie myślę o kolejnym dziecku. Nie potrafię – mówi moja rozmówczyni.

Samo doświadczenie utraty dziecka było dla Natalii bardzo trudnym przeżyciem, okoliczności zewnętrzne wcale nie pomagały.

– Nie mogłam patrzeć na matki z dziećmi. Czułam się taką "pół matką" i cały czas miałam do samej siebie pretensje, o to, co się stało. Non stop wspominałam tego lekarza, który z taką wielką nonszalancją poinformował o śmierci mojego dzidziusia. W internecie wcale nie było lepiej. Trafiłam na dyskusję mam, które poroniły. Wśród nich znalazła się jedna osoba, która uważała, że my, kobiety, które straciły dzieci w pierwszych miesiącach ciąży, nie mamy prawa do smutku i płaczu – wyznaje Natalia.

Dziś – trzy miesiące po tej wielkiej stracie, zaczyna powoli układać sobie rzeczywistość na nowo.

– Są takie momenty, że to wszystko mi się przypomina – mówi. – Ale wiem, że z czasem będzie lepiej. Czasami jeszcze płaczę w poduszkę. Wiem, że nadejdą lepsze dni, muszą nadejść. Mój mąż też bardzo to przeżył, ale jest dla mnie wielkim wsparciem. W pierwszych dniach po poronieniu starał się być przy mnie, kiedy tylko mógł. Dbał o mnie, zapewniał rozrywkę. On także był bardzo dzielny.

Takich kobiet jak Natalia są na świecie tysiące. Jedne straciły dziecko w pierwszych miesiącach, inne w ostatnich. Jedne z powodu niebijącego serca, inne z powodu niezagnieżdżenia się zarodka. Każda z nich zasługuje na to, by mówić o niej "matka".

Nikt tak dobrze, jak one nie wie, czym jest strata i ból. Pamiętajmy – bliscy, lekarze, pielęgniarki, by być czułym, uważnym i troskliwym dla nich. Tylko tyle i aż tyle możemy zrobić.

– Wszystkim kobietom, które mają to doświadczenie za sobą, chciałabym powiedzieć, że wkrótce będzie lepiej. Wciąż pamiętam o moim najukochańszym dziecku, zawsze będzie w moim sercu, ale widzę światełko w tunelu. Będzie lepiej, zobaczycie – przekonuje Natalia.